Uciekamy, choć od tego tematu uciec się nie da. Zdali sobie z tego sprawę Amerykanie, którzy spotykają się na szczególny posiłek, w czasie którego rozmawiają na temat śmierci. I choć nie jest to temat przyjemny, death dinners coraz częściej przełamują tabu, którym okryty jest temat śmierci. Czy nowe zjawisko mogłoby przyjąć się także w Polsce?
Śmierć nie jest wdzięcznym tematem do rozmowy, zwłaszcza podczas spotkania w gronie najbliższych. To temat intymny, wzniosły i wymagający odpowiedniej atmosfery i powagi. Jednak nie tylko dlatego bywa pomijany. Po prostu nie chcemy rozmawiać o śmierci, której bardzo często się boimy. Ale czy udawanie przez całe życie że jej nie ma może cokolwiek zmienić?
Amerykanie postanowili odczarować tabu, które nie pozwala na rozmowy o tym, co ostateczne. Śmierć zaczyna być za oceanem nie tylko tematem o którym się rozmawia, ale też staje się głównym powodem rodzinnych spotkań. Jak donosi Bloomberg.com, rozmowy o śmierci przy obiedzie to coraz częstsze zjawisko w Stanach Zjednoczonych.
O tym, jak powinien wyglądać taki obiad lub kolacja, mówi specjalnie stworzona strona internetowa o nazwie deathoverdinner.org
O śmierci, czyli o czym?
Mogłoby się wydawać, że temat śmierci nie jest skomplikowany. Dla jednych oznacza koniec, a dla innych początek nowej drogi. To właśnie te aspekty przejścia na drugą stronę, które dotyczą naszych spraw doczesnych, mogą zostać omówione w czasie takiego spotkania z rodziną. O co dokładnie chodzi?
Podczas death dinners rozmawiamy o tym, gdzie i jak chcielibyśmy zostać pochowani, czy ostatnie chwile, nawet gdy już nie będziemy w stanie samodzielnie decydować i komunikować się, chcielibyśmy spędzić wśród bliskich w rodzinnym domu. A może w szpitalu? Równie ważne jest to, co w przypadku naszej nagłej śmierci będzie się działo z osobami, które mamy pod swoją opieką. Kto zaopiekuje się naszymi dziećmi, gdzie będą mieszkały w przypadku gdy nas zabraknie?
Psycholog dr Ewa Chalimoniuk zauważa, że tak naprawdę amerykański trend nie jest niczym nowym. – Taki zwyczaj już istniał w dawnych czasach, a w niektórych środowiskach nadal funkcjonuje, również w Polsce. Ludzie rozmawiali ze sobą o tym, gdzie chcieliby być pochowani, co będzie się działo z ich majątkiem, w którym Kościele ma zostać odprawione msza. Zjawisko, o którym mówimy, może być powrotem do tego – mówi psycholog.
Śmierci nie trzeba celebrować
Pani Małgorzata z Warszawy nie widzi potrzeby, aby poruszać temat śmierci podczas spotkań rodzinnych. – W zasadzie nie ma tego tematu w naszym domu. Rozmawiamy tylko w sytuacji, kiedy dowiadujemy się że ktoś z rodziny lub znajomych nie żyje, bądź w przypadku wiadomości o śmierci jakiejś znanej osoby – mówi czytelniczka naTemat.
Pomimo to, zdaniem naszej rozmówczyni, śmierć nie jest tematem tabu. Po prostu powinno się o niej mówić jedynie przy szczególnych okazjach, które najczęściej wiążą się z dramatem. – Nie można tego tematu nazwać tabu, którego unikamy, czy nigdy nie poruszamy. Ale prawdą jest, że poruszamy go tylko w wyjątkowych okolicznościach, poza tym jest to temat specyficzny i zawsze oglądamy go z perspektywy widza, bo tak naprawdę nie wiemy, jak to będzie... – stwierdza blisko 60-letnia Warszawianka.
Również syn pani Małgorzaty, 21-letni Piotrek nie odczuwał nigdy potrzeby rozmawiania o śmierci. – Rozmowa na ten temat z rodziną, czy kimkolwiek innym wydaje mi się zwykłym marnotrawieniem czasu – stwierdza nasz rozmówca. Dlaczego? Gdyż jego zdaniem i tak nie jesteśmy w stanie wpłynąć na to, co ostateczne. – Według mnie powinniśmy zająć się rozmowami o życiu, bo jest to coś, co możemy, w przeciwieństwie do śmierci, odmienić, nadać mu więcej kolorów, czy też sensu, gdy ktoś z naszych bliskich jest zwyczajnie zagubiony, co zdarza się dosyć często – mówi Piotrek.
Dr Ewa Chalimoniuk nie jest zdziwiona takim sposobem myślenia. – Przez ostatnie 20 czy 30 lat śmierć stała się tematem tabu. Funkcjonuje niepisana umowa, że nie rozmawia się o śmierci nawet z osobą ciężko chorą. Bliscy mówią w takich sytuacjach "co ty gadasz, przecież to nieprawda że umrzesz". Taki człowiek ma zamknięte usta przez swoich bliskich, którzy bywają bardziej przerażeni śmiercią niż osoba umierająca – uważa psycholog.
Czasem zaś sytuacja bywa całkowicie odwrotna. To osoba umierająca nie chce rozmawiać z nikim bliskim o śmierci. – Wydaje im się, że bliscy chcą "dzielić skórę na niedźwiedziu" i tylko czekają, aż odejdziemy. Jest to spowodowane lękiem przed własną śmiercią – mówi dr Ewa Chalimoniuk.
Na cmentarzu, a nie przy stole
Obiad, czy też kolacja zorganizowana specjalnie w celu rozmowy na temat śmierci nie wydają się naszej rozmówczyni konieczne. Zdaniem pani Małgorzaty, powinniśmy myśleć raczej o życiu, a nie o śmierci. – Raczej nie wydaje się dobrym pomysłem spotykanie się na rozmowy o śmierci. Owszem, trzeba o tym rozmawiać, ale tylko przy okazjach takich jak pogrzeb, wizyty na cmentarzu u bliskich, czy święto zmarłych, ale na co dzień nie ma chyba sensu celebrować takiego tematu – stwierdza nasza czytelniczka.
Również syn pani Małgorzaty woli rozmawiać o tym, jak zmieniać swoje życie doczesne, aby nie musieć martwić się o to, co będzie po naszej śmierci. – Nie popieram takich rozmów, bo ludzie powinni rozmawiać o konkretnych sprawach, które ich dotyczą podczas życia. Możliwe, że amerykański trend wywodzi się z czystego braku problemów, spokojnego życia, w którym szukają kolejnych sensacji, zamiast pomyśleć jak polepszyć swoje i innych życie – mówi Piotrek.
Dr Ewa Chalimoniuk uważa, że takie postrzeganie rozmów o śmierci będzie się zmieniało. – Gdy na nowo zaczniemy mówić o tym, że starość i umieranie jest częścią życia, inaczej będziemy postrzegali śmierć. Jak na razie bardzo często udajemy, że jesteśmy nieśmiertelni i nic takiego nam się nie może przydarzyć. To zaś niekiedy nam możliwość bycia razem w tych trudnych chwilach – mówi dr Ewa Chalimoniuk.