Czy da się zmierzyć i zbadać szczęście? Wielu naukowców przekonuje, że tak. I dlatego wymyślają skomplikowane formuły, które mają określać, czy jesteśmy szczęśliwi. W taki oto sposób Polskę sklasyfikowano na 13. miejscu w rankingu szczęśliwości. Ale z tym, jak czujemy się naprawdę naukowe wywody mają niewiele wspólnego.
W rankingu SPI (Social Progress Index), nazywanym również rankingiem najszczęśliwszych państw świata, Polska jest na 13. miejscu pośród 50 krajów. To wysoko. Przed nami są oczywiście takie państwa jak Wielka Brytania, Szwajcaria czy Szwecja. To właśnie ten ostatni kraj uzyskał najlepszy wynik. Ale czy takie badania mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Czy naprawdę da się zmierzyć szczęście – określić, kto, kiedy, dlaczego i jak bardzo jest szczęśliwy?
Jak zmierzyć szczęście
Wielu naukowców przekonuje, że tak i usilnie stara się to udowodnić. Socjolog dr Robert Sobiech wskazuje, że o szczęściu mogą mówić nam trzy typy badań: 1. warunków życia, 2. oceny zadowolenia z usług publicznych takich jak edukacja czy służba zdrowia i 3. poziom naszego zadowolenia z życia. Dopiero połączenie tych trzech wyników może dać nam jako taki obraz szczęścia w społeczeństwie.
- W Polsce mamy problem z tym drugim poziomem, za mało jest takich badań, by dokładnie coś określić. Według ogólnych wyników jesteśmy dość zadowoleni ze swojej sytuacji materialnej, tak deklaruje ponad 40 proc. z nas - podkreśla dr Sobiech.
Co nas czyni szczęśliwymi?
Eksperci z University of Canterbury w Nowej Zelandii zbadali, jakie czynności przynoszą nam szczęście. Tym, co nas najbardziej przybliża do szczęścia, jest... seks. Na drugim miejscu znalazł się z kolei alkohol. Dopiero dalej są takie czynności jak wolontariat, medytacja i modlitwa, opieka nad dziećmi, spotkania ze znajomymi czy słuchanie muzyki. CZYTAJ WIĘCEJ
Naukowe szczęście
I faktycznie, jeśli przyjrzeć się naukowym badaniom na temat szczęścia, to widać dwa główne nurty: te, które badają warunki naszego życia i te, które badają, czy czujemy się szczęśliwi. Te pierwsze to domena wszelkich instytucji międzynarodowych, drugie - socjologów. Przy czym socjologowie pokazują jedynie, czy czujemy się szczęśliwi, a nie starają się zbadać, co o tym decyduje.
Ranking SPI na przykład ocenia państwa według 12 kategorii: odżywianie i podstawowa opieka zdrowotna, powietrze, woda i stan sanitarny, poziom schronienia i bezpieczeństwo osobiste, dostęp do podstawowej wiedzy, dostęp do informacji i komunikacji, zdrowie i dobre samopoczucie, trwałość ekosystemu, prawa osobiste, dostęp do szkolnictwa wyższego, stan wolności osobistej i możliwość wyboru, poziom równości i integracji. Nie uwzględnia jednak badań nad poczuciem szczęścia, trudno więc mówić o SPI jako wyznaczniku szczęśliwości.
Do 25 roku szczęście rośnie
Podobnych indeksów istnieje kilka, chociażby słynny Światowy Indeks Szczęścia (HPI - Happy Planet Index). Oprócz wskaźników ekonomicznych uwzględnia on też np. "zrównoważony rozwój społeczeństwa". W rankingu HPI Polska jest na 71. miejscu. Czyli - znacznie gorszy wynik, niż w SPI, choć w HPI uwzględnia się o wiele więcej państw. Jest też na przykład Better Life Index organizacji OECD, według którego żyjemy całkiem nieźle.
Najbardziej zaawansowane badania nad szczęściem prowadzi zapewne prof Ruut Veenhoven z Holandii, który naukowo zajmuje się badaniem szczęścia. Jak mówił w wywiadzie dla "Newsweeka", znalazł już ponad 30 tysięcy uwarunkowań szczęścia - na przykład to, że żyjący w związkach są szczęśliwsi od singli. Albo że do 25. roku życia zadowolenie z życia rośnie, a potem spada i wraca do pierwotnego poziomu dopiero na starość. Szczęście zależy od zarobków, sytuacji rodzinnej i setek innych rzeczy. Zdaniem prof. Veenhovena, zestawiając ze sobą te zależności, można określić jacy ludzie są szczęśliwi.
Puste badania
Prof. Veenhoven zaznacza też, że 80 proc. szczęścia wynika z tego, czy spełniamy potrzeby określone w tzw. piramidzie Maslowa. Jednocześnie sam podkreśla, że jego zestawienie szczęśliwych krajów "to tylko suche dane". I nic dziwnego -
Jak się czujemy?
Według sondażu Ipsos, w którym przepytano 19 tysięcy osób z 24 krajów świata, tylko 15 proc. Polaków jest "bardzo szczęśliwych". Z kolei według badania firmy Gallup, 26% Polaków uważa się za w pełni szczęśliwych, 61% jest średnio szczęśliwych, a 13% deklaruje się jako cierpiących. Jak widać - rozrzut w wynikach jest co najmniej spory.
wszystkie te badania, nazywane szumnie "indeksami szczęścia" albo "rankingami szczęśliwości", mają niewiele wspólnego z tym, czy dla nas jako ludzi jest szczęście.
Jak przekonuje psycholog Jacek Doliński, takie badania przydają się chyba wyłącznie ich autorom. - Jesteśmy zachłyśnięci badactwem od wielu dekad. Badamy wszystko, co się da, często zapominając o użyteczności wyników - mówi nam Doliński. I poddaje w wątpliwość wartość badań nad szczęściem. - Przedmiot badań jest enigmatyczny, wręcz eteryczny, można zawsze spytać jak definiujemy szczęście. Możemy też zapytać - od kiedy to jesteśmy stworzeni do szczęścia...? Koncentrowanie się na samopoczuciu często pogłębia niezadowolenie - wskazuje psycholog.
Ba, takie badania nad szczęściem mogą być dla nas nawet szkodliwe. Dlaczego? Bo przez nie możemy przesunąć nasze zainteresowania w obszar życia, gdzie niewiele da się zrobić. - Czytający takie badania może tworzyć w sobie przekonanie, że musi być szczęśliwy - wyjaśnia nasz rozmówca i dodaje, że konieczność bycia szczęśliwym to "kłamstwo romantyków".
Czujemy się szczęśliwi
Słowa Dolińskiego potwierdza wiele socjologicznych badań, których autorzy często podkreślają jedną rzecz: że poczucie szczęścia uzależnione jest od tego, jak wypadamy w porównaniu z innymi. A badanie, w którym wypadamy blado przy innych może znacząco zmienić naszą perspektywę oraz obraz położenia życiowego. I nagle okaże się, że jesteśmy nieszczęśliwi, choć do tej pory na nic nie narzekaliśmy.
- Tak więc kryteria oceny szczęścia uzależniamy od różnych rzeczy: czy ktoś coś ma, czy ktoś kogoś zostawił, czy ktoś od kogoś odszedł - przypomina psycholog. Ba, wystarczy przecież, że nadchodzi jesień i już wielu z nas czuje się nieszczęśliwymi. I nijak się to ma do badań i indeksów. Podobnie jak wysokie niezadowolenie Polaków z tego, że zima trwała w tym roku 6 miesięcy.
Wygląda więc na to, że badania nad szczęściem to ciekawa, ale bardzo trudna do interpretacji dziedzina. Jedno jest pewne: takie rankingi ani trochę nie oddają tego, czy naprawdę jesteśmy szczęśliwi, a jedynie jak nam się żyje. Zastanawianie się nad nimi w kategorii własnego szczęścia może utrudniać zwykłą, ludzką satysfakcję z tego co i jak robimy. Może więc warto, zamiast badać i mierzyć, po prostu iść i przeżywać?