2000 rok. Radosław Kałużny na szczycie i... na barkach Jerzego Dudka
2000 rok. Radosław Kałużny na szczycie i... na barkach Jerzego Dudka Fot. Małgorzata Kujawka/Agencja Gazeta
Reklama.
Radosław Kałużny. Były reprezentant Polski. Zagrał dla niej 41 razy. W dużej mierze dzięki niemu awansowała na mistrzostwa świata w 2002 roku, a przecież poprzednie generacje futbolistów zafundowały sobie i nam 16 lat posuchy na największych piłkarskich imprezach.
W klubowej piłce też zaszedł wysoko, grał w najpoważniejszych niemieckich klubach - Bayerze Leverkusen, Energie Cottbus. Zarobił tam krocie, sumy dla rodzimych piłkarzy niedostępne, w Leverkusen pół miliona euro rocznie. Na koniec swojej kariery wrócił do Polski, kopał w Białymstoku, bez większych sukcesów. W 2008 roku kiedy już wiedział, że czas kończyć, umiał powiedzieć: stop.
Upadek
W którym momencie zaczęły się jego problemy w życiu osobistym? W środowisku o jego rozwodzie, kłopotach z kasą, długach, czy tajemniczych "zniknięciach" mówiło się od dawna. Ale nikt głośno. Tabu przełamali dziennikarze portalu "Weszło!". Odnaleźli go na angielskiej prowincji, gdzie pracował w magazynie DHL. Wyjechał tam, by odciąć się od przeszłości. I tej sportowej, pełnej pięknych momentów, i tej mrocznej, z długami, wierzycielami, wtopionymi pieniędzmi...
logo
Zdjęcie Kałużnego przy pierwszej publikacji Screen ze strony weszlo.com

Smutny był to obrazek. Obrazek upadku człowieka sukcesu. Opatrzony fotografią - Radka w magazynie, opartego o ścianę z napisem "team" i "pride". I właśnie jako człowieka wielkiej dumy dziennikarze go przedstawili. Że nie użala się, że nikogo nie prosi, że "nie gra nazwiskiem". Zakasał rękawy i ciężko pracuje.
Pomoc
Zaoferowali swoją pomoc. Uznali, że publikacja w sieci sprawi, że ktoś wyciągnie do niego rękę. Że jego doświadczenie przyda się gdzie indziej niż na magazynie w Nuneaton.
I właśnie wtedy internauci wylali na nich wiadro pomyj. Przykładów kilka, pierwszych z brzegu: "Śmieszny artykuł. Piszecie o Kałużnym jakby go spotkała jakaś tragedia...", "Dokładnie. Jak kasę roz... to nic dziwnego", "Włazicie z buciorami w czyjeś życie, a co gorsza nagłaśniacie tę sprawę na wszystkie możliwe sposoby"...
– Pamiętajmy jednak o tym, że rozmawiamy o zasłużonym reprezentancie kraju, być może jednym z najlepszych w historii defensywnych pomocników, którzy grali w Polsce – powiedział Tomasz Ćwiąkała, dziennikarz portalu "Weszło!". – Mówimy o człowieku, który przez własne błędy gdzieś się zagubił. Czy takiej osobie można nie pomóc, gdy nadarza się ku temu okazja? – pyta. Ćwiąkała nie uważa, by seria artykułów o Kałużnym była "włażeniem z butami w czyjeś życie". – Zgoda, moglibyśmy tak podejść do sprawy gdybyśmy pisali o skandalach, których w życiu osobistym miał sporo. Ale my nie pierzemy brudów. Staramy się pomóc, wyciągnąć rękę.
Było warto
Czy było warto tak szczegółowo opisywać historię Kałużnego? Życie pokazało, że tak.
Były piłkarz nie musi już przerzucać paczek w magazynie, dostał pracę tam, gdzie bardziej przyda się jego sportowe doświadczenie. Po serii tekstów o historii Kałużnego zrobiło się głośno i w Anglii, i w Niemczech (sprawę opisał "Bild"). Z czasem odezwał się do niego Polak pracujący na wyspach, Daniel Denisiuk. Denisiuk rozkręca futbolową akademię dla polskich dzieci. Ma już trzy szkółki, planuje otwarcie kolejnych siedemnastu.
Od niedawna przy jego projekcie pracuje Radosław Kałużny. W szkółce Denis Cup Polish Football Academy będzie koordynatorem trenerów, sam ma również przekazywać swoją wiedzę najmłodszym. – Wyszło na to, że nie żerowaliśmy na cudzej krzywdzie, a realnie pomogliśmy. Radek w końcu robi to, na czym naprawdę się zna. Wyciągnęliśmy go z dołka – mówi Ćwiąkała.