„Niewiele to ma wspólnego z Komisją Wspólną, a sporo z wijącym się piskorzem na dywaniku. Niestety, rolę piskorza grają reprezentujący nas przedstawiciele rządu” – w ten sposób prof. Monika Płatek skomentowała przebieg jednego z posiedzeń Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. To przesada, bo w opublikowanym przez nią sprawozdaniu trudno dostrzec coś, co wskazywałoby na to, że „władza klęczy przed Kościołem”. Problemem jest jednak to, o czym z duchownymi rozmawia. – Zakres tematyczny jest zbyt szeroki. Łamie ustawę o stosunku państwa do Kościoła! – alarmuje ekspert.
Prof. Płatek opublikowała na swojej stronie kopię protokołu z posiedzenia Komisji Wspólnej z listopada 2012 roku. Podczas spotkania dyskutowano m.in. o polityce rodzinnej, wprowadzeniu matury z religii i konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. To, co najbardziej uderzyło samą Płatek i wielu internautów, to ton, jakim przedstawiciele rządu dyskutowali z reprezentantami Episkopatu.
„Mało mnie szlag nie trafił. Rząd już nawet nie klęczy. Oni się wiją po podłodze i to piętro niżej”, „Przyszło kilku smutnych panów w czerni i odpytuje konstytucyjnych ministrów niczym uczniaków” – piszą komentatorzy. Generalny wniosek jest taki, że władza przyjmuje wasalną postawę, ministrowie kłaniają się biskupom w pas i posłusznie wypełniają ich zalecenia.
Kościół proponuje, rząd milczy
Czy tak jest rzeczywiście? W protokole trudno doszukać się „służalczego tonu”. Jest raczej wymiana uprzejmości, a na oczekiwania i postulaty Kościoła przedstawiciele rządu odpowiadają często przypomnieniem obowiązującego prawa. Przykład - matura z religii. „Minister Krystyna Szumilas wyjaśniła, że w oparciu o obowiązujące przepisy nie ma możliwości, aby wprowadzić religię jako przedmiot egzaminu maturalnego dodatkowego” – brzmi fragment zapisu.
A dalej: „Pan minister Boni złożył deklarację, że strona rządowa zobowiązuje się do dokonania pełnej analizy wszystkich wymiarów prawnych i instytucjonalnych tej sprawy, a strona kościelna zostanie powiadomiona o jej wynikach”.
Podobnie wyglądało omówienie tematu konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Jeden z arcybiskupów przestrzegł przed „pójściem na kompromis” w sprawach małżeństwa i rodziny, który „mógłby doprowadzić do zachwiania całym systemem prawnym”. Jednak minister Kosiniak-Kamysz zaznaczył, że trwają konsultacje międzyresortowe i to po nich zostanie podjęta odpowiednia decyzja.
Inna sprawa, że w niektórych miejscach życzenia duchownych rzeczywiście poszły zaskakująco daleko. Biskup Suski przedstawił na przykład postulat, aby w procedurze rozwodowej wprowadzić obowiązkowe mediacje oraz „ograniczyć możliwość uzyskania rozwodu w pierwszym roku po zawarciu związku małżeńskiego”. Znów jednak z rządowej strony nie było pozytywnej reakcji - jego słowa w ogóle nie doczekały się odpowiedzi.
Z biskupami nie o wszystkim
O ile trudno oskarżać rząd o nadzwyczajne zainteresowanie kościelnymi propozycjami, o tyle wątpliwości może budzić już fakt, że podczas posiedzenia Komisji Wspólnej w ogóle podejmowano temat zmiany procedury rozwodowej albo prawa rodzinnego. W rozmowie z naTemat zwraca na to uwagę dr Paweł Borecki z Katedry Prawa Wyznaniowego Uniwersytetu Warszawskiego.
– Generalnie efekty takich spotkań są marne, ale ja się dziwię, że ich problematyka wykracza daleko poza stosunki państwo - Kościół. Posiedzenia są zbyt szerokie tematycznie i to jest wyraźne przekroczenie zakresu kompetencji. Taki stan rzeczy narusza art. 4 ustawy o stosunku państwa do Kościoła – przekonuje.
I rzeczywiście. Wspomniany artykuł wyraźnie mówi, że Komisja Wspólna "rozpatruje problemy związane z rozwojem stosunku między Państwem i Kościołem". Skąd więc wzięły się kwestie rozwodu czy prawa rodzinnego (m.in. urlopu macierzyńskiego)? – Ta ustawa obowiązuje od 1989 roku, a wcześniej, jeszcze w latach 60., komisja funkcjonowała i tradycją było omawianie ważnych tematów. Poza tym, kwestia rodziny jest jednym z tematów, które są ważne w kontekście relacji Kościoła z państwem, więc trudno żeby się na spotkaniach nie pojawiała – odpowiada Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej.
– Poza dyskusją pozostaje też fakt, że strona rządowa ma obowiązek konsultacji przygotowywanych ustaw ze wszystkimi istotnymi podmiotami życia społecznego, a więc także Kościołami. To jest element polskiego porządku prawnego – podkreśla.
Kto zasłużył na konsultacje
Pytanie, czy obowiązek konsultacji oznacza, że Kościół powinien mieć "swoją" komisję. Tutaj, także ze względu na to, jak szeroko traktuje pojęcie "problemów związanych z rozwojem stosunku między Państwem i Kościołem", od dawna trwa gorący spór. Protokół uzyskany przez prof. Płatek będzie argumentem przeciwników Komisji Wspólnej.
– Kościół Katolicki ma prawo do konsultacji, ale nie na specjalnych warunkach. Przecież jeśli władza rozmawia z nim za pomocą komisji, to na tych samych zasadach powinna komunikować się z innymi kościołami. Wielkość nie ma tu przecież żadnego znaczenia. Jeśli duchowni chcą wywierać wpływ na stanowienie prawa, to nie ma przeszkód, by założyli swoją partię. Ale oni oczywiście nigdy tego nie zrobią – komentuje dla naTemat prof. Jan Hartman, filozof i kandydat Twojego Ruchu w wyborach europejskich.
A może, jak proponuje prof. Płatek, wyjściem jest utworzenie kolejnej komisji wspólnej, rządu i "przedstawicieli społeczeństwa otwartego"? Miały by się w niej znaleźć "osoby, dla których ważne są kwestie niedyskryminacji ze względu na płeć, wiek, stan zdrowia, orientacji seksualnej, sytuacji społeczno-ekonomicznej, rasy, pochodzenia, wyznania lub jego braku".
Co na to druga strona? – Ten postulat już jest realizowany, bo konsultacje odbywają się w bardzo szerokim wachlarzu społecznym. Nie ma potrzeby, by tworzyć kolejną komisję wspólną – ucina Przeciszewski.