"Każdy był inny – mówią Judasze. Buck gwałcił, bo uważał, że mu się należy. [...] Brayden w gwałtach szukał wyrównania rachunków. [...] Nico szedł za przykładem innych" – pisze w nowej książce Maciej Wasielewski. Dziennikarz wyprawił się na maleńką wyspę na Oceanie Spokojnym, by poznać jej sekret. Dotarł znacznie głębiej. Do pytania o istotę człowieczeństwa.
Ion Tichy, astronauta, bohater "Dzienników Gwiazdowych" Stanisława Lema w jednej ze swoich podróży udaje się na planetę Karelirię. Według informacji, które posiada, planetą rządzą roboty, które wymnkęły się ludzkiej władzy kierowane przez elektroniczny supermózg. Jego misja jest niezwykle niebezpieczna, przed nim na planecie zaginęły już setki innych wysłanników Ziemi. Tichy, dla bezpieczeństwa, przebiera się więc w kostium robota i po przybyciu na planetę stara wtopić w tłum – mieszka wśród nich, obserwuje, a z czasem zaczyna brać udział w ich codziennych zajęciach. Kiedy roboty odkrywają jego tożsamość, stawiają Tichego przed sądem. Astronauta nie straci życia, ale musi stać się najbardziej zagorzałym obrońcą reżimu, który nakazuje bezwzględne posłuszeństwo, donosicielstwo, pracę na rzecz wspólnoty, wyzbycie się wszelkich więzi.
Kiedy wydaje się, że dla Tichego nie ma już żadnej nadziei i resztę życia spędzi starając się sprostać wymaganiom, odkrywa, że niektóre z robotów są ludźmi, którzy tak jak on przybyli na planetę dowiedzieć się, co się na niej dzieje. Także zostali zdemaskowani i skazani na milczenie i posłuszeństwo. Tichy dociera do centrum dowodzenia planety, okazuje się, że nie rządzi nią elektronika, tylko człowiek. Po tym odkryciu wszystkie roboty nagle zdejmują kostiumy. Okazują się być ludźmi, którzy co do jednego, przybyli z tą samą co Tichy misją. Bohaterowie wyzwalają się z totalitarnych więzów, które zmuszają ich do nieludzkiego okrucieństwa. Wszystko dobrze się skończyło. Gdyby tę podróż zainscenizować w teatrze, w tej chwili rozległyby się rozpraszające napięcie oklaski.
Jedno zdanie
Choć czytelnik bardzo na to czeka, i oklasków, i tej ostatniej, wyzwalającej sceny zabrakło w książce "Jutro przypłynie królowa". Pitcairn, wyspa formalnie znajdująca się pod jurysdykcją brytyjską, rzeczywiście pozostawiona jest sama sobie. Od 200 lat. Pierwszymi osadnikami w tym raju pokrytym pomarańczowymi drzewkami byli buntownicy ze statku Bounty – kilku marynarzy (a więc rabusiów i bandytów) i kilkanaście porwanych mieszkanek Thaiti.
"Sześć razy do roku w pobliże wyspy podpływa statek, czasem zawija jacht, a mieszkańcy z tajemniczych powodów niechętnie patrzą na obcych. Angielski dziennikarz został deportowany, zanim zdążył zejść z pokładu. Pewna reporterka usłyszała 'powiesimy cię, jeśli źle o nas napiszesz'. Na forum internetowym zamieszczono post: 'Kathy Marks powinna być zastrzelona'" – pisze o wyspie wydawca książki.
Maciej Wasielewski, niczym Ion Tichy, przebiera się za antropologa badającego żeglarskie sagi. Społeczność przyjmuje go na wyspę. Wasielewski stara się poznać jej mieszkańców i rozgryźć ich największy sekret. Mieszkańcy są tajemniczy, nie chcą rozmawiać. Tylko niektórzy Wyspiarze rzucą czasem jedno, dwa zdania. "Wspólnota nie daruje Edwardowi". "Carl już nigdy nie będzie jednym z nas". "Uważać na obcego".
To jednak wystarczy, by potwierdzić wszystko, co Wasielewski usłyszał od jednej z tych kobiet, które opuściły wyspę i co znalazł w publikacjach dotyczących społeczności.
Babki, matki, córki
"Druga. Kroiła pomarańcze w soczyste talary – przychodził. Spała – przychodził. Siedziała w domu z ojcem i matką – też przyszedł. Ojciec poradził matce: zatkaj uszy watą".
"Piąta. Miała dwanaście lat, kiedy pierwszy raz jej dotknął. Potem już nie znał opamiętania".
"Następne. Roześmiane, spocone, miały ochotę na mango. Poszły nie tą ścieżką. Siostra uciekła. Ją wzięli w dwa ognie".
Wasielewski poznał i potwierdził co najmniej kilkanaście podobnych historii. Niepotwierdzonych są dziesiątki. Tak samo od dwóch wieków. Jak pisze dziennikarz, na pierwszy rzut oka Pitcairn wydaje się rajem. Kiedy jednak bliżej pozna się mieszkańców, panujące między nimi relację i historię wyspy, okaże się antyutopią, podobną do tych, które na potrzeby literatury tworzono w początkach XX wieku.
Autor nie ocenia opisywanych bohaterów. Pozwala jednak poczuć duszną atmosferę wyspy, na której prawo jest prawem silniejszego i bardziej przydatnego dla wspólnoty. Gdzie norma dyktowana jest przez zaburzonych (czyli 30 proc. wyspiarskiego społeczeństwa), a relacje erotyczne balansują między "thaitańskim zwyczajem" a wykorzystywaniem nieletnich w europejskim rozumieniu. Gdzie nie ma i nigdy nie było dzieci niepełnosprawnych. Wasielewski podnosi historię Pitcairn jak brylant i ogląda ze wszystkich stron, przy każdym poruszeniu inaczej odbijając światło.
Spier...
To, co pokazuje nie spodoba się jednak Europejczykowi. Każe się zastanowić, dlaczego potworne przestępstwa były przez tyle lat akceptowane. Dlaczego nieliczni przybysze adaptowali się do warunków. Tym tropem dochodzimy do pytania fundamentalnego: jeśli człowieka pozbawić rządów prawa, jaki będzie. Dobry, jak chciał tego Locke? A może, według wizji Hobbesa – nieustannie pozostający w stanie wojny?
Maciej Wasielewski nie udaje, że zbliża się do odpowiedzi na te pytania. Nie dochodzi tam, gdzie dotarł Ion Tichy. Mieszkańcy zbyt szybko demaskują jego kostium. Królowa nie przypływa.
"Duszno, zimny pot – choroba pitcairneńska, żeglarze ostrzegali. Psychofizyczny lęk przed więzieniem, potrzeba skulenia. Cisza, tylko oddech krótki, urywany. Dwadzieścia kroków, szelest gałęzi. Robię przysiad, instynktownie. To jeden z Chłopców.
– Ciemna noc – mówię.
– Ciemniejsza, niż można się było spodziewać po tak pogodnym dniu – odpowiada.
– Gdzie cię niesie? – pytam.
– Spier… do domu.
– Dobrze.
W kontekście Pitcairn słowo "pedofilia" samo ciśnie się na usta. Nie używają go jednak ani mieszkańcy, ani Maciej Wasielewski. To opowieść, która domaga się innego języka I dobrego zakończenia. Które każdy z nas musi jednak napisać dla siebie. Samodzielnie.
Maciej Wasielewski,
"Jutro przypłynie królowa"
wyd. Czarne 2013
Dwóch studentów łódzkiej PWSFTViT, Mateusz Konopacki i Marek Szymański, postanowiło uciec na Pitcairn, główną wyspę archipelagu Pitcairn, położoną na Oceanie Spokojnym w Polinezji. Przy pomocy sponsorów udało im się dotrzeć do celu. Będąc na miejscu nakręcili film dokumentalno-przyrodniczy "Uciec na Pitcairn" relacjonujący ich przebywanie na wyspie. Premiera filmu pod koniec 2013 roku. CZYTAJ WIĘCEJ