Gdy Camerimage z hukiem opuszczał Łódź, wielu zapowiadało rychły koniec festiwalu lub jego marginalizację. Tymczasem w Bydgoszczy święto sztuki operatorskiej, które w tym roku potrwa od 16 do 23 listopada, ma się naprawdę dobrze. Spośród kilkudziesięciu starannie dobranych tytułów wybrałem pięć, dla których warto powalczyć o bilety.
„Zniewolony”
reż. Steve McQueen
Steve McQueen zasłynął „Głodem” i „Wstydem” – dwoma kameralnymi dramatami, w których Michael Fassbender stworzył dwie najlepsze role w karierze. W swoim trzecim filmie brytyjski reżyser pokusił się o monumentalny historyczny fresk obejmujący 12 lat z życia Solomona Northupa, wolnego Afroamerykanina z Nowego Jorku, który zostaje porwany i sprzedany w niewolę. O „Zniewolonym”, który na Camerimage będzie miał swoją polską premierę, dopiero zrobi się głośno – oscarowy faworyt zbiera w Stanach świetne recenzje i uznawany jest za poważną odpowiedź na „Django” Tarantino.
„Inside Llewyn Davis”
reż. Ethan i Joel Coen
Niezawodny amerykański duet ponowie gra swoją starą dobrą piosenkę – klasycznym coenowskim nieudacznikiem w ich nowym filmie jest niejaki Llewyn Davis, młody piosenkarz folkowy, który szwenda się od klubu do klubu, próbując zrobić karierę. Żyje na utrzymaniu coraz mniej cierpliwych przyjaciół i wszędzie taszczy ze sobą wielkiego rudego kota, który jako jedyny jest w stanie znieść jego towarzystwo. Coenowie podobno są w najwyższej formie – błyskotliwy humor, krótkotrwałe wzloty i długie upadki. I John Goodman, który wreszcie ma co grać.
„Locke”
reż. Steven Knight
Kilka lat temu powstał już film z telefonem w roli głównej – wystarczyła budka telefoniczna, Colin Farrell i psychopata, by przez półtorej godziny trzymać widza w napięciu. Debiutujący za kamerą Steven Knight postanowił utrudnić sobie zadanie – podobnie jak w „Telefonie” akcja skupia się na rozmowach telefonicznych, ale reżyser usadowił głównego bohatera w rozpędzonym samochodzie. Zrealizowany właściwie w czasie rzeczywistym, świetnie napisany „Locke” opowiada o człowieku, który może stracić wszystko w trakcie jednej przejażdżki.
„Tom”
reż. Xavier Dolan
24 lata i cztery filmy, które święcą triumfy na najważniejszych festiwalach. Xavier Dolan – młody, zdolny i ładny, niekoronowany król hipsterów oraz wróg tych, których irytują młodzi, zdolni i ładni. W „Tomie” jeszcze raz staje zarówno za kamerą, jak i przed nią. Po trzygodzinnym melodramacie, w którym bohater oznajmia swojej dziewczynie, że zmienia płeć, postanowił po raz pierwszy sięgnąć po konwencję thrillera psychologicznego. Dolan portretuje tym razem mieszkańców kanadyjskiej wsi, która okazuje się znajomo nieprzyjazna – wśród łanów zbóż można tam dostać w twarz od brata chłopaka. Zwłaszcza jeśli jest się facetem.
„Fruitvale Station”
reż. Ryan Coogler
22-latek Oscar budzi się ze stanowczym postanowieniem: od dziś będzie lepszym człowiekiem. Dla matki, dla partnerki, dla kilkuletniej córki. Problem w tym, że nie ma zbyt wiele czasu. „Fruitvale Station” to triumfator ostatniego festiwalu w Sundance. Debiut Ryana Cooglera skupia w sobie wszystkie zalety amerykańskiego kina niezależnego – wrażliwość na problemy wykluczonych, świetnych mało znanych aktorów i solidny scenariusz, który nie unika rozwiązań typowych dla dobrego kina gatunkowego.
Dokładne informacje i daty seansów znajdziecie na stronie festiwalu.