Wszystko wskazuje na to, że dziś Ryszard Czarnecki może stracić fotel wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Byłaby to pierwsza w historii PE taka sytuacja, że wiceszef traci stanowisko w trakcie kadencji. Europoseł PiS do końca jednak walczy o swoje – także metodami dość niekonwencjonalnymi.
"Podczas II Wojny Światowej
mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein" – to te słowa spowodowały, że nad głową Ryszarda Czarneckiego pojawiły się czarne chmury. W ten osobliwy sposób, porównując europosłankę PO do osób, które wydawały Żydów w ręce Niemców, polityk PiS ocenił
udział Róży Thun w filmie niemieckiej telewizji, gdzie krytykowała ona politykę obecnych władz.
Kilku eurodeputowanych zaprezentowało na Twitterze to, co znaleźli przed swoimi drzwiami. Politycy, nie tylko z Polski, otrzymywali także od Ryszarda Czarneckiego maile z prośbą, aby ci zagłosowali w jego obronie. "Dzisiaj to ja, jutro to możesz być ty" – wzywa europoseł PiS, tłumacząc, że głos za jego pozostaniem na stanowisku, to głos w obronie wolności słowa. "Widać bardzo żal mu oddać stołek" – skomentował Marek Plura z PO.
Głosowanie w sprawie przyszłości Ryszarda Czarneckiego zaplanowano w Strasburgu na dziś na godz. 12.00. Wszystko wskazuje na to, że zostanie on odwołany. Kandydata na nowego wiceprzewodniczącego PE wciąż będzie mogło wystawić Prawo i Sprawiedliwość.