Szef Nowej Prawicy żyje w swoim królestwie absurdu, z którego pochodzą takie potworki, jak ostatnie zmyślone oskarżenie szefa śląskiej PO o gwałt na kelnerce. Ale czasami ten absurd jest tylko śmieszny. Jak z pozwem przeciw Donaldowi Tuskowi.
Jak poinformował w Lublinie, Janusz Korwin-Mikke domaga się od szefa rządu przeprosin w "Rzeczpospolitej" oraz 50 tysięcy złotych na jedno z hospicjów. Sprawę chce załatwić w trybie wyborczym, czyli w ciągu dwóch dni roboczych.
To chęć zwrócenia uwagi na siebie, bo jest kilka komitetów wyborczych, które balansują w okolicach progu wyborczego.
Adwokat Korwina utrzymuje w już złożonym pozwie, że Donald Tusk "usiłował zdyskredytować startującego w wyborach, a chroniącego swoje dobre imię przed pomówieniami kandydata".
Szef rządu ma teraz dwa wyjścia. Albo powtórzyć "zarzut", albo wzorem JKM - tego mistrza politycznych uników - przyznać, że sporna wypowiedź była tylko żartem.