Politycy PiS i niektórzy księża zwracają uwagę na rzekomo cudowne ocalenie po nawałnicach na Pomorzu krzyży i kapliczek
Politycy PiS i niektórzy księża zwracają uwagę na rzekomo cudowne ocalenie po nawałnicach na Pomorzu krzyży i kapliczek Fot: ks Janusz Chyła/twitter

Politycy PiS mają proste wytłumaczenie kataklizmu, który nawiedził niedawno gminy województwa pomorskiego. Wykorzystują silnie zakorzeniony wśród Polaków katolicyzm ludowy i sugerują, że nawałnice to "kara boska", która spadła na miejscowości zarządzane przez przedstawicieli "totalnej opozycji". Dopatrują się też nadprzyrodzonych interwencji w tym, że na drodze kataklizmu ocaleć miały przydrożne kapliczki, a nawet stacje drogi krzyżowej. "Bóg ratował krzyże, pozwalając drzewom zabijać dzieci?” – pyta racjonalnie publicysta Waldemar Kuczyński.

REKLAMA
Podczas wyprawy krzyżowej przeciwko Katarom namiestnik apostolski, opat Arnaud zapytany, jak krzyżowcy mają odróżniać katarów od chrześcijan, miał rzekomo odpowiedzieć: "Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich”. Podobnej, bałwochwalczej retoryki używają dzisiaj niektórzy politycy prawicy bazując na zabobonach, gusłach i ludowych wierzeniach.
Jak trwoga to do Boga
Według prof. Jana Hartmana, filozofa, bioetyka i znanego ateisty irracjonalna reakcja PiS na nawałnice wynika z "podpowiedzi młodych cynicznych piarowców wynajmowanych przez tę partię”.
– To się opiera na technologii cynizmu. Wiadomo, że mniej więcej połowa społeczeństwa żyje i myśli "po staremu". II Rzeczpospolita, a potem PRL zakonserwowały taką ludową mentalność. Wiadomo też, że populizm społeczny odwołuje się do ludowych wyobrażeń i mitologii. PiS na tym żeruje – tłumaczy w rozmowie z naTemat prof. Hartman.
– Ta połowa Polaków podatna na taką retorykę będzie wrażliwa na argumenty, że skoro zdarzyła się klęska, to na pewno stał za tym jakiś "plan boży", a Bóg pokazał z kim trzyma i przeciwko komu. W ten sposób ludzie myśleli przez wiele tysięcy lat na całym świecie. I politycy i ich pijarowcy to wykorzystują, choć to może być broń obosieczna – podkreśla.
Zaraz po tym jak wyszła na jaw skala nawałnic na Pomorzu, i pojawiły się zarzuty o spóźnioną reakcję rządu, politycy PiS, działacze związani z tą partią i niektórzy księża zaczęli się doszukiwać przyczyn kataklizmu w siłach nadprzyrodzonych. To odwoływanie się do zabobonów jest niemal wyjęte z kart "Chłopów” Reymonta, a zarazem silnie związane z polskim ludowym katolicyzmem i na pewno trafiło na podatny grunt.
Składając kondolencje rodzinom i najbliższym druhen, które zginęły w Suszku, szef Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej hm. Grzegorz Nowik mówił, że "nie potrafimy zrozumieć jaki Boży plan przewidział takie wydarzenie” i wyraził nadzieję, że Bóg "otoczy blaskiem i ciepłem Najwyższego" tych, których "wezwał do siebie".
Jaki Boży plan przewidział nawałnice?
Co miał na myśli mówiąc o "Bożym Planie"? – Życie i świat jest wielką księgą, do której treści nie mamy dostępu. Są sytuacje, których nie możemy przewidzieć. Trzeba być pokornym wobec majestatu śmierci – wyjaśnił potem portalowi wp.pl.
Po nadprzyrodzone wytłumaczenia tragicznego zjawiska atmosferycznego na Pomorzu zaczęli sięgać także inni. "Niebywałe, że drzewa, na których były stacje Drogi Krzyżowej ocalały” – napisał na Twitterze ksiądz Janusz Chyła i opatrzył swój wpis stosownym zdjęciem.
"Widziałam bardzo wiele krzyży przydrożnych i kapliczek, wśród ogromu zniszczenia. Drzewa i słupy energetyczne leżały, a krzyże i kapliczki ocalały" – emocjonowała się na Twitterze posłanka PiS Jolanta Szczypińska.
Odniosła się do zdjęcia domu, któremu przechodzące przez Polskę wichury zerwały dach. Obok budynku stoi nieuszkodzony krzyż. "Krzyże i kapliczki zapewnią komuś dach nad głową? Ciepłą wodę? Prąd? To po co ci strażacy tak harują, może wystarczy się modlić? Żenujące." – odpowiedziała posłance jedna z internautek.
Mieszkańcy Pomorza mogli być także zdumieni po wysłuchaniu opinii znanego podróżnika i komentatora Wojciecha Cejrowskiego na temat powodów kataklizmu. Cejrowski prowadzi razem z Andrzejem Rudnikiem "Radiowy Przegląd Prasowy” w Radiu Koszalin.
"Modlitwa uchroni przed burzą"
"Wie pan czemu pan się bał? - zapytał swojego partnera podróżnik. "Bo pan się nie modlił” - odpowiedział sam sobie Cejrowski, nawiązując do słów Rudnika, który wyznał wcześniej, że takiej burzy jeszcze nie przeżył i że się bał.
– Ja, żyjąc na prerii, znalazłem sobie środki zabezpieczenia. Otóż, z tamtych średniowiecznych czasów są modlitwy i takie drobiazgi, poświęcone np. przez egzorcystę, które zakopuje pan na rogach swojej posesji i ma pan, pod warunkiem, że pan w to wierzy, gwarancję, że pana ominą wichury – tłumaczył Cejrowski.
Podróżnik postanowił podzielić się ze swoim rozmówcą i słuchaczami także refleksjami swojego wuja, który "przy ostatnich wichurach zaobserwował, że gdzie była kapliczka na posesji, tam wicher nie uderzył, zboża nie wyłożył".
– Gdzie się ludzie modlą i zapraszają księdza, żeby poświęcił ziarno przed siewem, tam nie wyłożyło się, a kto nie łazi do kościoła albo zbiory robi w niedzielę bądź w święto maryjne, temu się wyłożyło – powiedział Cejrowski.
Kropkę nad "i” postawił szef MSWiA Mariusz Błaszczak argumentując, że za sytuację w zniszczonych gminach winę ponosi totalna opozycja, bo to jej samorządowcy sprawują władzę w większości miejsc dotkniętych kataklizmem. Zabrakło tylko komentarza, że "Bóg ich pokarał”.
Prof. Hartman bije się w piersi, bo uważa że tzw. elity niewiele zrobiły by walczyć z ludowymi zabobonami.
– Zostawiliśmy tą połowę społeczeństwa samej sobie. Nie dotarliśmy do niej z edukacją, z kulturą. Teraz to się mści na różne sposoby. Trudno mieć pretensje do ludzi żyjących na wsiach czy w małych miasteczkach, którzy często od urodzenia byli wychowywani w zabobonie, w trwodze bożej, w podległości, czci dla władzy kościelnej i świeckiej żeby się z tego nagle otrząsnęli – mówi Hartman.
– To wymaga ciężkiej pracy. Natomiast pana harcmistrza z ZHR bronię bo organizacja której przewodzi ma skłonność do takiego myślenia jakie wyraził i to było raczej naturalne – dodaje.
Eksperci od pogody już kilka dni przed nawałnicami ostrzegali, że mogą być one bardzo gwałtowne i przekonują, że skalę tragedii można było zminimalizować.
"Nie zawracajmy głowy panu Bogu"
– Takich zjawisk nie da się uniknąć na całym świecie. Oczywiście było wiadomo, że będą takie wichury choć nikt nie mógł precyzyjnie przewidzieć gdzie konkretnie one wystąpią. Ale to nie jest problem klimatu, tylko braku dostosowania społeczeństwa i gospodarki do takich zjawisk. Najważniejszy jest przepływ informacji. Jeśli idzie powódź jest nieco więcej czasu na przygotowanie ludzi na żywioł, niż na nawałnicę – tłumaczy w rozmowie z naTemat prof. Maciej Sadowski, klimatolog z Instytutu Ochrony Środowiska.
Według niego, zawiódł cały system, który jest strasznie zbiurokratyzowany. – Rozumiem, że niektórzy szukają oparcia w siłach wyższych, ale nie przesadzajmy i nie zawracajmy głowy panu Bogu takimi sprawami – radzi prof. Sadowski.
– Poza tym z całym szacunkiem dla krzyży, które ocalały proszę porównać je z drzewami. Drzewo ma wielką koronę, która stawia opór wiatrowi, a krzyż ma dwa ramiona, po których wiatr się swobodnie przemieszcza. A więc drzewo padnie, a krzyż nie musi – tłumaczy racjonalnie.
Z drugiej strony, ekspert przekonuje, że za dawnych czasów było prościej. – Był jakiś dzwon we wsi, albo strażacy mieli wieżę z dzwonem i po prostu wszczynali alarm. Nie wiem, czy nie trzeba byłoby do tego wrócić, bo nie każdy nosi przy sobie komórkę, czy ma internet, a ludność trzeba zawiadomić o nadciągającej wichurze – zaznacza prof Sadowski.