Zatkać nos, wysiąść, czy zacisnąć zęby i jechać dalej – z takim dylematem zmaga się codziennie rzesza Polaków. 92 proc. badanych stwierdziło, że właśnie zapach współpasażerów najbardziej denerwuje ich w komunikacji miejskiej. – Im tak wali spod tych pacholców, tak capi nieprzytomnie, jak z kibli w dawnej bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego – stwierdził brutalnie Marcin Meller.
Trudno wyczuć, co naprawdę sprawia, że tak wielu pasażerów jest na bakier z higieną. Bez problemu zaś można stwierdzić, że problem wisi w powietrzu niemalże w każdym pojeździe komunikacji miejskiej. Przykre jest to, że sprawa nie dotyczy jedynie "underclass", tylko ludzi którzy nie zauważają, że ich ubranie od dawna prosi się o wrzucenie do pralki, koszulka nie służy jedynie do lansu i nie należy chodzić bez niej.
Problem mógłby wydawać się błahy, ale dotyczy tak naprawdę każdego z nas. Zwrócił na niego uwagę Marcin Meller, który w dosadny sposób opisał, jak bardzo irytuje go nie tylko zapach niektórych towarzyszy podróży, ale i obyczaje, które są niekiedy przenoszone z własnego ogródka do centrów miast.
To, co Marcin Meller dość obrazowo opisał w swoim felietonie, widoczne, a właściwie wyczuwalne jest niestety na każdym kroku. Młody i obdziergany dżentelmen bez koszulki to częsty widok nie tylko na ulicach, ale również w autobusach czy tramwajach. Nie wszyscy jednak są w stanie głośno mówić o tym "zjawisku". Postanowiłem zapytać zwykłych pasażerów, czy i oni dostrzegają problem, oraz przede wszystkim, czy widzą jakiekolwiek rozwiązanie. Niektóre z nich przyprawiały o gęsią skórkę...
– W komunikacji najbardziej denerwuje mnie to, że jest gorąco – mówi nam 27-letnia Iga. Po chwili dodaje jednak: – I zapachy... Najczęściej są to bezdomni, ale staram się nie zwracać na nich uwagi i wysiąść na swoim przystanku. Wydaje mi się, że powinno się wymienić te stare tramwaje na takie, które będą miały klimatyzację – dodaje. Jednak na klimat podczas podróży ma wpływ nie tylko temperatura, ale i zapach samych pasażerów. Ten zaś nie zawsze jest efektem jedynie upałów...
– Ja mogę siadać gdziekolwiek, ale jak jest zaplamione miejsce to się nie siada. Tam może być mocz, brud... gdy siedzenie jest plastikowe, to chociaż można wytrzeć – mówi mi pan Antoni. – Jeśli jednak jedzie jakiś śmierdzący pasażer, to już nie da się przesiąść bo czuć wszędzie – dodaje.
Zdaniem kierowcy autobusu z którym udało nam się porozmawiać, nie bezdomni są najgorsi, a zwykli ludzie, którzy popełniają dwa błędy. Z jednej strony są niezadbani i potwornie spoceni, z drugiej zaś, wylewają na siebie morze perfum.
– Przez autobus każdego dnia przewija się setki osób i każdy ma swój zapach. Jeden spocony wraca z pracy, inny jedzie do niej przesadnie wypachniony. Niektórzy używają wód toaletowych i innych takich. Ja na przykład używam tylko mydła, bo po co mi jakieś śmierdzące syfy chemiczne i tak wchodzi do autobusu sto osób i każde o innym zapachu. Przez to tworzy się smród, a ludzie mają pretensje, że w autobusie brzydko pachnie. A to śmierdzi od pasażera, a nie od kierowcy. Ja czasem nie rozumiem, o co im chodzi – mówi pan Wojtek, który za kilka dni kończy swoją zawodową pracę.
– Ja to chyba sama mogę przeszkadzać innym, bo jadę z rowerem – mówi ze skromnością 64-letnia pani Irena, pasażerka tramwaju warszawskiej linii 35. Ze względu na wiek, mówi przede wszystkim o tym, że ludzie nie zauważają stojącego obok człowieka, który nieraz potrzebuje jego pomocy. – Drażni mnie jednak również to, że usiądzie taki młody chłopak, zakłada nogę na nogę i mi nią macha przed nosem. Niech to będą najbardziej pachnące buty, ale we mnie to budzi odrazę– mówi nam pani Irena.
– To kwestia wynoszenia z domu pewnych zasad – dodaje pan Antoni, który także dostrzega problem w zachowaniu młodych pasażerów. – Niektórzy są po prostu na bakier z higieną. Ta kwestia pozostawia wiele do życzenia w naszym społeczeństwie i to się czuje. Tylko nauka już na etapie szkoły podstawowej, to chyba jedyne realne rozwiązanie – uważa pasażer.
Wysiąść, czy "wysadzić"?
Często najłatwiej jest nam zrzucić winę za autobusową aurę na niedziałającą klimatyzację, czy też zablokowane okna. Tu najczęściej dostaje się kierowcom autobusów, których bardzo często posądzamy o złą wolę, czy choćby oszczędzanie paliwa. Z sondażu Grupy IQS dla "Newsweeka" wynika, że większość pasażerów życzy sobie, aby kierowcy wypraszali śmierdzących pasażerów. – Ja jako kierowca autobusu nie mogę nikogo wyrzucić – odpowiada jednak pan Wojtek, kierowca autobusu.
Pasażerowie mają jednak dość smrodu i chcieliby podróżować w lepszych warunkach. Zdaniem pana Antoniego, powinno się w końcu rozwiązać ten problem. – Są tacy pasażerowie, głównie bezdomni i to widać. Nieraz jeżdżą po trunkach i unoszą się od nich zapachy. To nie jest przyjemne. Oni chyba nawet nie płacą za przejazdy? Trzeba by to w jakiś sposób zlikwidować – słyszę od pasażera tramwaju.
– To jest pasażer. Czy on jedzie z biletem czy bez. Jeśli wyrzucą go pasażerowie, ich sprawa. Straż miejska przyjedzie na interwencję, zabierają ich jak są pijani i brudni a jak nadaje się do chodzenia, to puszczają. My mamy łączność z centralą i tylko zawiadamiamy, że jedzie problematyczny pasażer – usłyszałem od kierowcy autobusu, który nie chciał pokazać twarzy. Pan Wojtek wyjawił jednak, że nieraz zdarzyło mu się wyrzucać pasażera, z którym po prostu nie dało się wytrzymać. – Czasem są umazani w fekaliach, jakby wpadli do szamba. Kiedyś nie wytrzymałem, zatrzymałem autobus i kazałem wysiadać – mówi.
Dlatego lubelscy samorządowcy zamierzają wprowadzić prawo, które będzie umożliwiało legalne wyrzucenie "uciążliwych" pasażerów z autobusu. – Mamy na myśli także pasażerów, z którymi podróżowanie jest przykre z uwagi na brzydki zapach – mówiła w rozmowie z "Newsweekiem" Beata Krzyżanowska, rzecznik prasowy prezydenta Lublina.
Segregacja zapachowa
Dla niektórych problem jest na tyle duży, a jednocześnie trudny do rozwiązania, że podsuwają radykalne pomysły na jego rozwiązanie. – Czy śmierdzących pasażerów powinien wysadzać kierowca? Zapytałem pana Antoniego, napotkanego w tramwaju. – Myślę że kierowca nie jest od tego. Coś trzeba zrobić przede wszystkim z tymi bezdomnymi. Może trzeba im zrobić jakieś specjalnie wydzielone miejsca? – zastanawia się pasażer "dziesiątki".
Tego rodzaju segregacji pasażerów nie wyobraża sobie zaś pan Andrzej Broma. – Musielibyśmy się przenieść do czasów, kiedy Hitler rządził – mówi. I choć sam rzadko jeździ komunikacją miejską, nie zamierza nikomu odmawiać prawa do korzystania z niej. – Każdy ma prawo jeździć, a że jest brudny... może nie ma pieniędzy, może nie ma gdzie się umyć...? Trzeba brać na to poprawkę i można po prostu koło niego nie siadać – mówi.
Najczęstszą reakcją na zapachowy problem w autobusie jest... brak reakcji. – Pasażerowie raczej nie zwracają nikomu uwagi a jak ktoś brzydko pachnie to się odsuną, zrobią kółeczko wokół niego i nikt nic nie czuje. Dopiero jak wychodzą to mówią, że tam jest taki śmierdzący. Dopóki jadą, to nikogo to nie interesuje – mówi kierowca autobusu.
Pani Irena przyznaje, że nie należy do tych pasażerów, którzy lubią się pokłócić i zachowuje się dokładnie tak, jak mówi pan Wojtek. – Jeśli ktoś brzydko pachnie, to wolę przejść dalej. Człowiek za krótko żyje, aby je sobie jeszcze utrudniał. Owszem, bezdomni w komunikacji miejskiej to jest problem. Ale nie chodzi o to, że ten człowiek wsiadł. Trzeba się zastanowić, w jaki sposób ich mobilizować, aby on tak nie chodził... To nie jego wina tak całkowicie. trzeba ludziom pomóc aby tak nie było – uważa pasażerka w sędziwym wieku.
Kiedy jadę metrem obok kolesi w koszulkach na ramiączkach, co samo w sobie jest obleśne w centrum miasta, a im tak wali spod tych pacholców, tak capi nieprzytomnie jak z kibli w dawnej bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, tych przy samym wejściu do świątyni czytania, które na dzień dobry atakowały niezapomnianym i absolutnie morderczym bukietem.