
Koreański pop wypełnił pewną niszę, która została po Backstreet Boys, N*Sync, Spice Girls czy The Pussycat Dolls. Ludzie po prostu łakną takich zespołów, a jeśli dodamy do tego szczyptę egzotyki, to fani wariują. W Polsce ta luka jest wypełniana przez disco-polo, które jest trochę niechcianym dzieckiem girls- i boysbandów z lat 90-tych. Dlatego tak wiele osób woli słuchać... disco-koreo. Jest mniej przaśne, a równie pozytywne. – Amerykański pop wydaje się zbyt infantylny albo płytki, a hip-hop (europejski czy amerykański) zbyt agresywny. K-pop (z racji niezrozumiałego języka) chyba wydaje się "oczko wyżej" od radia, które również kreuje przeboje. Jest w tym trochę elitarności. Tak jakbyś powiedział "a ja to ambientu słucham"... tylko, że w wersji pop – mówi 27-letnia Emilia. K-pop uwielbia od lat i jest już na tyle dojrzałą fanką, że potrafi go posłuchać, tylko ze względu na piosenkę, a nie teledysk.
W koreańskich piosenkach i teledyskach "czuć pieniądz". To pełna profeska tworzona przez sztab fachowców. – Dla mnie k-pop wyróżnia się wysoką jakością produkcji muzyki oraz odmiennymi od zachodnich trendami, jakie w tym przemyśle panują. Wydaje mi się, że jest więcej swobody i kreatywności co do szukania nowych rozwiązań i interpretacji, więc każdy znajduje coś dla siebie. Po prostu w k-popie dostaję to, czego nie ma w muzyce pop europejskiej czy amerykańskiej, jest to ciekawa odmiana – mówi mi Julia, która ma 24-lata. Pierwszy raz usłyszała k-pop w 2012 roku, ale zagorzałą fanką tego stylu jest od trzech lat.
"Na pierwszym miejscu jest u mnie muzyka, w tym głos i umiejętności wykonawcy, ale zwracam też uwagę na całą wizualną oprawę, układ taneczny, nawet najmniejsze detale. Dobrze skomponowana otoczka potrafi naprawdę spotęgować siłę promowanego wydawnictwa, ale jeżeli jakaś piosenka mi się podoba, tylko akurat nie powala elementami wizualnymi, to wybaczam.
Moim ulubionym zespołem jest SHINee, na drugim miejscu jest EXO; oba zespoły wokalnie i tanecznie górują nad innymi i mają w tym swój charakterystyczny, wypracowany styl, który w obu przypadkach niesamowicie mi się podoba."
Faceci z teledysków są niemal zawsze umalowani, a ich rysy tak delikatne, że czasem nie od razu wiemy, czy mamy do czynienia z boys czy raczej girlsbandem. Koreańscy wykonawcy wyglądają czasem jak emo-chłopcy... ale na wesoło, lub hip-hopowcy, którzy blokowisko widzieli na Google Street View. To zupełne odejście od stereotypowego macho podoba się jednak fankom.
"Podoba mi się muzyka i cała otoczka, w tym sami wykonawcy. Myślę, że zarówno mnie jak i innym, także starszym kobietom, miło się patrzy na to, że są zadbani, nie ma w nich nic z drwala, dla którego ogolenie pach, przytulenie się do kolegi czy założenie kolorowego swetra to coś nie do zaakceptowania. Taki styl wciąż jednak króluje zwłaszcza we wschodniej Europie. Jestem pewna, że nastolatki marzą, by pokazać się z takim chłopakiem, jak np. mój faworyt V, który nosi spodnie z nadrukami, kolczyki i koszule z kokardami, jest miły, czuły i zabawny. Moja przygoda z k-popem zaczęła się od momentu, w którym mój chłopak zaczynał każdy weekend od piosenki "Bang Bang Bang" zespołu Big Bang. Szybko zaczęliśmy szperać w poszukiwaniu czegoś innego i tak wpadliśmy na wideo "DNA" BTS. Nie jestem z kolei w stanie słuchać girlsbandów. Np. Orange Caramel - "Catalenna", w którym dziewczyny występują jako sushi i strasznie piszczą, to dla mnie za wiele."
Nigdy nie jest się za starym na k-pop
Jak można zauważyć, dużo fanek to już dorosłe kobiety. Czyli zupełnie inaczej niż w przypadku "klasycznych" girlsbandów i boysbandów. – Nie wstydzę się tego, jak dla mnie to hobby jak każde inne. Trudno tylko czasem odnaleźć się w fandomie, gdzie jednak mimo wszystko przeważają nastolatki. Uważam, że obecnie taki pułap dojrzałości raczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, i wiele osób w wieku 20 plus, nawet koło trzydziestki, jest jakby jedną nogą nadal w czasach nastoletnich – mówi Julia.
Sama nazwa gatunku tj. k-pop pokazuje, że mamy do czynienia z czymś innym. Przecież nasz polski pop to nie p-pop, więc czemu oni dodają prefiksy? Ma to też związek z subkulturą. Tak jak punk miał pankowców i pankówy, tak k-pop ma kpoperów i kpoperki. Już teraz w wielu polskich sieciówkach są ciuchy jakby żywcem wzięte z koreańskich teledysków. A niektórzy wykonawcy pod względem stroju wyglądają bardzo "amerykańsko" (a raczej jak postacie z filmu lub anime science-fiction) – to ta symbioza, o której pisałem na początku. Mieszają się nie tylko style muzyczne, ale i cała kultura.
"Myślę, że swoją popularność k-pop zawdzięcza wypracowanym przez lata strategiom: co się dobrze sprzedaje, co się najbardziej spodoba, i dalszego tworzenia w tym kierunku. Może to brzmieć cynicznie, ale nie ma co ukrywać, że jest to dochodowy biznes, zatem pracownicy będą dążyć do tego, żeby się rozwijał globalnie. Duży też udział ma fandom - fani potrafią być bardzo głośni, widoczni i rozlewają się po całym internecie (śmiech). Takie poczucie wspólnoty też ma spore znaczenie."
System stażystów:
Zgodnie ze zwyczajem w nowoczesnym K-popie, stażyści przechodzą przez rygorystyczny system szkolenia przez nieokreślony okres czasu przed debiutem. Metoda ta została spopularyzowana przez Lee Soo-mana, założyciela S.M. Entertainment, jako część koncepcji nazwanej „technologią kultury” (kor. 문화콘텐츠기술). „The Verge” opisało to jako „ekstremalny” system zarządzania artystami. Według CEO oddziału Południowo-Wschodniej Azji Universal Music, koreański system stażystów jest unikalny w skali światowej. Czytaj więcej