"Z przykrością zawiadamiamy, że z dniem 20 marca 2014 roku hotel Hyatt Regency Warsaw w Warszawie nie będzie już dłużej funkcjonował jako hotel Hyatt" – informuje niegdysiejszy Hyatt. Znana na świecie sieć zrezygnowała z udostępniania swojej marki polskiemu obiektowi. Czy teraz hotel czeka powolny upadek? – Goście chętniej wybierają sieci hotelowe, bo wiedzą, czego się po nich spodziewać – mówi nam Karolina Stępniak, redaktor naczelna "Świata hoteli".
W luksusowych apartamentach spał tam Dmitrij Miedwiediew i Angela Merkel. Często gośćmi Hyatt Regency Warsaw była reprezentacja Polski – to pod Hyattem kibice wiernie czekali na naszych w trakcie Euro 2012. Regularnie bywają tam biznesmeni z całego świata i politycy. Teraz niewykluczone, że hotel przy ul. Belwederskiej przestanie być tak popularny wśród zagranicznych i luksusowych gości. Powód: nie nazywa się już Hyatt.
Hyatt znika, hotel zostaje
Wraz z 20. marca skończyła się współpraca spółki COSMAR – właściciela obiektu – z siecią Hyatt. Na budynku nie ma już nawet logo marki, pracownicy hotelu przestali posługiwać się marką Hyatt, między innymi w mailach. Niestety, przyczyny zerwania współpracy owiane są tajemnicą. Międzynarodowa korporacja nie ujawnia szczegółów rozstania ze względu na poufność informacji handlowych, zaś rzeczniczka właściciela hotelu oświadczyła w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że nie zna póki co powodów zerwania współpracy.
Od teraz obiekt będzie nazywać się Regent Warsaw Hotel. Jego dyrektorem generalnym został Krzysztof Woliński, wcześniej zastępca dyrektora generalnego.
Hotel zapewnia przy tym, że koniec Hyatta nie wynika z obniżenia jakości, choć sami oficjalnie nie poznali powodu rozstania. A jakość bywała tam dyskusyjna: przez długi czas miał tylko trzy gwiazdki, bo w pokojach nie było... drugiego fotela, czego wymagają przepisy.
Od wielu lat zaś Hyatt Regency Warsaw cieszył się oficjalnie czterema gwiazdkami, zaś nieoficjalnie konkurował z najbardziej luksusowymi obiektami w stolicy: Sheratonem, InterContinentalem, Martiottem czy Bristolem. I walkę o klientów często wygrywał, co pokazują liczne wizyty polityków wymagających najwyższych standardów. Te jednak mają się nie zmienić nawet teraz. Również cała załoga hotelu pozostanie ta sama.
Wiadomo już też, że hotel póki co nie zmieni swoich cen. Co prawda, niesie to ze sobą pewne ryzyko – bo może się okazać, że nikt nie chce aż tyle płacić za hotel bez wielkiej nazwy – ale szefostwo chce utrzymać w nim elitarną klientelę. A tego nie da się osiągnąć, zmniejszając ceny.
Wszystko przez zakupy grupowe?
Nieoficjalnie jednak to właśnie pieniądze mogły być przyczyną rozstania z COSMAR-u z Hyattem. Ale bynajmniej nie chodzi o to, że obiekt generował za małe zyski. Wręcz przeciwnie – wygląda na to, że to chęć szybkiego zarobku doprowadziła do końca współpracy. Wśród stałych bywalców i osób związanych z hotelem mówi się, że centrala Hyatta wściekła się na polskich właścicieli za... oferowanie pokojów w grupowych zakupach i związane z tym zbyt niskie ceny.
Dla osób niezwiązanych z branżą hotelową może to brzmieć absurdalnie, ale taki motyw z perspektywy samej sieci mógł być całkiem istotny. Jak to bowiem wygląda, jeśli do luksusowego hotelu, w którym sypia prezydent Rosji i kanclerz Niemiec, może przyjechać każdy, bo pokoje są na jakimś serwisie zakupów grupowych za 200 złotych?
Wersja ta wydaje się tym bardziej prawdopodobna, że – jak wskazuje w rozmowie ze mną redaktor naczelna "Świata Hoteli" Karolina Stępniak – Hyatt miał u nas tylko jeden obiekt. – Może stwierdzili, że obecność na polskim rynku im się nie opłaca, może nie chcieli się tutaj rozwijać i nie mieli planów na dalszą działalność – spekuluje Stępniak. – Możliwe, że ktoś inny zainteresuje się hotelem, o ile jeszcze się to nie stało – zaznacza moja rozmówczyni.
Sieci rządzą hotelami
Nawet jednak jeśli za kilka miesięcy hotel miałby zostać przez kogoś przejęty, to okres działalności na własną rękę może się właścicielom odbić czkawką. Powód: znana marka po prostu przyciąga klientów.
– Obserwujemy wzrost liczby sieci hotelarskich na polskim rynku, widać, że się rozwijają. Coraz więcej hoteli niezależnych decyduje się na franczyzę. Poprzez wejście we franczyzę traci się niezależność, możliwość działania na własną rękę, ale teraz już te oferty są bardzo korzystne. Coraz częściej goście deklarują też, że wolą hotele sieciowe, niż niezależne – wyjaśnia Karolina Stępniak.
Franczyza = gwarancja jakości
Widzą to także właściciele hoteli i obecnie już około 15 proc. z nich jest we franczyzie. Branżowi eksperci przewidują zaś, że za kilka lat będzie to 50 proc. Skąd to uwielbienie dla sieci hotelowych? Działa to podobnie, jak w przypadku każdej globalnej franczyzy: goście po prostu wiedzą, czego się spodziewać.
– Nieważne czy w USA, Polsce czy Azji, zawsze dostają to samo. Osoby, które bukują hotele dla gości biznesowych, najczęściej wybierają sieci właśnie ze względu na tę przewidywalność. Ludzie nie lubią być zaskakiwani i większość z nich, ze względu na pewność tego, co otrzymają, wybiera znane marki – podkreśla Stępniak. Nie bez znaczenia pozostają tutaj programy lojalnościowe, które często przyczyniają się do wybrania akurat tego, a nie innego obiektu.
Stracił markę, straci klientów?
Czy to oznacza, że od teraz Hyatt musi liczyć się ze spadkiem liczby gości? To już trudno ocenić. Hotel bowiem na swoją markę pracuje od 10 lat i prawdopodobnie wielu gości wybierze go ponownie – z logo Hyatt czy bez niego.
Ale nawet jeśli klientów będzie mniej, wcale nie musi to oznaczać spadku zysków. Wiadomo bowiem, że umowy franczyzowe obciążają hotel. W zależności od umowy, taki obiekt może odprowadzać sieci część swoich dochodów, a może np. niezależnie od nich uiszczać comiesięczną opłatę. – Wszystko uwarunkowane jest tu indywidualnie. Każda sieć ma własny program franczyzowy i zawiera umowy pod kątem konkretnego obiektu – mówi mi Karolina Stępniak.
Franczyza nie jest tania Znane są w zasadzie tylko warunki dwóch sieci: ComfortExpress i Accora. Ta pierwsza firma zawiera umowy na okres od 5 do 10 lat, a licencja kosztuje jednorazowo 20 tysięcy złotych. Do tego miesięcznie płaci 2 proc. "opłaty marketingowej" oraz 6 proc. opłaty za licencję – wszystko liczone od obrotu. Do tego właściciel obiektu musi obrandować hotel, czego koszty sieć pokrywa tylko w 50 proc.
Accor planuje ruchy bardziej długofalowo i umowy zawiera na okres 10 do 12 lat. Znacznie droższe jest jednak samo dołączenie do sieci, niż w przypadku ComfortExpress – opłata za to wynosi od 600 do 2,5 tysiąca euro za pokój. Do tego dochodzi roczna opłata w wysokości od 5 do 8 proc. przychodów. Jako koszt w takim przypadku należy też liczyć przystosowanie hotelu do wymogów sieci.
Luksus wszystko ustala indywidualnie
W przypadku luksusowych sieci hoteli w zasadzie nie istnieją ogólne warunki franczyz i tam praktycznie zawsze negocjuje się warunki indywidualnie. Często wiele zależy od stanu hotelu. Jeśli sieć musi włożyć w niego pieniądze, będzie wymagała odpowiednio dużo w zamian. Jeśli zaś hotel już działa i przynosi zyski, to właściciel takiego obiektu może wynegocjować dla siebie lepsze warunki.
– Sieci, które działają na polskim rynku nie do końca chcą mówić o warunkach umów – podkreśla Stępniak. Nie chcą mieć problemów przy kolejnych negocjacjach. – Nie chcą dawać żadnych ogólnych wyznaczników franczyzy, by potencjalni współpracownicy np. nie zrazili się opłatami – tłumaczy naczelna "Świata hoteli".
Również zakres obowiązków nakładanych na hotel jest ustalany indywidualnie. Standardem jednak jest narzucanie obiektom m.in. struktury zatrudnienia, managera oraz standardów mieszkalnych i gastronomicznych. To wszystko powoduje, że taki obiekt ponosi sporo dodatkowych kosztów, które działając samodzielnie mógłby pominąć.
Dlatego też nie jest oczywiste, że w przypadku utraty klientów warszawski hotel poniesie również straty finansowe. Jak udało mi się dowiedzieć od osób z branży, sieci biorą nawet do 10 proc. przychodów hotelu. Zakładając więc, że na skutek rozstania z Hyattem COSMAR przestanie mieć tylu klientów i jego przychody spadną o kilka procent, to finansowo się to wyrówna – bo hotel nie będzie musiał nic oddawać sieci. Również np. na strukturze zatrudnienia obiekt mógłby sporo zaoszczędzić. Niewykluczone więc, że wbrew pozorom nowy-stary Hyatt nic nie straci.