Czy policja ochraniała czy inwigilowała opozycję podczas antyrządowych protestów? Informatorzy "Gazety Wyborczej" twierdzą, że to drugie.
Czy policja ochraniała czy inwigilowała opozycję podczas antyrządowych protestów? Informatorzy "Gazety Wyborczej" twierdzą, że to drugie. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Policjanci nie mieli żadnego wyboru. Dostali rozkaz i musieli go wykonać. Rozkaz dotyczył inwigilacji polityków i działaczy opozycji. Chodzili za nimi dzień w dzień, były instalowane podsłuchy, a wszystko bez sądowego nakazu. O sprawie informuje "Gazeta Wyborcza".

REKLAMA
Policjanci twierdzą, że nie przeprowadzali inwigilacji, a jedynie "czynności ukierunkowane na zapewnienie bezpieczeństwa śledzonych osób". – Bzdura. Gdyby tak było, nie użyto by policjantów operacyjnych do tajnych zadań – twierdzi jeden z informatorów "Gazety Wyborczej".
Kogo tak "ochraniali" policjanci? Polityków Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i działaczy KOD. Kiedy? Sprawa wyszła na jaw przy okazji protestów wobec pisowskich projektów ustaw znoszących zasadę trójpodziału władzy w Polsce. Przed kim policja tak wytrwale chroniła opozycjonistów? Nie wiadomo.
Za to ochrona była pierwszej klasy. Jak donosi "Gazeta Wyborcza", wyspecjalizowani w śledzeniu wywiadowcy chodzili za "obiektami” od świtu do zmierzchu. do dyspozycji mieli też podsłuchy, instalowane na 5 dni. Przy tak krótkim terminie nie potrzeba zgody czy nakazu sądu, zakłada się i gotowe – można słuchać. Zabawne jest to, ze najpierw przez pięć dni może słuchać policja, potem CBA, później inne służby, a wszystko w świetle prawa i po to, żeby chronić.
W sprawie inwigilacji doniesienie do prokuratury złożył już Ryszard Petru. Na razie nie podjęto jeszcze decyzji o śledztwie.