
Tygodnik "Wprost" dotarł jednak do informacji, które przeniosły wszystkie te kontrowersje na zupełnie nowy poziom. Okazuje się bowiem, że Antoni Macierewicz miał zlecić tłumaczenie przygotowanego raportu na język rosyjski jeszcze przed oficjalną publikację tego dokumentu. Dla przeciwników nowego wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości to dowód, że Macierewicz może być... rosyjskim agentem.
Trzydzieści dwa lata temu Antoni Macierewicz został bowiem internowany jako jeden z kluczowych wrogów ówczesnego systemu firmowanego przez ZSRR. Później udało mu się uciec z więzienia, ale w ukryciu żył jeszcze długo po zniesieniu stanu wojennego. W kontekście przeszłości wiceprezesa PiS trudno posądzać go zatem o to, by mógł teraz prowadzić potajemne interesy z rosyjskimi służbami.
To jest absurd, gdy Wprost opublikuje ten materiał zostanie wytoczony mu proces. To jest absolutnie niemożliwe, żeby jakikolwiek fragment Raportu z likwidacji WSI był wynoszony na zewnątrz przed ujawnieniem go przez Prezydenta RP. Wszystkie tłumaczenia odbywały się po publikacji jawnej części raportu.
Raport po publikacji przetłumaczono na wszystkie języki kongresowe, w tym na j. rosyjski, lecz najczęściej korzystano z tłumaczenia angielskiego. Jeżeli ktoś myśli, że służby rosyjskie nie znają j. polskiego lub j. angielskiego to niech zapisze się do Ruchu Palikota. Można powiedzieć, że autorzy tej mistyfikacji osiągnęli swój cel, bo wszyscy uważają, że muszą na ten temat dyskutować. Można jeszcze tylko zapytać czy raport nie był rozwożony kawalkadą słoni.
CZYTAJ WIĘCEJ
Macierewicz zaprzeczył więc także informacjom, z których wynikało, iż jego raport przetłumaczono tylko i wyłącznie na język rosyjski. Tygodnik twierdzi, że zrezygnowano z planowanych tłumaczeń dokumentu w sprawie likwidacji WSI na języki niemiecki i ukraiński.