
Nic więc dziwnego, że studenci, którzy kończą studia licencjackie, a ich uczelnia domaga się zwrotu legitymacji robią wszystko, by jednak ją zachować. Niestety mało kto decyduje się na kopanie z koniem, które często przypomina załatwienie spraw w dziekanacie. Wielu studentów nie zdaje sobie też sprawy z tego, że od roku ma prawo po obronie cieszyć się statusem studenta do końca października. Nawet jeśli nie myśli o kontynuowaniu studiów.
"2a. Osoba, która ukończyła studia pierwszego stopnia, zachowuje prawa studenta do dnia 31 października roku, w którym ukończyła te studia."
Zamiast walczyć o swoje prawa, wolą więc prawo łamać. Wciąż dobrze ma się bowiem stary system polegający na tym, że pod koniec ostatniego semestru student zgłasza, iż jego legitymacja zaginęła. Proceder ten trwał od lat, więc uczelnie żądają potwierdzenia tego poprzez wykupienie ogłoszenia o zgubie w gazecie. Takie kosztuje nawet kilkanaście złotych, więc jest opłacalnym wydatkiem skoro na wakacjach można dzięki zniżkom oszczędzić co najmniej kilkaset złotych.
W dziekanacie odnotowują, że dokument zaginął, a student po obronie nagle odnajduje go w swojej kieszeni. Problem w tym, że jednocześnie ryzykuje surową odpowiedzialność karną ze względu na poświadczenie nieprawdy w dokumentach. – Przepisy są tymczasem niezwykle jasne. Kończący studia pierwszego stopnia zachowuje prawa studenta do 31 października roku, w którym się obronił. Te przepisy weszły w życie razem z nowelizacją prawa o szkolnictwie wyższym już sporo czasu temu – przypomina w rozmowie z naTemat przewodniczący Parlamentu Studentów RP, Piotr Müller.
§ 7. ust. 2. Prawo do posiadania legitymacji studenckiej mają studenci do dnia ukończenia studiów, zawieszenia w prawach studenta lub skreślenia z listy studentów, zaś w przypadku absolwentów studiów pierwszego stopnia — do dnia 31 października roku ukończenia tych studiów.
Skoro przepisy są tak jasne, skąd tyle problemów? – Bardzo często problem polega na tym, że na uczelniach wciąż obowiązują stare wzory tzw. obiegówek, które zawierają punkt "zdać legitymację", bo nikt go nie usunął. A obiegówki na uczelni są często świętsze niż przepisy prawa, więc w dziekanacie domagają się legitymacji. I nawet racjonalne tłumaczenia nie pomagają - ocenia Müller.
Nieznajomość prawa panująca na uczelniach dziwi prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, byłego ministra sprawiedliwości, ale także doświadczonego wykładowcę akademickiego. – Być może ktoś nie przemyślał do końca tych nowych przepisów. Niewątpliwie należy jednak ich w pełni przestrzegać. Skoro ustawa mówi o tym, że studenci legitymacji nie muszą oddawać, uczelnie muszą się do tych norm szybko dostawać i je respektować – stwierdza prawnik.
Kłamstwo odradza także Piotr Müller. – Absolutnie nie można iść na taką łatwiznę. Nie możemy domagać się respektowania naszych praw i jednocześnie łamać innych przepisów. To zresztą bezcelowe, bo prawo stoi wyraźnie po stronie studenta – wyjaśnia. Panie w dziekanacie bywają jednak zwykle nieustępliwe i przekonują, że wiedzą lepiej. W takich przypadkach przewodniczący Parlamentu Studentów RP zachęca, by natychmiast zgłaszać się do jego organizacji. – Poodejmowaliśmy już w takich sprawach interwencje na kilkunastu uczelniach w całym kraju – dodaje.