Drogi Prezydencie,
w zasadzie w ogóle nie powinnam odnosić się do Pańskiej wypowiedzi, gdyż nie była skierowana do mnie. W końcu zatytułowana jest “drodzy geje”, a ja gejem nie jestem. Coś mi jednak mówi, że ten tytuł może mieć związek z podwójnym wykluczeniem. W końcu kogo obchodzą lesbijki, które podobno są jak krasnoludki- wszyscy słyszeli, a nikt nie widział. O osobach biseksualnych nawet nie wspominam, bo jak
wszyscy wiemy, nie istnieją.
Reklama.
Pisze Pan o osobach o “odmiennych gustach”, które nie byłyby w stanie “zdobyć” więcej niż jednego przedstawiciela w Sejmie. Podobno Polacy lubują się w meblach ze sklejki, czy chodziło więc o osoby gustujące w meblach z litego drewna? A może chodziło o mężczyzn niegustujących w sandałach i skarpetkach, co jest, zdaniem wielu stylistów, typowym połączeniem wielu Polaków? Oczywiście kpię, ale nie dla samego wykpiwania. Chciałabym jedynie, żeby Pan Prezydent, wymieniany często przez obcokrajowców w tym samym rzędzie z Chopinem, Żubrówką i Wojtyłą, zaczął wreszcie używać nazewnictwa rodem z cywilizowanego świata. Nie “gusta”, tylko orientacja i nie “odmienna”, a inna niż heteroseksualna. Jeśli dla Pana taka nomenklatura jest nadmierną tolerancją wobec osób nieheteroseksualnych, to proszę nazywać rzeczy po imieniu i dać upust swojej homofobii. Czy takie chowanie się za słodką otoczką z neutralnych słów nie jest tchórzostwem?
Dalej pisze Pan, że zna gejów. Czy z związku z tym mam uznawać Pańskie słowa za mniej szkodliwe? Jak słusznie zauważyła Monika Olejnik, odnosząc się do słów Joanny Szczepkowskiej o “gejowskim lobby”, aktorka stwarza sobie swego rodzaju alibi, mówiąc, że do gejów nic nie ma, ale... Jeśli więc Pańscy homoseksualni znajomi faktycznie istnieją i usiłuje Pan zrobić sobie ze znajomości z nimi podobne alibi, to pozostaje mi tylko im współczuć, bo kiedy cały świat (proszę zwrócić uwagę chociażby na okładkę amerykańskiego Newsweeka) piętnuje Pańskie słowa, a oni cały czas utrzmują z Panem, cytuję : “przyjacielskie relacje”, to świadczy o ich braku szacunku względem samych siebie.
W Pańskim felietonie uderzyły mnie takie zwroty jak uciszanie i szantażowanie, które to metody są rzekomo stosowane na Panu po tym, kiedy wypowiedział się Pan na temat osób homoseksualnych. Dziwi mnie to, że Pan, który w latach 70. był wielokrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany przez funkcjonariuszy SB, a w stanie wojennym internowany, używa tego typu określeń. Otoż, Panie Prezydencie, jeśli uczelnie nie chcą Pana zapraszać na wykłady, a media nie chcą dłużej tworzyć Panu platformy do dyskryminujących wypowiedzi, to dzieje się tak, ponieważ uczelnie, szczególnie te zachodnie, nie godzą się na dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, a czwarta władza coraz częściej stara się szerzyć postawę akceptacyjną, na co obecność moja i moich bliskich w mainstreamowych mediach jest najlepszym dowodem.
Bawi mnie natomiast zwrot “kto z kim sypia i jakie dzięki temu ma prawa i przywileje”.Panie prezydencie, ja sypiam w jednym łóżku z moją dziewczyną i dwoma naszymi kotami i, o dziwo, nie mam w związku z tym żadnych dodatkowych praw. Natomiast jeśli chodzi o to, że mamy wspólne łóżko, więc jesteśmy parą, to jest dokładnie odwrotnie, niż Pan mówi - nie tylko nie mamy dodatkowych praw, nie mamy również tych podstawowych. Bo czy podstawowym prawem osób bliskich nie jest możliwość otrzymania informacji na temat zdrowia partnera, możliwość pochówku, czy wzięcia urlopu, kiedy partner jest ciężko chory? Dalej pisze Pan o “nadmiernym eksponowaniu praw mniejszości”. Otóż nie da się eksponować czegoś, czego się nie ma. Jeśli natomiast chodzi o eksponowanie naszych żądań do tych praw, to skoro nam ich Pan “nie odmawia”, to proszę użyć swojego autorytetu, o którym tyle Pan mówi, by ułatwić nam ich wyrównanie.
Przy okazji praw pozwolę sobię też odnieść się do słów “premiujmy rodzinę, która przysparza nowych obywateli”. To może być dla Pana nowość, ale tzw. tęczowe rodziny również przysparzają nowych obywateli! To, że dana osoba nie jest heteroseksualna, nie znaczy, że jest automatycznie bezpłodna (co na temat Pańskich słów myślą pary, które nie mogą mieć dzieci, to już inna bajka). Ja na przykład chciałabym mieć dzieci i będę je miała jak tylko uznam, że polskie prawo, w razie mojej śmierci, nie odbierze ich mojej partnerce. A jeśli w najbliższym czasie ustawodawcy nie uregulują tej kwestii, to nie widzę przeszkód, żeby przysparzać nowych obywateli chociażby Wielkiej Brytanii.
W jednej Pańskiej wypowiedzi czytam, że powinno się głosić własne poglądy, a jednocześnie apeluje Pan o rozsądek. Otóż my, zwolennicy ustawy o związkach partnerskich, własne poglądy głosimy, by potem spotkać się z agresywną krytyką z Pańskiej strony. Gdzie tu logika? A przecież poglądom tym nie brak rozsądku prezentujemy postulaty, które mają ułatwić życie najbardziej licznej mniejszości w Polsce.
Zachodni świat, który już nie pała takim entuzjazmem wobec zapraszania Pana na wykłady, już wie, że te postulaty są bardzo rozsądne, a wprowadzenie ich w życie nie spowodowało końca świata.“ (...) nie będę nikogo przepraszał, wycofując się ze swoich poglądów.”. Ja natomiast chciałabym przeprosić wszystkich tych, którzy poczuli się źle przez serię Pańskich wypowiedzi. Szczególnie chciałabym przeprosić tych, którzy nie mają wsparcia w rodzinach, przyjaciołach, są odrzucani w lokalnych społecznościach, w szkołach, w pracy. Jeszcze bardziej chciałabym przeprosić wszystkich tych, którzy po Pańskich słowach spotkali się ze stygmatyzacją, agresją, przemocą. W jednym przypadku widzę jednak między nami podobieństwo - ja też ze swoich poglądów się nie wycofuję i nie przestanę ich głośno wyrażać, dopóki wszyscy ci wymienieni wyżej nie przestaną się bać efektów takich słów jak Pańskie.