Daniel Olbrychski dla wielu już na zawsze pozostanie Kmicicem, Hamletem, Makbetem i Otellem. A dla niektórych… posłusznym platformerskiej władzy aktorzyną.
– Zawsze miał wrogów. Nie lubiono go, bo był wszędzie, miał temperament i tzw. parcie. Po roli w filmie "Ranny w lesie" przylgnęło do niego takie określenie wymyślone przez wrogie mu osoby: "Daniel Olbrychski. Ranny w dupę" – mówi naTemat Kazimierz Kutz, reżyser, który zna Olbrychskiego od 45 lat.
Niewiele się zmieniło. Olbrychski, aktor, który ma na koncie występy w ponad 150 polskich i zagranicznych filmach, dziś także budzi sporo emocji. A wszystko dlatego, że w swoich występach wykracza daleko poza scenę i ekran…
Cios w prezesa
– Oczywiście, że odmówiłbym roli Lecha Kaczyńskiego w filmie "Smoleńsk", podobnie jak odmawiałem, gdy robiono filmy ku chwale Felka Dzierżyńskiego – stwierdził wczoraj w "Kropce nad i" na antenie TVN 24. Ewę Stankiewicz, cenioną w środowiskach prawicowych dziennikarkę, przy tej samej okazji nazwał "niezdolną" i "żałośnie bezradną". Potwierdził też, że Jarosław Kaczyński podzielił Polskę bardziej niż stan wojenny, a reżyserowi Grzegorzowi Braunowi, który nawoływał do "odstrzelenia" odstrzelenia dziennikarzy, najchętniej ściągnąłby majtki i "publicznie sprawił lanie".
Wczorajszy występ Olbrychskiego obudził tych, którzy za politycznie i ideologicznie zaangażowane wypowiedzi już od kilku lat odsądzają go od czci i wiary. Znów pojawiły się komentarze - w mniejszości, ale jednak - że razem z Andrzejem Wajdą służy rządzącej Platformie Obywatelskiej, a tak w ogóle wielkim aktorem nie był i nie jest. Czym sobie na to "zasłużył"?
Poparcie dla PO
Był 2010 rok. Trwała kampania prezydencka Bronisława Komorowskiego. Sztab wyborczy wpadł na pomysł, by zorganizować honorowy komitet poparcia kandydata PO, w którym znaleźliby się artyści i inne osoby uznawane za autorytety. Olbrychski długo się nie zastanawiał. Swoją decyzję o wsparciu Komorowskiego tłumaczył potem strachem przed powrotem rządów Jarosława Kaczyńskiego.
"Nie wyobrażam sobie, żeby wróciło to, co działo się w Polsce przed paroma laty. Przecież to byto haniebne, przyniosło niepowetowane straty i międzynarodowe, i w samej Polsce. Groza ta IV Republika. Wiało bolszewizmem" – mówił. A Tusk? "Po tych kilku latach rządów Polska jest w doskonałym stanie politycznym" – stwierdził. Już wtedy wiele osób na prawicy skreśliło go z listy wybitnych artystów i zaliczyło do grona łże-autorytetów. Znalazł się tam obok wspomnianego Andrzeja Wajdy i Władysława Bartoszewskiego.
– Ucieszyłem się, kiedy usłyszałem, że dołączy do komitetu. Zwykle tak na świecie jest, że ludzie ze środowisk artystycznych, zwłaszcza znani, wspierają jakichś polityków. Daniel myśli podobnymi kategoriami jak pan prezydent, więc absolutnie się nie dziwię – komentuje w rozmowie z naTemat Jerzy Fedorowicz, aktor i poseł Platformy Obywatelskiej.
"Bić po mordzie"
Od wyborów prezydenckich minęło ledwie kilka miesięcy, a Olbrychski po raz kolejny zapracował na cios z prawej strony. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedział, że bracia Kaczyńscy "musieli być bici przez kolegów z klasy", a współpracownika prezesa PiS Adama Hofmana należy "bić po mordzie" za jedną z wypowiedzi o "kłamstwie smoleńskim".
– Nie boi się mówić o swoim pojmowaniu Polski. Co w tym złego? – pyta Kazimierz Kutz. – Obraźliwe komentarze w kierunku Olbrychskiego służą oddaniu złości i furii. Za politykę odpowiadają politycy, a aktor po prostu ma swoje poglądy i święte prawo, by je ujawniać – podkreśla Jerzy Fedorowicz.
Z szablą w galerii
Najważniejsze filmy, w których zagrał Daniel Olbrychski, to m.in "Popioły", "Potop", Wesele", "Ziemia obiecana", "Wszystko na sprzedaż", "Pan Wołodyjowski", "Pan Tadeusz", "Ogniem i mieczem". 67-letni aktor debiutował w 1963 roku w filmie "Ranny w lesie". Miał wówczas tylko 18 lat. – Kiedy zginął Ryszard Cybulski, gwiazda aktorstwa tamtych lat, powstała dyskusja, kto będzie jego następcą. Wyszło na Daniela – wspomina Kazimierz Kutz.
Olbrychski, co potwierdzają jego znajomi, wychodzi z podobnego założenia od początku kariery aktorskiej. Dewiza "odważnie wygłaszać swoje poglądy" w połączeniu z jego specyficznym temperamentem nie raz okazywała się mieszanką wybuchową. Wdawał się w uliczne bójki, spoliczkował syna premiera Piotra Jaroszewicza, a w 2000 roku wkroczył do warszawskiej galerii Zachęta i szablą Kmicica pociął wiszące na ścianach fotografie autorstwa Piotra Uklańskiego. Jak twierdził, była to manifestacja sprzeciwu wobec przedstawiania aktorów w nazistowskim kontekście.
– Tak, już jako młody człowiek był nieokiełznany. Ma wszystkie zalety, a być może także wady, takiego człowieka z kresów wschodnich – mówi Kutz.
W latach 70. Olbrychski razem z Kutzem zaangażował się w poparcie dla opozycji demokratycznej. Podpisał list w obronie robotników Radomia i Ursusa, co spowodowało, że w 1977 roku stołeczna Milicja Obywatelska otworzyła sprawę rozpracowania operacyjnego o kryptonimie Kmicic. "Dzwoniono na przykład do mojego ojca z informacją: 'Umrzesz jutro'" – wspominał w rozmowie z "Newsweekiem".
Olbrychski szczególnie chętnie wypowiada się o Rosji, co też nie przysparza mu sympatyków w prawicowych środowiskach. Po katastrofie smoleńskiej tłumaczył na przykład na łamach "Gazety Wyborczej", że w stosunkach dwóch narodów połączonych tragedią musi dojść do nowego otwarcia.
Polityka? "Mógłby się sprawdzić"
Poparcie Olbrychskiego dla prezydenta Komorowskiego i jego przyjacielskie stosunki z wieloma politykami PO rodzą pytanie, czy jeden z najbardziej znanych polskich aktorów nie staje się coraz bardziej łakomym kąskiem dla rządzącej partii. Jerzy Fedorowicz z PO nie sądzi jednak, by Olbrychski zgodził się na kandydowanie do parlamentu. – W zasadzie poza mną nie ma w Sejmie aktorów. On pozostanie człowiekiem, który mądrze, ale z zewnątrz, komentuje polityczną rzeczywistość – stwierdza.
Kazimierz Kutz chętnie widziałby kolegę po fachu w senacie, tyle że jeszcze nie teraz. – Mógłby się sprawdzić, gdyby Senat nie był przedłużeniem partii, ale izbą ekspertów, byłych prezydentów i tak dalej. Jest potrzebny, bardziej niż kiedykolwiek. Ale w tej chwili, przy tym systemie, on by tam chyba umarł – mówi reżyser.
Mamy przyjaciół, którzy są z różnych politycznych opcji (poza Samoobroną i LPR-em). Oboje cieszymy się z każdego kolejnego wystąpienia Janusza Palikota, oboje kochamy Andrzeja Celińskiego, lubimy biesiadować z Leszkiem Millerem. Nie znosimy prezesa PiS-u za cyniczne żerowanie na najgorszych polskich instynktach. Ale bardzo lubimy Panią Marię Kaczyńską. I zaręczam – jest za co.