
Reklama.
W samochodzie wyładowanym instrumentami, toczącym się powoli w kierunku Węgier słychać jak rośli mężczyźni śpiewają cienkimi głosami „How deep is your love” Bee Geesów. Jest połowa lat 90., zespół Miłość jedzie w trasę. Ostatnią w pełnym składzie. Miłość okazała się zbyt głęboka.
Jazz is the new punk
Ryszard Tymon Tymański, Leszek Możdżer, Mikołaj Trzaska i Jacek Olter, a później także Maciej Sikała - czyli zespół Miłość, poznali się pod koniec lat 80., kiedy jak mówi w filmie Tymon, „wszystko się otwierało”. W tym otwarciu była szalona radość z odzyskanej wolności, ale też ogromny strach przed nią. Nagle wolno było wszystko – którą więc drogę wybrać? Zespoły punk rockowe, które tak skutecznie politycznie i muzycznie intrygująco walczyły z komuną w latach 80., nagle stanęły wobec obalonego systemu i tłumów, które myślą tylko o tym, jaki kupić sobie dres i sportowe buty.
Ryszard Tymon Tymański, Leszek Możdżer, Mikołaj Trzaska i Jacek Olter, a później także Maciej Sikała - czyli zespół Miłość, poznali się pod koniec lat 80., kiedy jak mówi w filmie Tymon, „wszystko się otwierało”. W tym otwarciu była szalona radość z odzyskanej wolności, ale też ogromny strach przed nią. Nagle wolno było wszystko – którą więc drogę wybrać? Zespoły punk rockowe, które tak skutecznie politycznie i muzycznie intrygująco walczyły z komuną w latach 80., nagle stanęły wobec obalonego systemu i tłumów, które myślą tylko o tym, jaki kupić sobie dres i sportowe buty.
Zaczęli się powtarzać, nie wyczuli rytmu transformacji. Wyczuła go tylko Miłość. Dlatego, że zrozumiała, że tak – wciąż należy grać punka, ale nie można już tego robić zamykając się w ramach gatunku „trzy akordy, darcie mordy”. Tak jak kraj przechodzi metamorfozę, muzyka także musi otworzyć granice, trochę się pomieszać, żeby utrudnić twórcom wpadanie w konwencję. Starzy bohaterowie byli jednak już zmęczeni. Młodzi mieli po 20,21 lat i chcieli robić swoją rewolucję.
Pomiędzy gatunkami
Tymon i Mikołaj poznali się wiosną 1987 roku. Wszystko było pierwsze, nowe, intensywne. Tymon w podnieceniu perorował, że wszystko można. Można nazwać się: Miłość, otyłość, Chuj, Dupa, Masło. Dysponowali, jak mówią po latach, niemalże samobójczą energią. Z tej energii i niemożności jej uporządkowania narodził się yass – mieszanka jazzu, poezji, rockowej energii, transowego rytmu i teatralnej ekspresji. Na yass obraziliby się zarówno panowie w garniturach, którzy grzecznie siedzieli na krzesłach w czasie Jazz Jamboree, jak i publiczność, która pogowała na festiwalu w Jarocinie. To była nowa jakość, zrodzona z niemożności wybrania jednej drogi, zrodzona z niezdecydowania młodości i miłości do miłości – a konkretnie do „Love Supreme” Coltrane’a i eksperymentalnego jazzu lat 60. To było przekraczanie granic – w muzyce, w relacjach, w codziennym życiu, to było pożądanie ekstremów.
Tymon i Mikołaj poznali się wiosną 1987 roku. Wszystko było pierwsze, nowe, intensywne. Tymon w podnieceniu perorował, że wszystko można. Można nazwać się: Miłość, otyłość, Chuj, Dupa, Masło. Dysponowali, jak mówią po latach, niemalże samobójczą energią. Z tej energii i niemożności jej uporządkowania narodził się yass – mieszanka jazzu, poezji, rockowej energii, transowego rytmu i teatralnej ekspresji. Na yass obraziliby się zarówno panowie w garniturach, którzy grzecznie siedzieli na krzesłach w czasie Jazz Jamboree, jak i publiczność, która pogowała na festiwalu w Jarocinie. To była nowa jakość, zrodzona z niemożności wybrania jednej drogi, zrodzona z niezdecydowania młodości i miłości do miłości – a konkretnie do „Love Supreme” Coltrane’a i eksperymentalnego jazzu lat 60. To było przekraczanie granic – w muzyce, w relacjach, w codziennym życiu, to było pożądanie ekstremów.
Święte czy przeklęte
Początek 90. to był czas liminalny, czyli taki, kiedy jesteśmy wyłączani z jednego porządku, żeby potem móc wejść w drugi – „czas pomiędzy”. To czas rytuału, kiedy panuje chaos, nie ma ustalonych kategorii estetycznych i etycznych, można i trzeba wszystko. To też czas, kiedy między ludźmi go przeżywającymi panuje wspólnota i czułość, nie ma hierarchii i władzy, nic jeszcze nie wiadomo. Czas ten jednak musi się zakończyć. Można próbować go odzyskać, odgrzewając dawne rytuały, można próbować go przekazać, zawsze będzie to jednak rekreacja, a nie przeżycie. Pewnie dlatego Mikołaj Trzaska odmówił zagrania na koncercie na OFFie, dziesięć lat po zakończeniu działalności Miłości. Czas liminalny to jednak także czas święty, a więc próba powrotu do niego jest oddaniem hołdu czemuś świętemu. Nie bez kozery mówi się o pewnych zespołach, że są kultowe. Tak rozumiał „comeback” Miłości na scenę, jej lider, Tymon Tymański.
Początek 90. to był czas liminalny, czyli taki, kiedy jesteśmy wyłączani z jednego porządku, żeby potem móc wejść w drugi – „czas pomiędzy”. To czas rytuału, kiedy panuje chaos, nie ma ustalonych kategorii estetycznych i etycznych, można i trzeba wszystko. To też czas, kiedy między ludźmi go przeżywającymi panuje wspólnota i czułość, nie ma hierarchii i władzy, nic jeszcze nie wiadomo. Czas ten jednak musi się zakończyć. Można próbować go odzyskać, odgrzewając dawne rytuały, można próbować go przekazać, zawsze będzie to jednak rekreacja, a nie przeżycie. Pewnie dlatego Mikołaj Trzaska odmówił zagrania na koncercie na OFFie, dziesięć lat po zakończeniu działalności Miłości. Czas liminalny to jednak także czas święty, a więc próba powrotu do niego jest oddaniem hołdu czemuś świętemu. Nie bez kozery mówi się o pewnych zespołach, że są kultowe. Tak rozumiał „comeback” Miłości na scenę, jej lider, Tymon Tymański.
Może i byliśmy gejami
W latach 90. Trzaska i Tymon byli jak Morrisey i Johnny Marr – nierozłączni, w syjamskim porozumieniu. Tę przyjaźń dobrze określa angielskie słowo – bromance – zakochanie braterskie. Po latach są dość otwarci na temat swojej relacji, ale też mocno zmieszani próbą jej nazywania – „nie wiem, czy nie byliśmy gejami”, przyznaje Tymon. W ich duet, wspomina Trzaska, jak klin, wbił się Możdżer. Chudy, wieśniakowaty, ale genialny. Początkowo przerażony Tymonem, z jego donośnym głosem i sześcioma kolczykami w uszach.
W latach 90. Trzaska i Tymon byli jak Morrisey i Johnny Marr – nierozłączni, w syjamskim porozumieniu. Tę przyjaźń dobrze określa angielskie słowo – bromance – zakochanie braterskie. Po latach są dość otwarci na temat swojej relacji, ale też mocno zmieszani próbą jej nazywania – „nie wiem, czy nie byliśmy gejami”, przyznaje Tymon. W ich duet, wspomina Trzaska, jak klin, wbił się Możdżer. Chudy, wieśniakowaty, ale genialny. Początkowo przerażony Tymonem, z jego donośnym głosem i sześcioma kolczykami w uszach.
Tymon i Trzaska byli dionizyjscy - szaleni, nad ekspresyjni, bardzo cieleśni. Możdżer był zupełnie apolliński – skupiony na technice, skrupulatny. Miał słuch absolutny i żądał porządku, chaotyczny Trzaska go wkurzał. Dopiero po latach doceni wartość pomyłki jako siły napędowej gry i relacji międzyludzkich. Był też Jacek Olter. Najbardziej wrażliwy, najbardziej kruchy. W czasie feralnej trasy na Węgrzech Tymon z Trzaską, przerażeni stanem jego zdrowia, oddali go do szpitala psychiatrycznego. Zabił się po pięciu latach. David Toop, brytyjski teoretyk dźwięku i krytyk muzyczny, pisze, że długie obcowanie z muzyką może doprowadzić do takiego wyłączenia z rzeczywistości, które kończy się słodkim zagubieniem w innym świecie. Każdy członek Miłości przepracował to obcowanie na własny sposób – Olter się w nim zakochał na śmierć.
Miłość jest wieczna
Po 10 latach na próbach przed koncertem na OFFie miłość do Miłości nie chce powrócić. Chociaż Tymon zachęca, żeby nie gadać, tylko grać, bo tylko wtedy wyjdzie, to wszyscy i tak gadają i mają swoje teorie. Trzaska uważa, że Tymon jest gwiazdą pop, a Możdżer nosi za wysoko głowę. Dla Możdżera ten projekt to odpoczynek od popisów wirtuozerskich, moment zastanowienia się, czego oczekuje od kariery. Dla Tymona to ukoronowanie jego kariery. Każdy waży swoje partykularne interesy. Nikomu już nie zależy ani na miłości do siebie nawzajem, chociaż się o tym wciąż zapewniają, ani do zespołu.
Po 10 latach na próbach przed koncertem na OFFie miłość do Miłości nie chce powrócić. Chociaż Tymon zachęca, żeby nie gadać, tylko grać, bo tylko wtedy wyjdzie, to wszyscy i tak gadają i mają swoje teorie. Trzaska uważa, że Tymon jest gwiazdą pop, a Możdżer nosi za wysoko głowę. Dla Możdżera ten projekt to odpoczynek od popisów wirtuozerskich, moment zastanowienia się, czego oczekuje od kariery. Dla Tymona to ukoronowanie jego kariery. Każdy waży swoje partykularne interesy. Nikomu już nie zależy ani na miłości do siebie nawzajem, chociaż się o tym wciąż zapewniają, ani do zespołu.
Po dziesięciu latach przerwy zależy im tylko na miłości do siebie samych. Już nawet sobie nie zazdroszczą. Już siebie nie obchodzą. „Nie ma miłość bez zazdrości, bo nie ma zazdrości bez miłości”, jak śpiewała Violetta Villas, „miłość przemija razem z zazdrością”. Co zostaje? Na szczęście jest nowe pokolenie beznadziejnie zakochanych w Miłości muzyków, którzy mają teraz 20,21 lat, właśnie zaczęli grać i są gotowi na wszystkie przekroczenia. Jak mówił Tymon – „żeby grać, palić, konia walić”. I robić rewolucje.