
Reklama.
Nie tylko stołeczni bibliotekarze postanowili być tak bezwzględni. Właściwie już w każdym większym mieście biblioteki publiczne stosują podobną taktykę. Robią inwentaryzację, w której podliczane są brakujące książki nawet sprzed wielu lat i właśnie te najstarsze przypadki oddają firmom windykacyjnym. Im książki dłużej nie oddaliśmy, tym więcej biblioteka i windykatorzy mogą zarobić.
Za parę złotych...
- Przeciętna wartość książki wypożyczonej przed wieloma laty to nawet kilka złotych. Na przykład wydanie "Krzyżaków" z 1990 roku na Allegro kosztuje 7 zł, a właśnie to jest u nas najczęściej nieoddawana książka - słyszę w jednej z dużych gdańskich bibliotek. Tu również od ponad dwóch lat kwitnie współpraca ze znaną firmą windykacyjną. Bibliotekarze odzyskują przetrzymywane przez lata książki i zyskują spore środki na nowe zakupy. - Przez lata wysyłaliśmy pisma, które na nikim nie robiły wrażenia. List z ponagleniem od windykatora przeciwnie - tłumaczy bibliotekarka.
- Przeciętna wartość książki wypożyczonej przed wieloma laty to nawet kilka złotych. Na przykład wydanie "Krzyżaków" z 1990 roku na Allegro kosztuje 7 zł, a właśnie to jest u nas najczęściej nieoddawana książka - słyszę w jednej z dużych gdańskich bibliotek. Tu również od ponad dwóch lat kwitnie współpraca ze znaną firmą windykacyjną. Bibliotekarze odzyskują przetrzymywane przez lata książki i zyskują spore środki na nowe zakupy. - Przez lata wysyłaliśmy pisma, które na nikim nie robiły wrażenia. List z ponagleniem od windykatora przeciwnie - tłumaczy bibliotekarka.
I przyznaje, że w jej placówce jeszcze nigdy nie skierowano wcześniej sprawy... do sądu. Pisma od firm windykacyjnych reprezentujących biblioteki zwykle oparte są na regulaminie biblioteki i ogólnych przepisach, głównie tych regulujących kwestię kar umownych. Akceptując regulamin biblioteki zawieramy bowiem umowę i to na podstawie jej treści bibliotekarze dochodzą zwrotu książki i domagają się uiszczenia odpowiedniej kary. - Nie idzie się z tym do sądów, bo nie działają tak sprawnie jak renomowani windykatorzy - mówi mi bibliotekarka.
Być może chodzi też o to, że w sądzie ktoś mógłby pojawić się z prawnikiem i o wiele trudniej byłoby wymagać gigantycznych w stosunku do wartości książki kar pieniężnych. Na forach oferujących w sieci pomoc prawną najwyższe kwoty o jakiś piszą przerażeni nadchodzącą windykacją "zapominalscy" czytelnicy to grubo ponad 1000 zł. Tyle biblioteki potrafią domagać się za książkę, której ktoś nie oddawał nawet przez 10 lat. "Żona musi zapłacić karę za nieterminowe oddane książek w kwocie 1200 zł", "Zostałem obciążony karą biblioteczną w wys. 1000 zł za niedotrzymanie terminu zwrotu książek", "Otrzymałem pismo z firmy windykacyjnej z zawiadomieniem o wszczęciu postępowania – wynika z niego, że powinienem zapłacić 2000 zł i 300 zł kosztów postępowania" - piszą internauci.
Kto pamięta o przedawnieniu?
Problem w tym, że największe sumy muszą zapłacić ci, którzy nie oddali książek na początku nowego tysiąclecia. Czyli w ich przypadku często upłynęło już 10 lat, w czasie których roszczenia z tytułu kar umownych się przedawniają. Co więcej, wiele bibliotek ściga poprzez profesjonalnych windykatorów także tych, którzy książki oddali już z opóźnieniem, ale nigdy nie uregulowali kary za lata przetrzymywania. Tymczasem wielu teoretyków prawa stoi na stanowisku, że kara umowna ma ten sam charakter, co odsetki, które Sąd Najwyższy uznał za świadczenie okresowe. Takie przedawniają się tymczasem już pod trzech latach.
Problem w tym, że największe sumy muszą zapłacić ci, którzy nie oddali książek na początku nowego tysiąclecia. Czyli w ich przypadku często upłynęło już 10 lat, w czasie których roszczenia z tytułu kar umownych się przedawniają. Co więcej, wiele bibliotek ściga poprzez profesjonalnych windykatorów także tych, którzy książki oddali już z opóźnieniem, ale nigdy nie uregulowali kary za lata przetrzymywania. Tymczasem wielu teoretyków prawa stoi na stanowisku, że kara umowna ma ten sam charakter, co odsetki, które Sąd Najwyższy uznał za świadczenie okresowe. Takie przedawniają się tymczasem już pod trzech latach.
Bibliotekom nie spieszy się więc do sądu, a wynajęcie firmy windykacyjnej powoduje tymczasem wstrzymania przedawnienia. Poza tym sali sądowej czytelnik mógłby bronić się przed setkami złotych kary za książkę wartą kilkadziesiąt złotych na podstawie art. 484 § 2 kodeksu cywilnego. Utrudnia on bowiem nakładanie kar umownych "rażąco wygórowanych", a taką z pewnością jest np. stokrotność wartości przedmiotu umowy, czyli wypożyczonej książki. Paragraf ten daje także dłużnikowi prawo do żądania zmniejszenia kary, jeśli zobowiązanie zostało w znacznej części wykonane. W przypadku "długu bibliotecznego" to już oddanie przetrzymywanej książki.
Znajomość prawa nie szkodzi
Jak zwykle przydaje się jednak znajomość prawa. Dzięki niej kłopoty z firmą windykacyjną zatrudnioną przez bibliotekę rozwiązał Mariusz. 28-latek przed rokiem dostał pismo, w którym za zagubioną przez niego książkę biblioteka z Gdańska domagała się ponad 1200 zł. - Chodziło o lekturę, którą wypożyczyłem pod koniec liceum. Najpierw o jej zwrocie karygodnie zapomniałem, a potem miałem dwie przeprowadzi i zgubiła się gdzieś z tysiącem innych rzeczy - wspomina. On przed sporym wydatkiem obronił się jednak zachowując zimną krew, w czym z pewnością pomogło mu wykształcenie prawnicze.
Jak zwykle przydaje się jednak znajomość prawa. Dzięki niej kłopoty z firmą windykacyjną zatrudnioną przez bibliotekę rozwiązał Mariusz. 28-latek przed rokiem dostał pismo, w którym za zagubioną przez niego książkę biblioteka z Gdańska domagała się ponad 1200 zł. - Chodziło o lekturę, którą wypożyczyłem pod koniec liceum. Najpierw o jej zwrocie karygodnie zapomniałem, a potem miałem dwie przeprowadzi i zgubiła się gdzieś z tysiącem innych rzeczy - wspomina. On przed sporym wydatkiem obronił się jednak zachowując zimną krew, w czym z pewnością pomogło mu wykształcenie prawnicze.
- Najpierw mnie zmroziło, bo to nie małe pieniądze. Gdy jednak przeanalizowałem pismo zdanie po zdaniu nigdzie nie znalazłem informacji o tym, na jaki wyrok powołuje się firma windykacyjna. A to przecież element konieczny w przypadku, gdyby taki wyrok istniał. Jeśli w piśmie nikt o nim nie wspomina, warto po prostu przeczekać. Tak długo, aż dojdzie do przedawnienia roszczenia. U mnie to był niespełna rok, by mieć pewność, że mija nawet 10 lat - wspomina. Kluczowe w tym przypadku było niedopowiadanie na pismo. Kiedy dłużnik kontaktuje się z windykatorem, ten zyskuje bowiem dowód, iż uznaje on roszczenia - nawet przedawnione.
- A ja w tym czasie od windykatorów nie dostałem już żadnego nowego pisma. W maju na Dzień Bibliotekarza zaniosłem tymczasem nowe wydanie tej samej powieści i kilka innych tytułów w ramach zadość uczynienia - wspomina Mariusz.