Gorąca debata w Sejmie
Gorąca debata w Sejmie Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
- Tego typu działanie w historii Polski przeszło do pamięci jako zdrada narodowa - powiedział w Sejmie Donald Tusk, odnosząc się w ten sposób do postępowania polityków Prawa i Sprawiedliwości. To nie pierwszy raz kiedy w polskim parlamencie politycy nazywają się zdrajcami i do nich przyrównują.

Największe i najgłośniejsze
Największym przykładem zdrady narodowej jest ten z potopu szwedzkiego, kiedy to praktycznie cała szlachta polska przeszła na stronę szwedzką. Była to spektakularna zdrada masowa.
- Poza mówiącymi po niemiecku Gdańszczanami i częścią litewskiej szlachty, cała

Konfederacja targowicka

Konfederacja generalna koronna zawiązana wiosną 1792 roku w Targowicy przez przywódców magnackiego obozu republikanów w celu przywrócenia starego ustroju Rzeczypospolitej, pod hasłami obrony zagrożonej wolności przeciwko reformom konstytucji 3 maja, wprowadzającym monarchię konstytucyjną. Jej zawiązanie posłużyło Rosji jako pretekst do interwencji zbrojnej w Rzeczypospolitej. CZYTAJ WIĘCEJ


źródło: Wikipedia
reszta przeszła na stronę Szwedów. To przejście do obozu zwycięzców było największą masową zdradą w historii Polski - mówi historyk Hieronim Kucharski.
Mimo to za najsłynniejszą i najbardziej haniebną zdradę uważa się Targowicę.
O ile historia obroniła Jana III Sobieskiego, bo mało kto pamięta przecież, że podczas potopu szwedzkiego przeszedł na stronę Szwedów. Pamiętamy natomiast jego wielkie zwycięstwa pod Chocimiem i Wiedniem.
O tyle nie obroniła Targowiczan. Z prostego powodu. - Nigdy tak skutecznie, jak podczas Targowicy, nie zdradzono Rzeczpospolitej. RP po prostu zniknęła - podkreśla w rozmowie naTemat .
Co więcej, echo tej zdrady powraca do nas regularnie. - Politycy wielokrotnie przywoływali Targowicę, opisując działania konkurentów. Kilka godzin temu Donald Tusk przyrównał postępowanie polityków Prawa i Sprawiedliwości do haniebnych występków, które doprowadziły do upadku I RP - dodaje historyk.
Zdrajca czyli kto?
Zdrada do XIX wieku, była rozumiana jako działanie na szkodę władcy. - Z tego powodu najbardziej barwnym przykładem "zdrajcy" w XI wieku był bp Stanisław, który według niektórych źródeł przeszedł na stronę wroga. Jest opisywany jako "zdrajca", bo występował przeciwko władcy - przypomina historyk specjalizujący się w okresie średniowiecza.

Zmiana znaczenia tego słowa nastąpiła w XIX wieku, kiedy oderwano pojęcie legalnej władzy od narodu. Wtedy zaczęły też powstawać państwa narodowe. - Wówczas zdrada zaczęła oznaczać zdradę interesu państwa. A tego mogła dopuścić się również władza. To tę definicję stosują najczęściej politycy - dodaje Kucharski.

Zdewaluowane pojęcie
- Kiedyś pojęcie zdrajcy oznaczało kogoś, kto dopuścił się zdrady państwa i narodu. Godził w podstawowe fundamenty i interesy państwa oraz społeczeństwa. Zdrajcą był ktoś, kto ściągał na ziemie wroga, działał na szkodę państwa, kolaborował. Zdrajca godził w polską rację stanu. Jego działania szły w sprzeczności z niepodległym bytem państwa - wymienia prof. Leon Kieres, były prezes Instytutu Pamięci Narodowej. - Dla mnie, zgodnie z tą definicją, przykładem niewątpliwego zdrajcy był Eligiusz Niewiadomski, zabójca prezydenta Gabriela Narutowicza - dodaje.
Zdaniem Profesora, dzisiaj zdecydowanie łatwiej rzuca się oskarżenia, a pojęcie "zdrajca" i "zdrada" się zdewaluowało. - Dziś zdradą okrzykuje się zachowania, które kiedyś były występkiem, wykroczeniem czy wystąpieniem przeciwko komuś. Obecnie, każdy pogląd niezgodny z moim nazywany jest zdradą. To szczególnie popularne wśród polityków. Bardzo łatwo rzucają takie oskarżenia pod adresem konkurentów politycznych. Nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności. To słowo bardzo łatwo trafia do wyobraźni wyborców i nie wymaga refleksji - zaznacza prof. Kieres.
Kontrowersyjni
Polska historia zna wiele przykładów okrzyknięcia zdrajcą narodowym. Wynikało to przede wszystkim z uwarunkowań politycznych.
- W XIX wieku wieku za zdrajcę uznano np. gen. Józefa Zajączka, namiestnika carskiego. Za zdrajcę uchodził również Aleksander Wielopolski, który podczas powstania styczniowego przeszedł na drugą stronę. W XIX wieku byli oni nazywani renegatami i odszczepieńcami - wyjaśnia historyk prof. Andrzej Paczkowski.
W XX wieku oskarżenia o zdradę, wiązały się przede wszystkim z uwikłaniem w konflikty polityczne. Chodziło nie tyle o zdradę rozumianą w kategoriach tej targowickiej, a bardziej o zdradę interesów narodowych Polski.
- Z tego też powodu, część polityków uznawała za zdrajcę Józefa Piłsudskiego, zarzucając mu brak dbałości o interes narodowy. Powszechnie za zdradziecką uważano partię komunistyczną. Zdrajcą był wobec tego każdy komunista. W czasie II wojny światowej, zdrajcą nazwano również Berlinga, który kiedy wycofywała się Armia Andersa, nie tylko został, ale i zajął się tworzeniem m.in. dywizji kościuszkowskiej - dodaje prof. Paczkowski.
Wśród emigracji w czasie wojny za zdrajcę wielu uznało również gen. Sikorskiego.
- Chodziło o podpisanie umowy z Sowietami, w której nie było ani słowa o wschodniej granicy Polski. Uznano w związku z tym, że oddał kresy. Stąd też jedna z hipotez o zamachu na Sikorskiego, którego mieli dokonać Polacy - przypomina prof. Paczkowski.
Takich przykładów nie brakuje również w historii najnowszej. Szczególnie ten okres budzi wiele kontrowersji i podziałów. Również wśród historyków.
- Wiele osób uważa, że zdrajcą był Lech Wałęsa, bo zgodził się na "zdradziecką umowę okrągłego stołu". Chociaż przy tym wszystkim był również obecny np. Lech Kaczyński. Jednak pojęcie "zdrajca" jest bardzo wybiórcze - zauważa prof. Paczkowski.

Ogromne dyskusje wywołują szczególnie dwie postaci: pułkownik Ryszard Kukliński i gen. Wojciech Jaruzelski. Dla jednych bohaterowie, dla innych zdrajcy.
- Hańbiące jest nazywanie zdrajcą Ryszarda Kuklińskiego. Takich głosów nie brakuje. Jeśli nawet nie uznaje się go za bohatera, mimo całej zawiłości swojej historii był postacią pozytywną. Natomiast postać Wojciecha Jaruzelskiego jest bardzo skomplikowana. Nie nazwałbym go zdrajcą, a osobą szkodzącą Polsce. Miał okresy hańbiące w swoim życiu. Cieniem na życiorysie położyła się chociażby służba w Ludowym Wojsku Polskim, rok 1968 czy stan wojenny. Jednak w okresie transformacji zachował się przyzwoicie - uważa prof. Leon Kieres.

Mętna lustracja
Polska konstytucja określa jasno, że obowiązkiem obywatela jest płacić podatki, respektować prawa i być wiernym Rzeczpospolitej. Jeśli ktoś tego nie robi, dopuszcza się zdrady. - Obecnie jednak pojęcie "zdrady" definiuje ten, kto jest przy mikrofonie. Politycy wykorzystują historyczne postaci jako podparcie, nie źródło, bo historyczna postać nie może się bronić - uważa historyk Hieronim Kucharski.
Jego zdaniem, problem współczesnych oskarżeń o zdradę wynika z braku skutecznej lustracji. - Im mniej prawdy, tym więcej oskarżeń o zdradę. Polska lustracja jest mętna, ciągnie się już tyle lat. Niemcy, Czesi i Bułgarzy przeprowadzili ja skutecznie w latach 90. Nie mieli oporów odrzeć z brązu osób, które na ten brąz nie zasługiwały. U nas to nadal stanowi problem - dodaje Kucharski.
- Słowo "zdrada" jest dziś bez wątpienia nadużywane przez pewne środowiska. Szczególnie jest to widoczne podczas różnych manifestacji, gdzie hasła o zdradzie polityków pojawiają się bez przerwy - zauważa prof. Andrzej Friszke, historyk z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
- Politycy operują tym terminem bez materialnego dowodu. Pada hasło "zdrajca", "idzie na rękę Moskwie", ale nikt nie potrafi udowodnić, że idą za tym rzeczywiście jakieś realne korzyści, świadczące o zdradzie - podkreśla prof. Paczkowski.
Jak zauważają historycy, w języku współczesnym bardzo dużo słów się dewaluuje. Szczególnie, jeśli są nadużywane. Bez wątpienia zalicza się do nich "zdrada".