Papugarnie to nowa moda w Polsce, która okupiona jest niewolą egzotycznych ptaków. Kolorowe ary i kakadu świetnie wyglądają na selfie, ale zupełnie zapominamy, że takie mini zoo prawie nie różni się od cyrków z dzikimi zwierzętami. – Papugi w tzw. "papugarniach" są traktowane jak towar mający być atrakcyjny dla zwiedzających. Pomijając kwestie światopoglądowe, czyli trzymanie w niewoli inteligentnych, dzikich zwierząt dla celów komercyjnych, problemem jest formuła działalności takich miejsc – mówi naTemat.pl aktywista Maciej Bielak.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Obecnie w Polsce nie wypada nie przejmować się losem braci mniejszych. Millenialsi masowo stają się wegetarianami, celebryci wspierają schroniska w blasku fleszy, a cyrki ze zwierzętami mają zakaz wjazdu w wielu miastach. Tymczasem jak grzyby po deszczu powstają kolejne przybytki kontrowersyjnej rozrywki, która powinna skłaniać do myślenia: czy to jest w porządku? Zdaniem specjalistów i niektórych pracowników papugarni ptakom dzieje się krzywda.
Papugarnie okiem specjalistów
W ciągu półtora roku powstało ponad 30 papugarnii w dużych, ale i mniejszych polskich miastach jak Stargard (prawdopodobnie pierwsza w naszym kraju), Jarosławiec czy Pobierowo. Lubimy egzotykę i bliski kontakt z naturą. Nic dziwnego, że ludzie tak garną się do niewielkich wolier, w których zamkniętych jest czasem ponad setka ptaków. Czy papugi faktycznie tam cierpią? Na zdjęciach z karmiącymi ludźmi wyglądają przecież na zadowolone.
A często przecież inteligencja papug porównywana jest do inteligencji małego dziecka. Kwestie światopoglądowe to jedna sprawa. – Problemem jest formuła działalności takich miejsc. Ptaki mają być zainteresowane zwiedzającymi i w wielu takich miejscach nie ma np. odosobnionych obszarów, gdzie te ptaki mogłyby odpocząć – mówi Maciej Bielak, który na swoim blogu również opisał tę kwestię.
– Garnięcie się tych ptaków do ludzi w tzw "papugarniach" jest często efektem warunkowania i wynika z oferowania przez te miejsca karmy do zakupu. Te ptaki nie przylatują do człowieka, bo chcą z nim być, tylko są przyzwyczajane, że człowiek ma jedzenie. Pytaniem retorycznym jest: czemu cały czas w godzinach otwarcia papugarnii te ptaki chcą jeść non stop? – dodaje aktywista. W internecie pojawia się coraz więcej tekstów pokazujących drugą stronę medalu, ale świadomość wśród ludzi wciąż jest mała. Nie słychać protestów organizacji proekologicznych, które zwykle w takich sytuacjach głośno wyrażają swoje zdanie, a w mediach są wręcz peany na cześć nowootwieranych placówek. Dlatego do akcji wkraczają "zwykli" miłośnicy zwierząt.
Mroczna strona papugarnii
Próżno szukać negatywnych recenzji tych miejsc np. na stronach na Facebooku. Przedsiębiorcy zablokowali możliwość dodawania opinii lub usuwają nieprzychylne komentarze. Dlatego przeciwnicy nowej formy rozrywki założyli na Facebooku stronę "Papugarnia - prawdziwe opinie" na której można znaleźć wstrząsającą relację z warszawskiej Papugarni Carmen, nazywanej "przybytkiem ptasiej niewoli".
Z wpisu dowiadujemy się, że agresywne papugi faszeruje się witaminą D, która je otumania "c*uj nie wie, że jest ptakiem". Firma rzekomo oszczędza na karmie, kupując najtańszą mieszankę, a chore lub... zdeptane papugi są trzymane na zapleczu, bo nie opłaca się ich leczyć (choć mini zoo jest dochodowe: "utarg z jednej z niedziel-dwadzieścia cztery tysiące"). Gdy ptak umrze, trafia do "tęczowego mostu": "to zamrażarka, w której są martwe papugi i sorbet mango".
"Kiedyś padło kontrowersyjne stwierdzenie, że jest to obóz koncentracyjny dla papug. Ja bym tego tak nie nazwała, ja bym papugarnie nazwała obozem pracy, w którym "niewolnicy pracują za kubeczek słonecznika". Dla uciechy ludzi... mam nadzieję, że nieświadomych prawdy i mam nadzieję, że jak poznają prawdę, to zrewidują swoje oceny papugarni" – czytamy na stronie "Papugi. Papuzie Centrum Informacyjne" w poście, który punktuje dlaczego popularne biznesy nie zapewniają dobrostanu ptakom.
Papugarnia od środka
W piątek po południu wybrałem się do kontrowersyjnej papugarnii Carmen przy al. Jerozolimskich w Warszawie. Pierwsze wrażenie? Nie jest tak źle, jak czytałem z opisów aktywistów w sieci, ale też nie jestem ornitologiem. Spodziewałem się dogorywających ptaków i tłumu rozwydrzonych dzieciaków gnębiących egzotycznych mieszkańców. Tymczasem panowała przyjemna atmosfera. Pary robiły sobie selfie, papugi przelatywały nad głowami, maluchy nie wydzierały się - w przeciwieństwie do skrzeczących papug.
Rzecz jasna byłem rozdarty między kwestią moralności, a przeuroczymi papużkami, które co chwilę siadały mi na ramieniu i skubały ekspres od bluzy lub bransoletki na ręku. Rozumiem już na czym polega fenomen tych miejsc i dlaczego zapomina się o tym, że te bystre ptaki tak naprawdę pogodziły się ze swoim losem i starają się czerpać radość z życia i towarzystwa ludzi. Innego wyboru przecież nie mają.
– Pracownica napisała te posty po złości. Rozmawiałem z nią o tym – mówi mi Jacek Szmagała z warszawskiej papugarnii Carmen. Tłumaczył, że kobieta została zwolniona, bo potrafiła się spóźniać nawet 3 godziny, a inne wpisy według niego należą do konkurencji oraz osób, które "nie mają co robić w domu". – U nas to nie klient, a ptak ma zawsze racje. W hali są nasi pracownicy, którzy nie pozwalają krzywdzić papug i reagują, kiedy trzeba – dodaje. Jacek Szmagała zapewnił mnie, że ptaki pochodzą głównie z polskich hodowli, pisklaki nie są odbierane od matek i generalnie odpierał wszystkie zarzuty przeciwników papugarnii.
– Papuga jest sobie w stanie poradzić w naszych warunkach klimatycznych, nawet jak ucieknie od właściciela. W małych klatkach i ogrodach zoologicznych ptaki mają gorsze warunki, a nazywanie papugarnii "obozem koncentracyjnym" to przesada – mówi Jacek Szmagała z Carmen. Woliera ma 360 mkw powierzchni i mieszka w niej 120 papug. Wychodzi na to, że na jednego ptaka przypadają 3 mkw przestrzeni. A i tak papugarnia, w której byłem, to jedna z większych (obecnie największa znajduje jest w Łodzi). Niektóre papugi mówią, ale przecież nie powiedzą, że jest jest im źle.
Na koniec kilka zdjęć z "papugarnii" na świecie.
Reklama.
Maciej Bielak
Blog Animalus, były pracownik łódzkiego zoo
"Termin "cierpienie" dla przeciętnego człowieka oznacza np. bicie, głodzenie czy zaniedbanie zwierzęcia, ale trzeba się zastanowić na ile rozmnażanie, trzymanie w niewoli i komercyjne wykorzystywanie ptaków, w naturze żyjących w dżunglach czy na sawannach, nie jest "cierpieniem".
To nie są udomowione zwierzęta. Oprócz faktu urodzenia w niewoli nie różnią niczym od ich dzikich przedstawicieli. Analogicznie by wyglądała sprawa, jakby ktoś w Ameryce Południe, Australii czy Afryce rozmnażał masowo np. sroki, kruki czy sowy, po czym wrzucał je na małą salę i na tym zarabiał."
Jacek Szmagała
Papugarnia Carmen w Warszawie
"Papugi są tak skonstruowane, że jeśli coś im się nie podoba to odlecą i usiądą w miejscu, gdzie nikt ich nie dosięgnie. Proszę spojrzeć na te drzemiące w hali ptaki. Dlaczego śpią? Bo czują się bezpieczne.
Ptaki nie są wygłodzone, bo karmimy je wyspecjalizowaną pokarmem. Ziarna, które dają im zwiedzający to przysmak, który wkrótce uzupełnimy suszonymi owocami. Nawet dobraliśmy gatunki tak, by wszystkie mogły jeść to samo. Nie możemy sobie też pozwolić na to, by ptak był chory i np. zaraził gości. To byłby przecież dla nas koniec działalności."