
Idziemy za ciosem. Okazuje się, że nie tylko my uważamy, że prace domowe, jakie nauczyciele zadają uczniom, to głupota. Po stronie naTemat staje nauczyciel roku oraz była minister edukacji narodowej. Czekamy na stanowisko MEN w tej sprawie. Bzdurne prace domowe niszczą dzieciństwo, powodują że młodzi ludzie pracują dłużej niż górnik w kopalni.
Skontaktowała się z nami pani Joanna, mama Zosi, która we wrześniu poszła do piątej klasy szkoły podstawowej. Przyznała, że kwestia prac domowych, które nauczyciele zadają uczniom w szkole jej córki to temat-rzeka. Temat, o którym między rodzicami mówi się bez przerwy.
Największy problem polega na tym, że szkoły są nieefektywne. 5-7 godzin lekcji plus te kilka dodatkowych w świetlicy to mnóstwo czasu na zdobycie dużej ilości wiedzy. Niestety, bardzo często jest tak, że te pół dnia spędzone w szkole jest stratą czasu, a popołudnie i wieczór nad książkami w domu mają to zrekompensować CZYTAJ WIĘCEJ
Jestem ojcem 10 latka, który rozpoczął naukę w klasie IV, i mam dosyć. Oboje z żoną pracujemy do późna i naprawdę ciężko nam wygospodarować czas żeby młodemu pomóc w lekcjach. Nauka w szkole została scedowana na rodziców - jeśli rodzice "nie odrobią" pracy domowej uczeń dostaje słabe oceny. Przykład? Praca domowa dlaczego gnomon razem z zegarkiem nie pokazuje kierunku tak jak kompas. Takim pytaniem zaskoczył mnie młody o 21.30 po przyjściu z pracy. więc google i nic. Niestety nie odkryłem tajemnicy a młody dostał jedynkę. CZYTAJ WIĘCEJ
Jaki sens ma ślęczenie nad podręcznikami tylko po to, by nauczyciel wyrobił się z programem, a z głowy dziecka "wiedza" wyparowała na drugi dzień po kartkówce lub sprawdzianie? Chora sytuacja prowadzi do wielu absurdów.
– To zwykłe szaleństwo – mówi krótko Marcin Zaród, nauczyciel języka angielskiego w V LO w Tarnowie. Zaród przed kilkoma dniami, w konkursie zorganizowanym przez MEN i "Głos Nauczyciela", został wybrany Nauczycielem Roku. W rozmowie z naTemat przyznaje, że jest przeciwnikiem zadawania prac domowych, które dla uczniów są często pracą ponad miarę.
Skończmy z zadawaniem do domu. To jest dla dzieci mordercze. Uczmy w szkole. Szkoła, jak sama nazwa wskazuje ma szkolić, a nie zadawać, przepytywać i oceniać ucznia. A uczyć tylko na korkach CZYTAJ WIĘCEJ
Mam dwie córki w wieku szkolnym - 3 i 6 klasa SP. Są dni, kiedy nie wyrabiają się z pracą domową, siedzą do 21, młodszej zdarzyło się płakać ze zmęczenia - bo kończyła lekcje o 17.10 (!) a nauczycielka zadała do przerobienia 3 rozdziały z książki. Bo "opóźnienie" Zwalanie rodzicom na głowę ponad połowy szkolnego materiału jest skandaliczne. CZYTAJ WIĘCEJ
"System do wymiany"
– Jeśli edukacja dziecka trwa przez dwanaście godzin każdego dnia, to ja się nie dziwię, że to dziecko jest zniechęcone. Jest problem – zauważa w rozmowie z naTemat były minister edukacji Krystyna Łybacka. – Co jest bardziej istotne? Czy to, by nauczyciel wyrobił się z programem, czy to, by uczeń choć trochę zrozumiał materiał? Później dochodzi do efektu "śnieżnej kuli". Dziecko ma już takie zaległości, że traci w ogóle motywację i chęć do nauki – tłumaczy.
Zadania domowe od małego uczą, że nadgodziny są czymś dobrym i wskazanym i inaczej się nie da. Czas wolny? Po co to komu? CZYTAJ WIĘCEJ
Jej zdaniem powinniśmy pomyśleć nad systemem niemieckim, gdzie dzieci nie zmusza się do nauki, a pobudza ich emocje, wyobraźnię. – I one się do tej nauki garną – tłumaczy. Jakie warunki musiałyby zostać spełnione byśmy mogli myśleć o zmianie systemu? – Musielibyśmy zmniejszyć klasy. O połowę. Przy grupie 30 dzieci trudno zapanować nad czymkolwiek. Do zmiany też są do przebywania w szkole po lekcjach, świetlica to zwykle "przechowalnia" dzieci, w szkołach nie ma miejsca, w których można byłoby w ciszy popracować nad lekcjami – dodaje Krystyna Łybacka.

