Nie milkną echa incydentów, do jakich doszło podczas ostatniej pielgrzymki kibiców na Jasną Górę. Policja wydała komunikat, w którym przekonuje, że kibice nie są winni, choć siłą odebrali transparenty członkom stowarzyszeń Obywatele RP i Demokratyczna RP demonstrującym na klasztornych błoniach przeciwko rasizmowi. Według policji kibice zostali bowiem sprowokowani. – To kłamstwo! – twierdzi w rozmowie z naTemat Jolanta Urbańska, prezes Stowarzyszenia Demokratyczna RP i częstochowska radna PO.
Jolanta Urbańska: Weszliśmy na błonia, na "racowisko", które co roku organizują kibice. Nie mieliśmy zamiaru rozkładać banerów, chyba że zobaczymy z drugiej strony banery, które łamią zasady konstytucji. Podeszliśmy do murów klasztoru i zauważyliśmy transparent z rasistowskim hasłem "White United”, a także symbol neofaszystów, czyli krzyż celtycki, więc rozwinęliśmy nasze hasła m.in "Chrześcijaństwo to nie nienawiść", "Moją Ojczyzną jest człowieczeństwo" i "Tu są granice przyzwoitości" itp. Wszystkie nasze hasła miały chrześcijańskie przesłanie.
Żeby dokumentować to, co się dzieje. Ja mieszkam w Częstochowie i od dwóch lat chodzę na te quasi-pielgrzymki nacjonalistów. Zawsze w styczniu na Jasną Górę przybywają kibole, a w kwietniu Młodzież Wszechpolska. Chodzę tam jako obserwator. Widziałam jak eskaluje agresja, jak narasta nienawiść dla osób inaczej myślących.
Dlatego w tym roku skrzyknęłam grupę osób ze stowarzyszenia Demokratyczna RP i z Obywateli RP. Natomiast policja kłamie. Nie chodziło nam o żadną prowokację. Poza tym co to jest za język, jaka prowokacja? Błonia Jasnej Góry to nie jest przecież prywatny teren kibiców, my też mieliśmy prawo tam stać. Ojcowie Paulini nie wydali przecież komunikatu, że w tym dniu wstęp na błonia klasztoru mają tylko kibice.
Policjanapisała w specjalnym oświadczeniu, że wprawdzie kibice odebrali wam transparenty, które potem publicznie spalili, ale wina, że doszło do incydentów, leży po waszej stronie.
Jeszcze raz powtórzę, że policja kłamie. Przede wszystkim tam nie było żadnych funkcjonariuszy. Jako częstochowska radna PO złożyłam zresztą interpelację w tej sprawie. Tam nie było nie tylko policji, ale także zabezpieczenia przeciwpożarowego, nie było pogotowia ratunkowego. Nie było żadnych służb porządkowych. A przecież wszyscy wiedzieli, że odbędzie się "racowisko" i może być niebezpiecznie. Skoro nasze, głoszące tolerancję hasła na transparentach były prowokacją, to czym było zachowanie pijanych, wulgarnych, agresywnych kiboli? Myśmy milczeli, nie reagowaliśmy na słowne zaczepki i epitety. To kibole bardzo chcieli nas sprowokować, choć wcześniej na mszy ci wszyscy "naziole” przekazywali nam znak pokoju i podawali nam ręce.
Co się stało jak już wyciągnęliście swoje banery?
Zadziałała psychologia tłumu. My staliśmy w grupie ok. 15 osób. Jeden z kibiców podszedł bliżej zaczął krzyczeć, czy straszyć: "podpalić”. Doszło do szarpaniny, ktoś podbiegł z racą, zostaliśmy zakleszczeni z każdej strony, kibole próbowali nam odebrać jeden z banerów, który choć był na metalowym drążku, został złamany. Inni kibice pluli na nas z wałów jasnogórskich. Ktoś krzyknął też w naszą stronę: "wypier***". Zapytałam, jak mamy to zrobić, bo byliśmy przecież otoczeni i osaczeni. Powiedziałam też żeby nas wyprowadził. I on się chyba poczuł w obowiązku, zawołał "chodźcie za mną" i wzdłuż murów nas stamtąd wyprowadził.
Podobno doszło też do jakichś rękoczynów?
Tak, myśmy szli gęsiego. Jeden z kolegów dostał kilka kopniaków w plecy, zrobił później obdukcję. Mocno poturbowane zostały też dziewczyny, które broniły jednego z naszych banerów. Gdy wyszliśmy już z terenu klasztoru na ulicę Sienkiewicza, kibole rzucali w naszym kierunku petardy.
Akurat na Sienkiewicza mieli zgłoszone wydarzenie. Stał tam piękny namiot ONR. Wśród tych kibiców prym wiodły zresztą środowiska nacjonalistyczne. Wszędzie chodzili ludzie z opaskami ONR na rękawach albo "Polacy walczący”. Krzyczeli, że "na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, albo jakieś antyislamskie hasła, choć nie wiem co my mamy wspólnego z Islamem.
Byliście przesłuchiwani przez policję, trwa jakieś postępowanie?
Kolega dwukrotnie dzwonił na policję, gdy czuliśmy się zagrożeni, ale nikt nie interweniował. Dopiero później, jak sami znaleźliśmy funkcjonariuszy, dwie osoby z naszej grupy, te najbardziej poturbowane, pojechały na komisariat składać zeznania.