Ilustratorka, autorka jednego z pierwszych blogów z obrazkami w Polsce, kobieta w sieci. Kiedyś uzależniona od bycia „online”, dziś bardziej sceptyczna. Agata „Endo” Nowicka – dziewczyna, której blog odmienił życie.
Reklama.
Olga Święcicka: Swojego bloga zaczęłaś prowadzić w czasach, kiedy słuchało się Spice Girls i nosiło koszulki z odkrytym pępkiem. Podejrzewałaś wtedy, że będziesz go prowadzić tak długo?
Endo: Na pewno kiedy zaczynałam, myślałam, że będę to robić bardziej regularnie, a wyszło jak zwykle. Nie myślałam o tym, że wiążę się z Komix’em na kilka lat. To była długa droga, dzięki której chociażby dostałam pierwsze zlecenie jako ilustrator.
Twój blog swego czasu był kultowy. Miałaś rzesze fanów, popularność, zlecenia. Dlaczego więc zdecydowałaś się go w końcu porzucić?
Blog był takim moim wentylem, sytuacją towarzyską. W pewnym momencie to przestało mieć rację bytu. Zaczęłam dostawać zlecenia na ilustracje, byłam zapracowana i straciłam energię do tego projektu. Kiedy zaczynałam wrzucać na niego rysunki, byłam anonimową osobą. Mogłam więc pozwolić sobie na szczere, często intymne prace. Potem nagle zrobił się na nim tłum, pod każdym rysunkiem pojawiały się setki komentarzy. Wpisy przestały być spontaniczne. Przestałam czuć się komfortowo.
A nie o to właśnie chodzi w blogowaniu? Żeby było głośno, tłumnie i publicznie?
Blog to była zabawa. Założyłam go z dwójką znajomych, których poznałam w internecie: Belle (Bartkiem Felczakiem) i Enenkiem (Dominikiem Zacharskim). Wcześniej wymienialiśmy się mailowo masą memów, historyjek i absurdalnych rysunków. W pewnym momencie poczuliśmy, że potrzebujemy bardziej oficjalnej platformy. Nie było jednak mowy o jakimś głębszym planie. Nie tworzyliśmy go z nadzieją, że coś wielkiego z tego wyjdzie.
Czyli eksperyment?
Można tak powiedzieć. W 2001 roku, kiedy zaczynaliśmy prowadzić Komix, nie było w Polsce żadnych blogów rysunkowych. To była absolutna nowość.
Nie tylko blogów nie było, ale też internet był zupełnie inny.
To prawda. Pamiętam „mój pierwszy raz z sieci”. To była druga połowa lat 90. Mieszkałam wtedy w Anglii. Kompletnie nie rozumiałam tego zjawiska. Nie było mi to wtedy potrzebne. Swoją drogą wtedy w internecie niewiele było ciekawych rzeczy. To był raczej większy komunikator. Pamiętam, że przygodę z siecią zaczęłam od czatów i gier . Namiętnie grałam w kalambury, tam też poznałam Pawła Jońcę, od którego kupiłam mój pierwszy tablet graficzny i którego dziś reprezentuję w ramach agencji ilustratorów ILLO.
Tych internetowych znajomości było więcej?
Oczywiście. Duża część ważnych osób w moim życiu wiąże się właśnie z sytuacjami blogowymi. Ktoś komentował, ktoś dawał linka do swojej strony, zaglądaliśmy do siebie nawzajem. Pamiętam, że bardzo tym żyłam. Blogosfera w tamtych czasach, to było stosunkowo kameralne towarzystwo. Wszyscy się kojarzyli. Jeśli ktoś przez kilka dni nic nie wrzucał, czuło się lekki niepokój. Emocje były na tyle silne, że jak zamykał się blog, to miało się pretensje do jego autora.
Przez dwa lata byłam uzależniona od internetu. To paradoksalne, bo myślę, że spędzałam w nim tyle samo czasu, co teraz. Wtedy jednak, jak tylko wychodziłam z domu, miałam objawy odstawienia. Dziś potrafię bardziej efektywnie korzystać z internetu. Nie jestem już tak związana z ciągłym byciem „online”, nie siedzę przed komputerem do świtu.
Tak, ale śledzę je raczej pobieżnie. Nie ma już we mnie takiej ekscytacji, czekania na nowe notki. Dziś blogi wyglądają zupełnie inaczej. To właściwie magazyny, gdzie jest i tekst, i zdjęcia, i grafiki. Zdecydowanie częściej kupuję przez internet albo oglądam seriale, niż czytam czyjeś wpisy.
No właśnie, a propos wpisów, pamiętasz swój pierwszy?
Nie pamiętam dokładnie, co to było. Pewnie jakaś bzdura. To była raczej forma gry, zupełnie, jak byśmy grali w karty. Nie miałam zresztą tylko jednego bloga. Zakładaliśmy je na wyścigi. Na początku było w tym dużo chaosu i łapczywości, wszystko było szybkie i bardzo spontaniczne.
To widać, kiedy przegląda się historię twojego bloga. Dużo zmieniło się przez ten czas?
Ogromnie. Moje pierwsze rysunki były naprawdę wykonane myszką w Paint’cie. Przez te wszystkie lata musiałam sporo się nauczyć. Co ciekawe, analogowo wciąż rysuję na tym samym poziomie, ale jeżeli chodzi o ilustracje komputerową, to zrobiłam ogromny postęp.
Wracasz do tych starych wpisów?
Czasem. Choć trochę mnie bolą oczy, jak patrzę na te pierwsze obrazki. Nie da się jednak ukryć, że ten blog, to kawałek mojego życia i ważna historia. Dzięki Komixowi znalazłam pierwsze zlecenia, mogłam rzucić pracę i zająć się tym, co naprawdę kocham.
Mieliśmy kiedyś taki pomysł z Bartkiem, żeby reaktywować Komix, ale na naszym serwisie blogowym pojawiły się reklamy. Do tego skonstruowane w dość przebiegły sposób, czyli nawiązujące do treści. Wyglądało to tak, że obok moich wpisów podpisanych „Endo” pojawiały się ogłoszenia reklamujące kliniki endokrynologiczne. To trywializowało wszystko, więc zarzuciliśmy pomysł. Ale właśnie pracuję nad aktualizacją swojej strony internetowej, która oparta będzie na blogu.
Współczesny internet złości.
Bywa męczący. Irytuje mnie fast-food’owość tego doświadczenia. Internet dziś to taki omnidystraktor, jest w nim wszystko. Czasem nawet sobie myślę, że jeśli chce się pracować powinno się mieć dwa osobne komputery – do internetu i do pracy. Paradoksalnie, internet mi w pracy jednocześnie pomaga i przeszkadza.