"W Polsce trener personalny to egzotyczny zawód, ludziom brak odwagi". Popularność zyskują... treningi online
Michał Mańkowski
08 grudnia 2013, 14:18·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 08 grudnia 2013, 14:18
Chodzisz na siłownię, biegasz, ćwiczysz? Jeśli nie, to na pewno kiedyś to robiłeś lub chociaż o tym myślałeś. Mało kto jednak korzystał z usług trenera personalnego: bo za drogo, bo trochę wstyd lub nie było potrzeby. Okazuje się, że coraz więcej osób decyduje się na… trenera internetowego. I nie chodzi tutaj o sportową wersję dr. Google, ale normalną branżę e-trenowania. – Zgłaszali się do mnie już pracownicy biurowi, lekarze, dietetyczka, zawodowi pokerzyści, a nawet pracownik lotniskowca – mówi Przemek Kozak, który od kilku lat zajmuje się tym nietypowym rodzajem treningu.
Reklama.
Zima to zazwyczaj idealny okres na początek „wzięcia się” za siebie. Zwłaszcza w połączeniu z postanowieniem noworocznym. Do lata jeszcze kilka miesięcy, więc można zgubić dodatkowe kilogramy lub wyrzeźbić się tu i ówdzie. Problem w tym, że nie wszyscy zdają sobie sprawę jak dużą rolę ogrywa tu dobrze dobrana dieta czy trening. Nie wystarczy przerzucać setek kilogramów czy biegać po kilkadziesiąt minut każdego wieczoru.
Po co komu trener?
W założeniu mają pomagać w tym personalni trenerzy. Prawdą jest jednak, że na nich mogą i chcą pozwolić sobie nieliczni. Inni posiłkują się rozpiskami znalezionymi w internecie, co może być, ale nie zawsze jest pomocne. – W naszym kraju trener personalny to jeszcze dość egzotyczny zawód, ludziom brak właściwego podejścia. Jak boli nas ząb idziemy do dentysty, jak pęknie nam rura naprawia ją hydraulik, więc jak chcemy naprawić ciało, czemu nie zgłaszamy się do trenera? – mówi Przemek Kozak znany jako "koniu151", który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych e-trenerów w środowisku.
Okazuje się, że gdzieś koło tego wszystkiego, wokół internetu oraz fitnessowych społeczności zaczęła wykształcać się nowa branża: e-trenerów personalnych. Można podchodzić do tego sceptycznie, bo jak trenować kogoś, kogo nie można zobaczyć nawet na własne oczy? Postanowiłem to sprawdzić. – Konsultacje online w wielu aspektach wyglądają identycznie jak te na żywo, w obu przypadkach wymagany jest szczegółowy wywiad z klientem, na podstawie którego dobierana jest odpowiednia strategia treningowa i dietetyczna – mówi Przemek Kozak.
Czemu ludzie zgłaszają się przez internet, skoro tę samą ofertę mogą dostać w swojej siłowni „na żywo”. – Wiele osób robi to online, bo nie potrafi spojrzeć komuś w oczy i przyznać, że potrzebuje pomocy ze swoim ciałem. W internecie wszystko jest łatwiejsze. Trafiają do mnie np. mężowie, którzy chcą zrobić niespodziankę żonie i schudnąć na rocznicę. Są też tacy, którzy wstydzą się przyznać, że ktoś im pomaga, a w domowym budżecie łatwiej zatuszować 100-200 zł niż kwotę dziesięciokrotnie wyższą – wyjaśnia nasz rozmówca. I jednocześnie zaznacza, że dla wielu osób motywatorem jest także cena. Miesięczna konsultacja online to często koszt godzinnego treningu „na żywo”. Ceny zaczynają się od 100 złotych, ale wszystko zależy od trenera. Są tacy, którzy cenią się na kilka razy więcej. Podobne oferty można znaleźć także na wyspecjalizowanych w tym portalach.
Klienci
Kto decyduje się na treningi online? – Klienci pochodzą z całego kraju, często ze świata, więc do rozmowy z niektórymi potrzebuję tłumacza, bo nie każdy zna angielski – opowiada. Pierwsze miejsce bezapelacyjnie zajmują panowie po 35 roku życia, którzy oprócz niezłej pracy, mają tez niezły brzuch do zbicia. Drugą najliczniejszą grupą są studenci, a podium zamykają kobiety. Tutaj zakres wiekowy jest dużo większy: od 20 do prawie 60 lat. Kozak zdradza też, że dużo ciężej współpracuje się z kobietami.
Trafiają się klienci zwyczajni jak i wielu o nieprzeciętnej pracy. – Od pracowników biurowych, przez innych trenerów personalnych, kiedyś trafiła się nawet dietetyczka, lekarzy, po zawodowych graczy w pokera czy ludzi z branży filmowej. Jeden pokerzysta to Polak mieszkający w Chinach, który potrzebował diety pomagającej utrzymać koncentrację przy grze. Teraz jest nawet mężczyzna, który pracuje na lotniskowcu – wymienia Kozak. I dodaje: – Miałem okazję pracować też z moim zdaniem chorobliwie chudą modelką, która musiała zrzucić jeszcze parę kilogramów, bo inaczej wyleci z agencji. Trafiają się też zawodnicy sztuk walki, sportów rowerowych czy motorowych, którym zależy na zbiciu wagi bez utraty wydolności czy siły.
Wymagania klientów również bywają dość specyficzne. – Miałem kiedyś podopiecznego, który zażyczył sobie dwóch diet: jedną opartą na tym, co smaczniej przygotowuje żona, drugą na tym, co robi kochanka – wspomina ze śmiechem nasz rozmówca. Ciekawe są także zadawane pytania. – Czy czosnek i cebulę myjemy po obraniu? Czy pieczarka to bardziej mięso czy warzywo? Takich zaskakujących pytań bywa wiele, dlatego też praca trenera wymaga nie tylko przygotowanie merytorycznego, ale również wiele cierpliwości i zrozumienia dla klienta – wyjaśnia.
Powiedz mi co jesz
A klienci zdarzają się różni. Z jednymi wymienia się 10-20 maili dziennie, ale są też tacy, którzy piszą tyle przez cały miesiąc, a jeszcze inni napiszą jeden długi raport raz na tydzień. Zdaniem naszego rozmówcy na plus e-treningów przemawia wygoda: nurtujące pytanie można zadać w każdej chwili, a trenera wybrać całej Polski.
Konsultacje online zaczynają się od wywiadu z klientem, czyli wypełnienia szczegółowej ankiety. W tym przypadku trzeba podać nie tylko swoje wymiary, zdjęcie poglądowe, cel i zawodowo-żywieniowe zwyczaje, ale także uzupełnić dokładną tabelkę dotyczącą preferowanych pokarmów, zdolności kulinarnych, wolnego czasu, sklepów, w których robimy zakupy itd.
Przyznam szczerze, że z niektórymi produktami nigdy nie miałem nawet do czynienia. Potem czekamy na „przetworzenie” ankiety. – Osobiście nie skorzystałbym nigdy z ofert typu „rozpiska w 24-48h”, istnieje duże prawdopodobieństwo otrzymania gotowca. Solidna rozpiska diety i treningów zależnie od preferencji klienta to kilka dni pracy – przestrzega nasz rozmówca.
Także tutaj wkraczają popularne vlogi, dzięki czemu e-trenerzy personalni mogą uzupełniać rozpisaną dietę gotowymi przepisami w formie wideo. Przyznam, że tutorial krok po kroku, który można zobaczyć na YouTube jest bardzo pomocny. Podobnie jest w przypadku rozpisanego treningu. Pomaga to uniknąć nieporozumień co do nazewnictwa konkretnych ćwiczeń i jest świetnym rozwiązaniem dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z siłownią. Pytam także o ewentualne suplementy, które nieodłącznie kojarzą się z chodzeniem na siłownię.
– Trening i dieta dopasowane do możliwości fizycznych, czasowych i sprzętowych danej osoby pozwalają często ominąć suplementy. Czasami je dobieram, ale im więcej przypadków przerabiam, tym bardziej skłaniam się ku stwierdzeniu, że z dobrym fachowcem są one zbędne. Mój rekordzista zrzucił 70kg bez jakiegokolwiek wspomagania, a nie jest to odosobniony przypadek – mówi Przemek Kozak.
Online kontra live
Jest dieta, jest rozpiska, co dalej? Klient zostaje sam ze sobą? – pytam. – Wtedy następuje miesiąc na ewentualne zmiany, wymianę niesmakujących posiłków i korektę treningu – słyszę w odpowiedzi. Korekta treningów przez internet?
– To jedyna zasadnicza różnica w porównaniu do zwykłego trenera. Technikę ćwiczeń oceniam na podstawie filmów, a nie w trakcie. Jest to oczywiście o wiele trudniejsze, na żywo klienta możemy korygować nie tylko komendami głosowymi, ale też podejść, poprawić ustawienie ramion czy stóp, tu takiej możliwości nie mamy i często klient musi poświęcić kilka treningów na perfekcyjne wdrożenie uwag otrzymywanych mailowo – wyjaśnia trener. Niektórzy z klientów oprócz konsultacji online, wykupują dodatkowy trening z trenerem „na miejscu”. – Tak by ktoś "na żywo" przedstawił im technikę zaproponowanych przeze mnie ćwiczeń – dodaje.
Trenerzy online już na starcie mają utrudnione zadanie. Dużo ciężej utrzymać klienta, kontrolować jego zaangażowanie i motywację. – Przez internet klient często bierze rozpiskę i słuch po nim ginie, bo uważa, że to wystarczy na cały okres treningu – dodaje. Na treningi online miesięcznie zgłasza się 15-30 osób, które trafiają na nie zazwyczaj z polecenia. Działa tu efekt kuli śnieżnej oraz bumerangu – zdarza się, że po kilku miesiącach wracają dawni klienci, którzy znów się zaniedbali.
– Są osoby chcące nauczyć się jedynie zasad dobrego odżywiania, bo lekarz powiedział, że serce czy wątroba długo im nie pociągnie, inni chcą zrzucić 2-3 cm w pasie, jeszcze inni potrzebują zgubić tych centymetrów 50. Z wieloma podopiecznymi pracuję rok i dłużej, wraz ze zmianą sylwetki zmieniają się też cele – brzuch spadł, więc wypada dodać trochę mięśni, mięśnie są OK, to teraz może siła, albo pobiegnę maraton? I tak to leci – opowiada Przemek, którzy przyznaje, że dziennie poświęca na konsultacje nawet kilkanaście godzin.
Cały czas pojawia się jednak pytanie, czy trener przez internet może zastąpić zwykłe spotkanie twarzą w twarz? – Przecież nie ma specjalnych kursów dla trenerów online i trenerów osobistych, wszyscy kończymy te same szkolenia. Konsultacje online to po prostu kolejna gałąź biznesu fit, dla jednych jako dodatek do treningów osobistych, dla innych główne źródło utrzymania. Jasne, istnieje zagrożenie, że trafimy na kogoś o niskim poziomie merytorycznym czy też na oszusta, ale równie dobrze możemy na takich trafić na żywo – kwituje nasz rozmówca.