Instytut Solidarności i Męstwa- taką nazwę ma nowa państwowa instytucja z budżetem wynoszącym - bagatela - 75 milionów złotych. W ostatniej chwili posłowie zamiast "odwagi", jak było w pierwotnej wersji projektu ustawy, wpisali do nazwy tego ciała "męstwo”. Instytut ma się zajmować upamiętnianiem polskich bohaterów i zapewne także dawać odpór wszelkim "wrogom polskości”. – To kompletny absurd – tak informację o nowej instytucji badawczej komentuje prof. Andrzej Paczkowski, historyk i były członek kolegium oraz rady IPN.
Nowa instytucja powstaje w ekspresowym tempie i nie wiadomo nawet tak naprawdę czym konkretnie będzie zajmować. Już na pierwszy rzut oka widać, że jego kompetencje będą się dublować z Instytutem Pamięci Narodowej i kilkunastoma innymi organizacjami, które zajmują się badaniem historii krzewieniem pamięci narodowej.
Kto na prezesa Instytutu Solidarności?
Ale będzie tam można zapewne zatrudnić kolejnych "prawicowych jastrzębi". Opozycja spekuluje, że na czele ISiM może stanąć Stanisław Piotrowicz, Dominik Tarczyński albo nawet dr Jerzy Targalski.
Instytut Solidarności i Męstwa ma być polskim odpowiednikiem izraelskiego instytutu Yad Vashem, a może nawet i Centrum im. Szymona Wiesenthala w jednym. Ma się zająć m.in. honorowaniem i upamiętnianiem obcokrajowców ratujących Polaków i Polaków ratujących swoich współobywateli.
Ustawa o powołaniu Instytutu Solidarności i Odwagi - tak początkowo miała się nazywać instytucja - została przegłosowana przez Sejm w czwartek. Na jej powstanie rząd wyda 75 mln zł.
– Sprawa jest poważna, dotyczy środków publicznych. Chciałem potwierdzić, że Polska potrzebuje poważnej polityki historycznej i poważnych badań – argumentował minister kultury Piotr Gliński, który ma nadzorować działanie nowego instytut Solidarności i Męstwa.
Kolejna instytucja od polityki historycznej
Opozycja zarzucała PiS, że marnuje pieniądze, bo instytucje, które zajmują się badaniami i polityką historyczną, już istnieją. – Proponuję, aby nowy instytut nazywał się instytutem wyciągania pieniędzy z budżetu albo instytutem dublującym inne instytucje – ironizowała posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus.
Prof. Magdalena Gawin, wiceminister kultury i Generalny Konserwator Zabytków tłumaczyła w radiu RMF, że Instytut ma mieć charakter badawczy i popularyzować zagadnienia dotyczące m.in. pomocy Polakom w czasie II wojny światowej.
– Będziemy chcieli czcić męstwo i solidarność tych wszystkich, którzy pomagali polskim obywatelom podczas II wojny światowej i w latach powojennych, którzy ryzykowali własnym życiem, żeby nam pomóc” – tłumaczyła.
– Będą drzewka, tak w Yad Vashem? - zapytał prowadzący rozmowę Robert Mazurek. –Pomyślimy jeszcze, czy będą drzewka. Na pewno będą odznaczenia - "Virtus et Fraternitas", fajnie się nazywają po łacinie – odparła Gawin
Prof. Andrzej Paczkowski, historyk i były członek kolegium IPN uważa, że tworzenie kolejnej instutucji badawczej zajmującej się historią to totalny absurd. – Przypomina mi to reakcję na spot o królikach. Istnieje przecież wiele instytutów badawczych, takich kóre upowszechniają wiedzę, czy zajmują się upamiętnianiem pamięci. Mamy choćby Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych – zaznacza w rozmowie z naTemat prof. Paczkowski.
"Instytucja całkowicie podporządkowana"
Pytany, czy nowa instytucja będzie kolejnym ramieniem IPN od polityki historycznej, profesor przypomina, że Instytut ma już piony historyczne: Biuro Badań Naukowych i Edukacji Publicznej. – Oba te piony zatrudniają sto kilkadziesiąt osób w całej Polsce i dają sobie zupełnie nieźle radę – podkreśla.
– Wydaje mi się że tutaj drugorzędną kwestią jest stworzenie stanowisk dla zaufanych ludzi. To jest tworzenie od początku instytucji całkowicie podporządkowanej władzy. Bo jeżeli się coś przekształca, to całego personelu od razu wymienić nie można, zawsze zostają jakieś złogi poprzedniego etapu – wskazuje prof. Paczkowski.
– A jak się tworzy coś od nowa, to istnieje pełna swoboda doboru pracowników i od razu można dobrać takich, którzy będą sprawnie realizowali wytyczne i założenia nowej instytucji. Podobnie było z Instytutem Badań nad Totalitaryzmami im. rotmistrza Witolda Pileckiego, który powstał przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego – wymienia kolejną instytucję.