Jarosław Kaczyński przedstawił swoje propozycje programowe, które mają przekonać wyborców, że jego partia jest alternatywą dla PO. Dziś politycy rządzącego ugrupowania krytykowali prezesa PiS zarzucając, że jego propozycje są szkodliwe i nierealne. Nie podali jednak żadnych konkretów.
Małgorzata Kidawa-Błońska zaczęła od kultury. Dość osobliwy wybór, jak na odpowiedź na kompleksowe przemówienie prezesa największej partii opozycyjnej. Z kolei Adam Szejnfeld mówił o gospodarce. Zaczął jednak o ogólnych i mało rzeczowych stwierdzeń, nazywając propozycje prezesa PiS "zatrutymi gruszkami na wierzbie". Stwierdził, że ich realizacja może nas cofnąć "do stanu sprzed 1989 roku".
Zarzucił, że Jarosław Kaczyński nie przedstawił skutków finansowych tych propozycji. Pytał, czy połączenie PIT i CIT będzie oznaczało podniesienie podatków. Zarzucał, że realizacja tych postulatów będzie skutkowała zwiększeniem obciążeń dla przedsiębiorców.
Adam Szejnfeld ostrzegał też, że PS chce wprowadzić nowy podatek - obrotowy, nie w miejsce innych, ale równolegle. Według byłego wiceministra gospodarki obciążanie nim banków i supermarketów byłoby niekonstytucyjne. – Poza tym, czy miałyby nim być objęte banki spółdzielcze? Te małe, lubiane instytucje finansowe? – pytał poseł PO. Odpowiadał sobie, że nie usłyszymy żadnych konkretów od Jarosława Kaczyńskiego. – Propozycje prezesa PiS miała na celu zdobycie politycznych popleczników, a nie zaproponowanie realnej alternatywy wobec PO – dodał.
Żartował też z zapowiedzi dotyczących budownictwa. Przypominał słynne 3 miliony mieszkań. Podsumowując stwierdził, że "szkoda czasu na komentowanie partyjnego wystąpienia pana Kaczyńskiego". Szkoda jednak, że w wystąpieniu polityków PO zabrakło konkretnych wyliczeń. Dziś zrobili to samo, co prezes Kaczyński – rzucili słowa, bez konkretów. Te mają paść jutro.