Czy to wszystko tylko instynkty? Czy doświadczony kochanek, to kochanek lepszy? Jaka praktyka czyni mistrza? Nie odpowiadam na te pytania jeszcze dziś. W następnej części mojego seksualnego cyklu odpowiedzą na nie specjaliści. Dziś tylko rozprawiam „jak jest” i jak może być.
Jako dojrzewająca dziewczynka nie bałam się zadawać pytań i szukać odpowiedzi. Miałam dużo szczęścia. Wciąż jednak o seksie nie wiem wszystkiego. Podobno kochankowie i kochanki im starsi tym lepsi. Nie jestem pewna, czy ta zasada sprawdza się w stu procentach, ale to oczywiście prawda, że praktyka ma spore znaczenie.
O tym co przeżywają młode dziewczyny idąc do łóżka z niedoświadczonym chłopakiem można byłoby pisać kabarety i dramaty. Z doświadczeń moich koleżanek wynika, że to raczej rzadko przyjemna sprawa, dobrze, jeżeli chociaż zabawna (i higieniczna!).
Chłopaków do pierwszego razu przygotowuje starszy brat, lub bardziej doświadczony kolega, który wkłada gumkę w kieszeń. Jeżeli przyjdzie im kochać się po raz pierwszy z równie niedoświadczoną dziewczyną, to raczej nie będzie to najlepszy seks ich życia. Pierwsze razy z resztą zasługują na zupełnie osobny artykuł.
Wydaje nam się, że z czasem, uczymy się tej sztuki.
Chłopaki wytrzymują więcej niż pięć minut, uczą się nie korzystać z kochanek jak z maszynek do masturbacji z przyłączonymi cyckami, rękami i głowami. Rozumieją, że kobieta nie działa tak samo jak mężczyzna, a więc skupiają się na partnerkach, dowiadują gdzie i jak dotykać, uczą się odczytywać ich reakcje i odkrywają, że to co podobało się Zosi, niekoniecznie będzie lubiła Zuzia.
Dziewczyny uczą się dyktować tempo, przestają martwić się swoimi trzęsącymi udami i wałeczkami na brzuchu, poznają swoje ulubione pozycje, uczą się wyrażać w łóżku i już nie ze stresem, a z dystansem i humorem reagują na wszelkie łóżkowe wpadki, poślizgi i (moje ulubione!) dźwięki.
Potem pojawiają się kolejni kochankowie i kochanki, szlifowanie umiejętności. Od pewnego momentu jednak, seks staje się troszkę jakby... przewidywalny? Nie tylko zresztą w związkach. Klubowi wyjadacze potwierdzają. Seks na jedną noc też bywa nudny i chociaż towarzyszy mu trochę większa ekscytacja, najczęściej wcale nie jest bardziej udany niż ten ze stałą partnerką lub stałym partnerem.
W którymś momencie po prostu już wiemy czego się spodziewać.
Osiągamy szczyt, nie pozostaje już nic do odkrycia. Cosmo stara się pomóc, pisząc poradniki o przełamywaniu rutyny. Dziennikarki zachęcają do przebieranek, wycieczki do motelu na kilka godzin, seksu na łonie natury i zakupu przeróżnych akcesoriów. Po przetestowaniu tych pomysłów i najbardziej szalonych akcesoriów, do łóżka wracają utarte, sprawdzone schematy i scenariusze. Wciąż jest bardzo miło. Nie ma już jednak tej ekscytacji, poczucia spełnienia i odkrywania siebie. Seks przestaje więc być głównym motorem działań. Bierzemy się za sporty, pielęgnowanie ciała, bardziej poświęcamy się karierom, albo decydujemy na założenie rodziny. Uff! Jak zdrowo!
…
Przedstawiony scenariusz dotyka naprawdę ogromnej ilości par i dostarcza dziennikarzom i terapeutom problemów i tematów. Poszukiwanie antidotum na opadające libido skutkuje powstawaniem coraz to kolejnych suplementów diety, ponieważ naukowcy potwierdzają – to wszystko tylko chemia. Błąd.
Większości osób wydaje się, że seksu można nauczyć się wyłącznie podążając za instynktami.
To taka zwierzęca część człowieka, czas, w którym można pozwolić sobie znowu być dzikusem, zrzucić wyprasowane w kancik (kto to w ogóle wymyślił?) spodnie i krawat i zostać zdobywcą swojej Jane, lub swojego Tarzana. Oczywiście, można mieć z tego sporo satysfakcji i piękne wspomnienia. To nie jest jednak tak, że na tym seks się kończy.
Świadomi kochankowie będą starali się poprzez seks umacniać więź i intymność.
Oni rozumieją to, że seks, to moment w którym dwie osoby stają się jednością i ten fakt celebrują. Czasami, po prostu podążając za sercem, udaje się odkryć kolejne tajemnice i przeżyć wyjątkowe uniesienia. Seks nie ma służyć tylko zabawie i rozładowaniu napięcia. Ma pogłębiać więź pomiędzy kochankami. Można nauczyć się go tak, żeby po każdym razie, na nowo i coraz bardziej zakochiwać się w swoim partnerze. Antidotum na rutynę nie są suplementy diety. Nie zadziałają szpilki i seksowna bielizna.
Taki seks to sztuka, nie instynkt. Do tego sztuka, której każdy może się nauczyć.
Nie z Cosmo i nie z porno. Bez duszących kadzideł i wystudiowanej mistyki, bez brzoskwinek, różowych muszelek i rozkroków nad lusterkiem. Z ludźmi, którzy profesjonalnie zajmują się uczeniem bliskości, intymności i komunikacji według starożytnej sztuki tantry będę rozmawiać już w najbliższym tygodniu.
Tym, którzy tak jak ja, nie mogą się doczekać, polecam książkę „Tantra. Sztuka świadomego kochania” autorstwa Charlesa i Caroline Muir.