Wszyscy, którzy się na nie wybierają, długo i starannie przygotowują kreacje. Nawet gwiazdy opracowują swoje specjalne festiwalowe outfity, naśladowane potem przez gorliwych fashionistów – najwięcej trendów rodzi się co roku na brytyjskim Glastonbury oraz amerykańskiej Coachelli. Wyrocznią niezmiennie pozostaje Kate Moss – w tym roku wybrała sznury ciężkiej, surowej biżuterii, kocie okulary, skórzany pas i torbę z wężowej skóry. Jej przyjaciółka i projektantka – Stella McCartney woli zaś styl bardziej młodzieżowy – do motocyklowych butów założyła stylizowaną na licealną bluzę, kurtkę Cheap Monday.
Tak zwana „polska tradycja stroju festiwalowego” jest w odwrocie i zawęziła się do kilku niezbyt obleganych stoisk. Jeszcze do niedawna festiwalowe uliczki pełne były chłopców w „śmiesznych” koszulkach z napisami w stylu „Belzebób” czy „Piwo to moje paliwo” do krótkich bojówek oraz dziewcząt, okupujących stoisko z asortymentem z india shopu i „fikuśną” biżuterią w rodzaju kolczyków udających fasolę czy banany. Teraz te sklepiki świecą pustkami. Zniknął też prawie zupełnie trend przypinkowy – kiedyś must have każdego szanującego się fana zespołu był stosowny badż – teraz miłości nie manifestuje się bezpośrednio w stroju ani akcesoriach.
W ciągu ostatnich kilku lat wykształcił się jednak festiwalowy look, który nie ulega radykalnym zmianom, a jedynie corocznym korektom i niewielkim transformacjom wywołanym trendami na wiosnę lato czy wizerunkiem danej gwiazdy. Strój basic to: kalosze ( wciąż najchętniej Huntery) oraz coś na głowę ( czapka z daszkiem, czapka typu beanie lub kapelusz). Do tego przeważnie szorty – w tym roku nastąpił istny zalew różnego rodzaju krótkich dżinsów we wszystkich odmianach - od wersji etno z motywami indiańskimi, przez kwiatowe, aż po spodnie, które wyglądają jak pogryzione przez psa. Do tego t-shirt albo pomięta bluzka vintage. Wiele dziewcząt wybiera też sukienki-wory, bawełniane, krótsze lub dłuższe, które następnie zestawia z ciężką biżuterią lub sportowymi dodatkami, w zależności od preferencji. Karierę zrobiły też „kwiaty we włosach” – inspiracja do tego trendu nie pochodzi jednak z epoki Lata Miłości, tylko sprzed kilku miesięcy, kiedy barwne wianki wylansowała Lana De Ray. Jej naśladowniczki próbują wszystkich wersji pomysłu – sztuczne kwiaty z przeceny w HM ( w którego kampanii zresztą Lana występowała), własnej roboty kompozycje z kwiatów różnych sieciówek, opaski z kwiatami (szczególnie z River Island) oraz żywe kwiaty z pola. Trend kwiatowy prezentowała też znana blogerka Macadamian Girl, która do krótkiego kombinezonu założyła girlandy floletowych róż na głowę i szyję. Kombinezony to również ważny festiwalowy ciuch – szczególnie te bez ramiączek w kolorowe, etniczne lub geometryczne wzory. Wciąż modne są indiańskie pióropusze, które kilka lat temu weszły do kanonu festiwalowego szyku wraz z inwazją folku na festiwalowe sceny. Nadal nie nosi się butów na obcasie ani koturnie ( poza kilkoma ofiarami mody, które chyba nie ruszały się poza namiot Fashion Stage), często pojawiały się zaś ciężkie, motocyklowe buty, do szortów czy kwiatowych sukienek.
Odpicuj swój t-shirt
Jak co roku, od kilku lat, Opener to także młodzi projektanci, którzy dostali do dyspozycji swoją aleję – to zaledwie kilka butików dla marek takich jak Mamapiki, She’s a Riot, Rush, Pan tu nie Stał czy Maddox, ale młodzi projektanci zaznaczyli swoją obecność na festiwalu przede wszystkim poprzez fakt, że coraz częściej festiwalowa publiczność lansuje się nie w strojach z sieciówek, ale właśnie w oryginalnych strojach zaprojektowanych przez swoich rówieśników, często w cenach bardzo podobnych da sklepów high street. Nie jest już cool, żeby założyć t-shirt z ZARY, który wygląda jak od Marca Jacobsa. O wiele fajniej jest założyć t-shirt od Kamila Sobczyka, który w swoim stoisku na bieżąco projektuje i produkuje kolejne niepowtarzalne modele. Rysuje czarnym mazakiem na sztywnej folii, którą następnie przyszywa do białej bawełny t-shirtu. A wzory są niecodzienne – od zwiniętych w kulkę płodów, przez kręgosłupy aż po charakterystyczne znaczki Mortal Kombat.
Jeśli wiesz już, że twój t-shirt wcale nie jest fajny – nie roń łez. She’s a Riot na czas Openera zaproponowało akcję społeczną, w ramach której w zamian za przyniesiony na stoisko t-shirt, którego nie chcesz, dostajesz 30zł zniżki na ubrania marki. Nie chciane koszulki trafią po festiwalu do stołecznego domu dziecka. Don’t be a pussy, be a riot – chwytliwie zachęca hasło akcji.
Dla tych, których o wiele bardziej niż ubrania interesują akcesoria, modowy Opener też ma wiele do zaoferowania – od kolorowych muszek ( Maddox), przez ekologiczne torby i saszetki, aż po biżuterię. Jest festiwalowa klasyka, która pozostaje niezmienna od lat 90 – bransoletki z muliny, kolczyki-owoce, Audrey Hepburn ze Śniadania u Tiffaniego, kolczyki filcowe i szklane. Są też jednak innowacje – za najciekawsze biżuteryjne pomysły odpowiada Bits and Bobs, który pokazywał m.in. kolczyki zrobione z próbek kremu Vichy czy naszyjnik z zamku do sejfu. Rozczulenie wywołały u nas także maleńkie kolczyki przestawiające kawę latte i croissanta. Dowcip, koncept, wdzięk, a wszystko wykonane własnym sumptem i to często z recyclingu.
W worze i w śpiworze
Są także zmiany trendów, których nie wymusza kalendarz mody, ale okoliczności przyrody. Gdynia to nie Coachella, trudno nastawić się na piękną i ciepłą pogodę. Nawet Nickowi Cave’owi było zimno, kiedy szalał na scenie. Dopracowane festiwalowe out fity trzeba więc zakomponowywać z ciepłymi swetrami, kurtami w stylu parka, bluzami, a nawet puchówkami. Niektórzy przysposabiali śpiwór jako nakrycie, inni wiązani w pasie ręczniki. Była też frakcja, która wyglądała, jakby wybierała się na wyprawę w wysokie góry – polary, kurtki przeciwdeszczowe i wysokie wiązane buty miały pomóc dotrwać do rana, bez względu na ich modową ohydę. Część osób jednak konsekwentnie przebalowywała całą noc w krótkich szortach i z gołymi ramionami. Można się zastanawiać na źródłem tej gorącokrwistości – może to nowe umiejętności radzenia sobie z zimnem, których uczymy się od tłumie przybywających na festiwale Brytyjczyków? Na ulicach Londynu dziewczyny w krótkich sukienkach można zobaczyć zawsze już od marca.
Where the wild things are
Pojawił się też nowy festiwalowy ekscentryzm – futrzaste kombinezony na całe ciało. Po terenie festiwalu biegały więc osobniki przebrane za wiewiórki, tygrysy, banany i żółwie ninja. Jeszcze do niedawna myślałyśmy, że takie outfity to tylko dziwna aberracja w teledysku Taylor Swift, ale jak się okazuje – żeby wyróżniać się z tłumu trzeba czasem korzystać z metod Misia z Krupówek.