Zygmunt Frankiewicz, prezes Związku Miast Polskich i prezydent Gliwic, podczas konferencji "Miasta przyjazne środowisku ".
Zygmunt Frankiewicz, prezes Związku Miast Polskich i prezydent Gliwic, podczas konferencji "Miasta przyjazne środowisku ". Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Reklama.
11 stycznia Sejm przyjął wszystkie poprawki Senatu do ustawy o zmianach w kodeksie wyborczym. Zygmunt Frankiewicz, prezes Związku Miast Polskich, wysłał w tej sprawie do Andrzeja Dudy list. I prosił w nim, aby głowa państwa jeszcze przed złożeniem podpisu, rozważyła kwestie wciąż budzące wątpliwości. Zaznaczył m.in, że część z przyjętych przez parlament zapisów może być niekonstytucyjna.
Ale Andrzej Duda nie posłuchał ani prezesa Związku Miast Polskich, ani posłów opozycji czy niektórych komentatorów, ekspertów. I podpisał nowelizację kodeksu wyborczego. Tę informację dziennikarzom potwierdził prezydencki minister Paweł Mucha. Opozycja grzmi: "ta ustawa jest nie do przyjęcia".
Andrzej Duda podpisał ustawę zmieniającą kodeks wyborczy, Związek Miast Polskich apelował o jej zawetowanie. Naprawdę mieliście państwo nadzieję, że uda się przekonać prezydenta?
Prezydent Andrzej Duda powiedział, że będzie się wsłuchiwał w głosy samorządu. Współpracujemy w kwestii kodyfikacji, przeglądu prawa samorządowego. Mieliśmy więc nadzieję, że prezydent uwzględni nasze argumenty. I albo nie podpisze ustawy, albo skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego. W piśmie w sprawie Kodeksu wyborczego wspominaliśmy m.in. o tym, że ograniczenie liczby kadencji jest sprzeczne z konstytucją. A to dlatego, że konstytucja nie dopuszcza zmian w biernym prawie wyborczym ustawami.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił, że ma nadzieję, iż najbliższe wybory odbędą się według nowych zasad. Podkreślał też, że planowane zmiany prawa wyborczego mają wszystkich przekonać, że wybory prowadzone są uczciwie. Głos prezesa – jak już wielokrotnie się przekonaliśmy – jest ważniejszy niż prezydenta.
Ale też prezes Kaczyński mówił, że ograniczenie kadencji będzie działało od najbliższych wyborów, a tak się nie stanie. W związku z czym pan prezes też się myli.
A co do uczciwości wyborów?

W Polsce po 1990 roku wszystkie wybory były uczciwe. Zapewne zdarzały się jakieś drobne nadużycia, ale nie miały one wpływu na wyniki w całym kraju. Było to nadzorowane przez Państwową Komisję Wyborczą, która składała się z ludzi zaufania publicznego, czyli sędziów. Po wprowadzeniu zmian, podejrzeń o nieuczciwe wybory może być bez porównania więcej. Dlatego, że na tym boisku – jakim są wybory – sędzią będzie jedna z drużyn. Państwowa Komisja Wyborcza będzie miała charakter stricte polityczny. Cała administracja wyborcza będzie zdominowana przez przedstawicieli partii rządzącej. Jeśli to mają być przesłanki do uczciwych wyborów, to ja mam kompletnie inne zdanie.
Co budzi państwa największe wątpliwości w nowym prawie wyborczym? Czy to jest właśnie ograniczenie liczby kadencji wójtów, prezydentów, burmistrzów, co oceniliście jako niekonstytucyjne?
Ograniczenie liczby kadencji jest ważne, dlatego że te miasta czy gminy, gdzie jest stabilność władzy, zdecydowanie lepiej się rozwijają. I to jest łatwe do udowodnienia. Ale wskutek m.in. naszych argumentów, nacisków, ta zmiana została odsunięta w czasie. I będzie obowiązywała po dziesięciu latach, licząc od najbliższych wyborów. Jeżeli następni rządzący w państwie uznają te argumenty, to mogą cofnąć ten szkodliwy zapis. W związku z czym nie jest to rzeczą najważniejszą.
A co w takim razie nią jest?
Według mnie najważniejsze jest to, co zmienia się w administracji wyborczej, czyli utworzenie odrębnej administracji wyborczej, urzędników wyborczych i komisarzy. I wybór tych osób będzie z zasady polityczny. Więc administracja publiczna będzie upartyjniona od góry do dołu. Do tego, organizacja wyborów jest odsunięta od samorządu, który wykonywał ogromne zadanie, bez problemów dla państwa, dla wyborców. Nie było widać, jak ogromne jest to przedsięwzięcie, bo zawsze było dobrze zorganizowane. W tej chwili mogą się tym zajmować osoby, które nie mają w tym doświadczenia. I nie wiedzą nawet, jaka jest skala tego zadania. Trudności techniczno-organizacyjne mogą być tak duże, że sprawne przeprowadzenie tego procesu może stać pod znakiem zapytania. Mogą się rodzić napięcia, ponieważ rozstrzygnięcia będą trwały bardzo długo.
Proszę podać przykład problemów techniczno-organizacyjnych, które może spowodować nowa ustawa.
Dam pani przykład. Powstaną dwie komisje wyborcze. Według pierwotnych zapisów miało w nich zasiąść po 9 osób. To już był dowód na to, że ktoś nie miał wyobraźni i doświadczenia. Pod naszym wpływem zmieniono ich skład – tak, że teraz będzie mogło ich być od5 do 9 osób. Wiemy, jak duże są trudności ze znajdowaniem ludzi do pracy w komisjach. Oni otrzymują zapłatę, ale niewielką. Ludzie więc się wycofują, jest ciągła rotacja, a praca w komisji wymaga przeszkolenia. Muszą mieć umiejętności pisania protokołów, organizacji pracy swojej i innych. Szczególną rolę przypisuje się przewodniczącemu. Jest wręcz napisane, jakie czynności musi wykonać, by zliczać głosy.
Jak się zsumuje czas trwania wszystkich czynności przewidzianych w ustawie, to wychodzi na to, że przy niezbyt dużej frekwencji, liczenie głosów będzie trwało co najmniej paręnaście godzin i będzie wymagało obecności wszystkich członków komisji.
Coś więcej?
Poza tym, lokale wyborcze. Na pewno będą gminne, miejskie. Do tej pory gminy robiły tak, że do komisji wyborczych delegowały pracowników jednostek oświatowych, w których odbywały się te wybory. To było praktyczne: miał kto otworzyć czy zamknąć lokal, wiedział co się w tej szkole znajduje. Teraz oczywiście takich rozwiązań nie będzie. Całość będzie organizowała osoba nieznająca terenu. To może rodzić praktyczne, pewnie drobne, choć masowe kłopoty.
I podejrzenia o manipulacje.
Będzie mnóstwo drobnych problemów, skarg, liczenie głosów będzie się przeciągało. Wprowadzono przecież wyłącznie papierowe protokoły. Będą podejrzenia o to, że ktoś tym manipuluje, nawet gdyby takich prób nie było.
Sprzyja temu także wprowadzenie zasady, że kartka wyborcza może być cała zamazana, byle w kratce był zestaw linii, które się przecinają. W ten sposób istnieje podejrzenie, że będzie można fałszować te wyniki wyborów poprzez dopisywanie czegoś do prawidłowo wypełnionej kartki.
Wątpliwości budzi też antyobywatelskie działanie przeciwko społecznościom lokalnym. Widać to też po składzie komisji wyborczych, do tej pory komitety lokalne były reprezentowane w miejskich komisjach wyborczych, obwodowych komisjach wyborczych, teraz to będzie głównie przywilej partii politycznych.
Czyli to znacznie zmniejszy udział obywateli.

Tak, wbrew temu, co w nazwie. Wszystkie partie, które są obecne w Sejmie czy sejmiku, będą miały prawo delegować swoich przedstawicieli do komisji wyborczych, zarówno tych obwodowych, jaki i miejskich. A komitety lokalne, które w przeważającej części kraju wygrywają te wybory, są obywatelskie, nie będą miały zapewnionych miejsc. Jeśli będzie nadmiar kandydatów, to będzie losowanie. Może się zdarzyć, że komitet, który normalnie wygrywa wybory i zdobywa większość mandatów w radzie, nie będzie miał swojego przedstawiciele w Miejskiej Komisji Wyborczej albo w Obwodowych Komisjach Wyborczych. Przecież to jest chore.
Nawet jeśli nie to było intencją, będzie się rodził taki zarzut próby manipulowania i fałszowania tych wyborów. Ci główni zainteresowani nie będą mogli przypilnować swoich interesów w Komisjach Wyborczych. To jest oddalanie spraw od obywateli i upolitycznianie wszystkiego w państwie, z wielką szkodą dla samorządu i obywateli.
W liście do prezydenta pisał pan także o tym, że obniżenie granicy liczby mieszkańców gmin, w których obowiązuje ordynacja większościowa, doprowadzi do upartyjnienia lokalnego życia publicznego w miastach średnich.

W pierwotnym projekcie wszystkie wybory miały być proporcjonalne, łącznie z najmniejszymi gminami. To już było całkiem absurdalne, bo w gminach swoich przedstawicieli nie miałyby sołectwa i poszczególne wsie. Proporcjonalne wybory, więc z jednej wsi może być dwóch czy trzech przedstawicieli, z drugiej – nikt. Podobne zjawisko, tylko na mniejszą skalę, będzie występowało w tych gminach, miastach, które mają powyżej 20 tysięcy mieszkańców, a nie są miastami na prawach powiatu.
W tym przedziale, czyli pomiędzy 20 tysiącami a tymi największymi miastami, cofa się wybory większościowe i wprowadza proporcjonalne. A te z natury są polityczne i szef partii decyduje, kto może kandydować. I od miejsca na liście zależy wszystko. Wybory większościowe preferują lokalnych liderów. Czyli znów ta obywatelskość tutaj jest ważniejsza. Czyli jest to ewidentne upartyjnianie wyborów samorządowych.
W internecie Związek Miast Polskich utożsamiany jest z totalną opozycją i jest "w stanie wojny z PiS". Czy nie obawia się pan, że ten list do prezydenta, w którym używa pan słów "upartyjnienie wyborów" i wytka nieścisłości, może zostać źle odebrany i odbić się jak nie na ZMP, to bezpośrednio na panu?

Niestety takie dzielenie i konfliktowanie środowisk jest teraz powszechne. Zarzucanie nam, że współpracujemy z totalną opozycją, jest totalną bzdurą. My poprawiamy w komisji wspólnej na masową skalę projekty aktów prawnych (ustaw i rozporządzeń), które trafiają do parlamentu. Gdyby nie ta praca, to tych błędów legislacyjnych byłoby zapewne więcej.
Co więcej, my w komisji wspólnej, zdecydowanie więcej niż 90 procent spraw przedstawianych przez rząd opiniujemy pozytywnie. Trzeba też przyznać, że obecny rząd uwzględnia nasze poprawki merytoryczne, korzysta z nich i później uzgadniamy projekt.
Są ustawy, które mają charakter polityczny i one najczęściej idą poza komisją wspólną, czyli ścieżką poselską i służą do załatwiania takich politycznych spraw, przeciwko którym często protestujemy. Ordynacja jest świetnym przykładem. To przecież nie idzie normalną drogą, dotyczy samorządu i samorząd w komisji wspólnej nie ma możliwości dyskutowania z tym.
To zarzucenie nam współpracy z totalną opozycją jest etykietą. Niech ci, którzy to piszą przypomną sobie, co robił Związek Miast Polskich za czasów poprzednich rządów. My zawsze pracowaliśmy merytorycznie. Tylko teraz jest to inaczej nazwane i traktowane. My robimy swoje, choć problemy nam się stwarza, ale to nie my jesteśmy ich przyczyną.
A pan personalnie nie obawia się konsekwencji?

Państwo idzie w złą stronę i ludzie inaczej myślący mogą być szykanowani. Myślę, że do tego jeszcze nie dochodzi. W sytuacji zupełnie beznadziejnej, 30 lat temu wydawało się, że PRL będzie wieczny, to wtedy narażałem się zdecydowanie bardziej, występując przeciwko tamtym rządom. Więc teraz miałbym się bać?

Wielu widzi analogię między PRL, PZPR a PiS czy obecną sytuacją w państwie. Henryk Wujec w rozmowie z naTemat przyznał, że idziemy dokładnie w tym kierunku.
Potwierdzam, że widzę obecnie wiele cech wprost zaczerpniętych z tamtej ideologii, z tamtego systemu.