Mężczyźni różnych sposobów się imali, by uniknąć pójścia na front
Mężczyźni różnych sposobów się imali, by uniknąć pójścia na front Fot: Geoffrey Mallins
Reklama.
Młodzi entuzjastycznie zgłaszali się do wojska. Chcieli walczyć w Wielkiej Wojnie. Byli pełni entuzjazmu. W końcu należało przepędzić wroga, który chce zdominować Europę – taki przekaz szedł w świat. Mówiono o tym zarówno w kraju, jak i zagranicą. Żeby wróg wiedział, że morale Brytyjczyków stoją wysoko i kolejni będą zgłaszać się na front.
Unikanie służby
Przez prawie wiek kazano nam wierzyć, że tak rzeczywiście było. Ponownie jednak przejrzano archiwa i wyszło, że było inaczej. W latach 1916-1918, kiedy trwały pobory, ponad 11 tysięcy osób złożyło wniosek o to, by nie zostać wysłanym na front. Większość z nich została odrzucona. Jakie powody przedstawiali wezwani przed komisją żołnierze?
Jeden np. nie chciał udać się na wojnę ze względu na socjalistyczne sumienie. Sędzia, który rozpatrywał jego sprawę, odrzucił ten wniosek. Uznał, że socjaliści nie mają sumienia. Ów młodzieniec zginął we Francji. Inny nie chciał ruszyć na wojnę, ponieważ musiał się opiekować matką, która złamała nogę. Ten akurat miał szczęście i nie musiał być świadkiem okrucieństw wojny.
Piąte przykazanie, nie zabijaj...
Jednak nasza historia nie kończy się na tych, co cudem uniknęli poboru. Przeniesiemy się teraz na front. Z dokumentów wynika, że nie każdy żołnierz strzelał, by zabić. Niejaki porucznik George Roupell mówił, że miał z tym problem. Jednak miał na to sposób. Oficer chodził po okopach z mieczem i każdego podkomendnego uderzał płazem miecza w tyłek. Przy okazji mówił takiemu żołnierzowi, że ma strzelać niżej.
Podobne przypadki odnotowano podczas amerykańskiej wojny secesyjnej. 90 procent muszkietów, które odzyskano po bitwie pod Gettysburgiem było wielokrotnie nabitych. To oznacza, że żołnierze przez większą część bitwy udawali, że są zaangażowani w walkę, a nie strzelali. Wystarczy rzucić okiem na statystyki, by mieć pewność, że rzeczywiście nikt nie chciał nikogo zabijać. W bitwie w której uczestniczyło 160 tysięcy osób zginęło 6 tysięcy żołnierzy.
Z biegiem czasu skuteczność amerykańskich wojskowych się poprawiała. Naukowcy, którzy zbadali kilka konfliktów odkryli, że w II Wojnie Światowej 20 procent strzałów leciała w kierunku wroga. Podczas wojny koreańskiej tylko połowa naboi została wystrzelona w powietrze, zaś w Wietnamie większość żołnierzy próbowała zabić wroga. Z drugiej strony można znaleźć takie statystyki odnośnie ostatniego konfliktu, które mówią, że na jednego zabitego wroga przypadało kilkadziesiąt tysięcy naboi.
Ucieczka z wojska
Kolejnym sposobem na uniknięcie walki jest jeszcze dezercja. Jej powody są różne: tchórzostwo, przekonania religijne, czy po prostu chęć powrotu do domu. Przez długi czas dezercja była karana śmiercią. W XIX wieku nieco inaczej zaczęto podchodzić do tematu. Ucieczka z wojska najczęściej kończyła się wysłaniem do więzienia, bądź do kompanii karnej.
Z powodu złagodzenia prawa dezercja w Stanach zaczęła stawać się powszechniejsza. W samej wojnie secesyjnej po stronie północy zdezerterowało ponad 180 tysięcy żołnierzy. Z szeregów wojsk konfederatów uciekło natomiast 103 tysiące żołnierzy.
W czasie II Wojny Światowej okrutnie ze swoimi dezerterami rozprawiali się Niemcy. W przypadku III Rzeszy obowiązywało hasło: „Żołnierz może umrzeć, dezerter musi umrzeć”. Pod sam koniec wojny za dezercję zostało skazanych ponad dziesięć tysięcy Niemców.
Jednak gorzej niż Armii Sowieckiej nie mogło być. Żołnierz nie miał wyboru, musiał walczyć aż do upadłego. Jeśli odmówił szarży, to ginął. Jeśli wycofał się z walki to enkawudzista z okopów pilnował, by nie wrócił żywy. Do tego śmierć spotykała tych żołnierzy, którzy trafili do obozu jenieckiego. Dlaczego? W końcu mogli walczyć do końca, ale zamiast tego oddali się w niewolę.
Przez dziesiątki lat dezerterzy byli nazywani tchórzami. Dziś inaczej podchodzi się do tych osób. Ponad dziesięć lat temu postawiono pomnik „Zabitych o Świcie”, który upamiętnia brytyjskich dezerterów, którzy zostali zabici w czasie I Wojny Światowej. W 2011 roku we Wiedniu powstała inicjatywa, by ufundować monument upamiętniający tych, którzy w czasie II Wojny Światowej nie chcieli walczyć w Wehrmachcie.
Czasy najwyraźniej się zmieniły. I dziś także ci, którzy unikali zabijania są upamiętnieni. Czy to wynika z kultu tchórzostwa? A może po prostu jest w nas więcej empatii.