Artur Marcol - jeden z założycieli studia "Panoptiqm", w którym powstał lis z teledysku Ylvis - The Fox
Artur Marcol - jeden z założycieli studia "Panoptiqm", w którym powstał lis z teledysku Ylvis - The Fox Fot. Krzysztof Majak / naTemat.pl
Reklama.
Jak to się stało, że braliście udział w powstawaniu teledysku do kawałka, który nuci dziś cały świat?

Artur Marcol (animator):
Dostaliśmy zapytanie o możliwość stworzenia realistycznej postaci lisa. Nasze portfolio spodobało się Norwegom, a nam spodobał się projekt.
Wiedzieliście od początku, nad czym będziecie pracować?
Jedyne, co wiedzieliśmy to to, że mamy stworzyć 20 sekund animacji realistycznego lisa. Nie wiedzieliśmy czy to będzie reklama, czy teledysk. To wyszło z czasem.

Dużo czasu wam to zajęło?
Dwa miesiące. Pracowaliśmy przede wszystkim nad futrem i nad animacją postaci, co wymaga bardzo dużo czasu. Dopiero pod koniec projektu okazało się dla kogo przeznaczona jest nasza praca. Dostaliśmy tylko 20 sekund utworu, czyli końcowy fragment, gdzie występuje lis.
Spodziewaliście się takiego sukcesu teledysku? Na samym YouTube ma dziś blisko 52 miliony wyświetleń.
Dla nas to był kolejny projekt, który był dużym wyzwaniem. Projekty zagraniczne dają dużą swobodę, bo klient darzy nas większym zaufaniem. Możemy się realizować, rozwijać, a nawet "wyżyć emocjonalnie". Byliśmy zapaleni do pracy od samego początku ale nie spodziewaliśmy się globalnego sukcesu teledysku. Wiedzieliśmy, że może to być hit, ale nie że aż taki.

Gdy powiedziałem w redakcji, że Polacy uczestniczyli przy produkcji, wszyscy byli bardzo zdziwieni.
Tak, to dziwi wiele osób. Podobnie było, gdy wykonywaliśmy pracę dla innego, również skandynawskiego klienta. Gdy zobaczyli nasz projekt czyli realistyczną wiewiórkę, to spojrzeli na siebie i stwierdzili, że to niemożliwe, aby w Polsce robiło się takie rzeczy. Myśleli, że poszliśmy do lasu i nagraliśmy żywą wiewiórkę. Dopiero jak zobaczyli making of, to uwierzyli, że to postać 3D stworzona w naszym studiu.

Mieliście jakieś wpadki podczas produkcji?
[Śmiech] Tak, bardzo śmieszną wpadką było zdarzenie jeszcze na początku produkcji, gdy zaczynaliśmy animować ten materiał pod piosenkę. Dostaliśmy referencję wideo, jak człowiek śpiewa ten tekst, abyśmy wiedzieli jak lis ma poruszać ustami. Zaczęliśmy się zastanawiać, o czym tak naprawdę nasz lis śpiewa. Aby zrozumieć tekst i włożyć w tę postać więcej charakteru, wysłaliśmy zapytanie do klienta, aby wysłali nam tłumaczenie. Później się okazało, że to jest takie polskie tralala. Wtedy właśnie dowiedzieliśmy się kto jest twórcą utworu i dla kogo realizujemy ten teledysk.
Dostaliście całą piosenkę?
Tak i strasznie nas zdziwiła, bo fragment który dostaliśmy na początku jest spokojny i niemalże wzniosły, a tu nagle pojawiło się "kwakanie", "miałczenie" itp. W pierwszej chwili pomyśleliśmy, że to pomyłka, ale okazało się że nasza część wypada na sam koniec utworu. Wcześniej zastanawialiśmy, dlaczego nie wysyłają nam całości, czy może boją się, że wycofamy się, gdy usłyszymy tę nutę.
Ale nie wycofaliście się.
Nie, i mieliśmy naprawdę dużo świetnej zabawy przy tym projekcie. Mało kiedy ma się okazję robić coś tak ciekawego. Robiliśmy dużo projektów komercyjnych ze zwierzakami, wiadomo jak to jest w reklamie. Zwierzak pojawia się, mówi o produkcie i po wszystkim. Tu pojawia się, śpiewa i tańczy. To jednak coś zupełnie innego.

Ile razy słuchałeś tego utworu?
Gdy animowałem lisa to od 9.00 rano do 20.00, czyli praktycznie przez cały dzień wałkowaliśmy ten fragment. Słuchaliśmy dokładnie, aby wszystko wyanimować pod dźwięk. Półtora tygodnia non stop. Później już wszyscy chodziliśmy i śpiewaliśmy Wa-wa-way-do Wub-wid-bid-dum-way-do Wa-wa-way-do [śmiech]. Nie dało się uwolnić od tej piosenki, ona ma w sobie coś takiego, że wbija się głęboko w świadomość.
Czy na teledysku są rzeczy, których my nie widzimy, a wy o nich wiecie? Jakieś rzeczy, które chcielibyście ukryć?
[Śmiech] Takie rzeczy pojawiają się praktycznie zawsze, ale ich nie zdradzamy.
Ile osób pracowało nad lisem?
Osiem osób, z czego każda była odpowiedzialna za swoją część projektu np. za stworzenie bryły w programie 3D. Jej zadaniem było wymodelowanie tego lisa. To praca, która przypomina rzeźbienie w glinie – tak buduje się formę. Później następna osoba buduje szkielet, czyli wsadza w postać kości, aby miał możliwość zginania nóg, rąk, obracania głową itd. Robi to po to, aby animator, czyli osoba na moim stanowisku, mogła tą postacią poruszać, wprawić ja w ruch.
Następna osoba może w międzyczasie pracować nad futrem, czyli czesze tego lisa, jest takim fryzjerem. Przycina włosy, koloruje, wybiera materiał. Gdy animacja jest skończona, to projekt wchodzi w kolejną fazę i oświetla się całą bryłę. Na końcu zbieramy wszystkie elementy w całość i zgrywamy z materiałem filmowym.

Czy polscy specjaliści do animacji są doceniani na świecie?
Dzięki internetowi animacja jest produktem globalnym, a zdjęcia z planu dostajemy już nawet dzień po ich wykonaniu, niezależnie od miejsca na świecie gdzie powstały. Dzięki temu dużo łatwiej jest się przebić niż choćby 15 lat temu. Jest masa Polaków, którzy pracują w bardzo dużych, światowych firmach. Świat już nas docenił.
Serio? Macie wielu klientów zagranicznych?
Nasze dotychczasowe realizacje spotykały się z większym odzewem ze świata niż z Polski. Ludzie piszą, że to co robimy jest fajne, że im się to podoba, a z Polski tego odzewu praktycznie nie ma. Konkurujemy nie tylko ceną, ale również bardzo wysoką jakością. Gdybyśmy pracowali tylko taniej, nikt by do nas nie wrócił.
Co dostajecie w zamówieniu? Jak szczegółowy jest opis?
W przypadku lisa dostaliśmy materiały referencyjne, w których były fotografie lisów, abyśmy wiedzieli czego oczekują. Gdy kreujemy postać, to reżyser lub osoba, która ma swoją wizję, wysyła nam scenariusz, a my zajmujemy się projektem postaci.
Ten projekt był szalony, a jak artysta poczuje chęć pracy przy jakimś projekcie, to da z siebie wszystko. Tak było w tym przypadku. Sam projekt lisa już był dla nas ciekawy, a jak do tego zobaczyliśmy całość, to jest to bez wątpienia jedna z najdziwniejszych i zarazem najfajniejszych rzeczy, nad którą przyszło nam pracować.
Jesteście zadowoleni finansowo? Zamówienia zagraniczne są zapewne zdecydowanie bardziej interesujące pod tym względem.
Zdecydowanie, polskie budżety przeznaczane na klipy są bardzo niskie i dlatego nie widać u nas efektów specjalnych czy skomplikowanych animacji w rodzimych klipach. Przy lisie bardzo nam zależało nie tyle na tym zarobieniu, co po prostu na zrealizowaniu tego projektu. To jest też promocja dla polskich specjalistów.

Nad czym teraz pracujecie?
Robimy własną produkcję. Jest to animowany film krótkometrażowy "Magic forest". Będzie trwał nieco ponad 3 minuty, ale proces jego produkcji jest tak czasochłonny, że możemy nad nim pracować nawet rok. Szukamy partnera, który mógłby nas wesprzeć w produkcji, ponieważ trudno jest pogodzić pracę nad projektami komercyjnymi z własną działalnością twórczą.

O firmie "Panoptiqm"

"Panoptiqm" to powstałe w 2011 roku studio zajmujące się realizacją animacji i efektów specjalnych. Specjalizuje się przede wszystkim w animacji postaci. Największą siłą Panoptiqm jest jego zespół - tworzą go pasjonaci zmotywowani do zdobywania wiedzy i doskonalenia technologii. Studio oferuje klientom realizacje z kategorii premium. Poza realizacjami komercyjnymi inwestuje zasoby i czas w projekty inhousowe w celach autopromocji. Aktualnie pracuje również nad debiutanckim filmem "Magic Forest" reżyserowanym przez jednego z założycieli studia - Artura Marcola."