W odpowiedzi na opowieść o tym, że pił wino z gwinta Janusz Korwin-Mikke oskarżył Tomasza Tomczykiewicza z PO o gwałt na kelnerce. Stwierdził, że na pomówienie zareagował pomówieniem i nie widział różnicy w ciężarze oskarżeń. Później posunął się jeszcze dalej oceniając, że to on jest bardziej poszkodowany, bo większą ujmę przynosi picie z gwinta niż zgwałcenie kelnerki.
To dalszy ciąg irracjonalnej walki z dwoma politykami PO, którzy podzielili się z Agnieszką Burzyńską z „Wprost” niewinnymi plotkami o swoim dawnym idolu. Korwin odpowiedział zarzutami: Sławomira Nitrasa pomówił o to, że „zabawiał się z kelnerem”, a Tomasza Tomczykiewicza o zgwałcenie kelnerki.
Kiedy ten drugi zagroził Korwin-Mikkemu pozwem, ten rakiem wycofał się z oskarżeń. Stwierdził, że w stwierdzeniu o gwałcie jest tyle prawdy co w relacji z picia przez niego wina z gwinta. Zaczynając od tego, że to zupełnie inny kaliber zarzutów, prawdą jest, że Korwin-Mikke pija wino z gwinta. Dwaj znajomi autora byli świadkami jak lider KNP otwiera wino wiertarką, a następnie wypija je prosto z butelki. Rzecz działa się na rocznicy bitwy pod Grunwaldem w 2010 roku.