
Słynny lokal "Witaminka" jutro miał zniknąć z krajobrazu i historii Wrocławia. Dziesiątki lat tradycji tego miejsca przegrywają bowiem ze zbyt wygórowanymi wymaganiami finansowymi władz Wrocławia. Pod naciskiem mieszkańców urzędnicy postanowili dziś dać temu miejscu jeszcze jedną szansę.
REKLAMA
Kto zwiedzał Wrocławi naprawdę chciał poznać klimat tego miasta, prędzej czy później trafiał do słynnej "Witaminki". Lokalu, który kiedyś był podobno powiewem Zachodu w szarej rzeczywistości PRL. Wtedy do "Witaminki" ustawiały się kolejki, a na świeżo wyciskany sok, czy deser trzeba było czekać nawet przed wejściem. Po latach kapitalizmu słynny lokal zaczął jednak przegrywać konkurencję z wielkimi sieciami, a teraz prawie przegrał także z wrocławskim magistratem i już w czwartek miała skończyć się jego trwająca ponad 50 lat historia.
A było tak pięknie...
- Czasy świetności tego miejsca minęły. Dziś stałymi klientami kawiarni wciąż są starsi ludzie z okolicy rynku i studenci, których nie stać na modne kawiarnie albo nie lubią komerchy - mówi naTemat Ania, która kończy studia na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziewczyna dodaje, że "Witaminki" bardzo by jej brakowało. Może nie podawano tam już fantazyjnych deserów, ale kilka złotych za cały czajniczek herbaty i niewiele więcej za smaczną galaretkę pozwalało na spotkanie ze znajomymi bez większego uszczuplenia studenckiego budżetu.
Dlaczego lokal mógł zniknąć? Wszystko przez wyjątkowo krótkie i twarde negocjacje, które władze Wrocławia prowadziły z właścicielkami "Witaminki". Jak donosi portal tuWroclaw.com, właścicielki były w stanie zaoferować miesięcznie około 400 zł więcej niż dotychczas. Wrocławski Zarządu Zasobu Komunalnego zażądał tymczasem aż prawie 2 tys. zł więcej. Dotąd "Witaminka" płaciła bowiem 7,5 tys. zł za miesiąc, teraz miało to być ok. 10 tys. zł. Urzędnicy negocjowali te warunki tylko raz, potem kazali wybierać.
Nie wszystko stracone?
"Witaminka" miała się więc wynieść z lokalu przy wrocławskim rynku już jutro. Jednak kłopoty kawiarni z nowym czynszem stają się we Wrocławiu sprawą najwyższej wagi. Najpierw czwartek złożenie odpowiedniej interpelacji w obronie "Witaminki" zapowiedziała radna Platformy Obywatelskiej, Agata Gwadera-Urlep. - Ten lokal jest przecież miejscem wyjątkowym i na stałe wpisał się w historię miasta - powiedziała w rozmowie z tuWroclaw.com. Potem w jego obronie wystąpili także lokalni politycy, w tym nawet poseł PO Stanisław Huskowski, były prezydent Wrocławia.
Podobnie jak uważa pani Grażyna, która choć od lat mieszka w Trójmieście, wracając do rodzinnego Wrocławia zawsze odwiedzała "Witaminkę". - Nie dla tego, że podają tam jakieś cuda. Nie, chodzi o zwyczajny sentyment do miejsca. Właściwie to od wielu lat obecni właściciele nie dorastają do pięt temu, co oferowano tam nawet w PRL-u - mówi naTemat. - Ale "Witaminka" to jedno z ostatnich miejsc, w którym kilka pokoleń mieszkańców miasta ma wspomnienia z dzieciństwa, pierwszych randek... Takie miejsca znikają z każdego miasta i szkoda, że Wrocław idzie tym tropem - podsumowuje.
Dziś po popołudniu dla "Witaminki" pojawiła się jednak ostatnia szansa. Wrocławski magistrat ugiął się bowiem pod naciskiem ponad tysiąca mieszkańców miasta, którzy poparli petycję w obronie lokalu, którą zorganizowała "Gazeta Wrocławska". Osobistą decyzją prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza Zarząd Zasobu Komunalnego ma ponownie wrócić do rozmów z właścicielkami "Witaminki" i postarać się zawrzeć nową umowę, z zastrzeżeniem, że będzie ona obowiązywała maksymalnie dwa lata. Dopiero wówczas mają rozstrzygnąć się dalsze losy kultowej "Witaminki".
