Sukces na przekór sztampie. Grunt to kreatywność - mówi Piotr Kwaśniewski, współwłaściciel restauracji Aïoli Cantine
IdeaBank wspiera Dumnych Przedsiębiorców
30 maja 2014, 09:48·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 maja 2014, 09:48
Dream team? Finansista, prawnik i restaurator z 28-letnim doświadczeniem połączyli siły. W centrum Warszawy otworzyli restaurację Aïoli Cantine i odnieśli sukces. Na przekór dużej konkurencji i sąsiadującej budowie metra. - Grunt to kreatywność. Mieliśmy pomysł jedyny w swoim rodzaju i idealną mieszankę ludzi, którzy nad nim pracowali - mówią Piotr Kwaśniewski i Marcin Wachowicz, współwłaściciele Aïoli Cantine. Teraz idą krok dalej i pracują nad siecią franczyzową.
Reklama.
Skąd pomysł na Aïoli Cantine? Warszawa nie narzeka przecież na brak restauracji...
Pomysł jest ze świata. Aïoli Cantine to wynik naszych podróży po Europie i obserwacji trendów, które tworzą się w Londynie, Barcelonie czy Berlinie. Tam widać że ludzie zmieniają tempo życia, zaczynają doceniać prostotę. Pewnie, że w Warszawie jest sporo restauracji. Ale przed powstaniem Aïoli Cantine mieliśmy głównie knajpy o charakterze biesiadno-karczmianym. Nasz koncept był jedyny i pierwszy w Warszawie.
Co zainspirowało loftowy, trochę nowojorski wystrój?
Chęć pokazania prostego i zdrowego jedzenia :) Wystrój Aïoli Cantine jest prosty, niemal surowy. Koniec ze sztucznym anturażem. Chodziło nam o otwarte wnętrze z fajnym, miejskim klimatem. Meble ściągaliśmy z całej Europy. Krzesła przyjechały ciężarówką z Berlina, lampy są z Antwerpii...Ale to tylko ważne dodatki. To goście tworzą knajpę i nadają jej energię - a nie stoły, lustra i wyposażenie.
Start nie był łatwy. Na samym początku została odcięta ulica Świętokrzyska, dla nowo założonej restauracji to tragedia.
Jak zaczynamy działać, to napotykamy przeszkody. Zbudowaliśmy zespół z bardzo doświadczonych i kreatywnych osób, m.in. Maćka Żakowskiego który wyniósł doświadczenie z branży FMCG i zajął się brandingiem i promocją Aïoli Cantine. Wiedzieliśmy, że jesteśmy unikalni. I wiedzieliśmy, że trudności są tylko przejściowe. Ale na początku nikt w nas nie wierzył. Ulica Świętokrzyska, rozkopana przez budowę metra, trochę utrudniła nam start. Wszyscy kładli na nas krzyżyk i wróżyli plajtę po trzech miesiącach. Dopiero po pół roku - kiedy okazało się że wciąż jesteśmy na rynku i idzie nam nieźle - ludzie zaczęli do nas wracać i rozmawiać o kontraktach handlowych.
Gastronomia to trudna branża? Konkurencja jest w końcu spora, zawsze trzeba być krok do przodu...
Absolutnie tak. Czasy wysokich marży w gastronomii się skończyły, za to zarobki i czynsze wciąż są wysokie. Trudno stworzyć coś nowego i nie powielać schematów biznesowych. Nie sztuka otworzyć kolejną burgerownię albo trattorię. Poza tym to branża oparta na pracy z ludźmi, a więc na bardzo zmiennym czynniku. Trzeba zbudować kreatywny i entuzjastycznie nastawiony zespół. A konkurencja? Jest pozytywna, inspiruje nas do zmian i szukania lepszych rozwiązań. Codziennie patrzymy, co robi nasza konkurencja i czerpiemy z niej najlepsze pomysły. Każda branża jest trudna jeśli chcę się w niej zaistnieć i wybić na pierwsze miejsce.
A jak wygląda branża gastronomiczna w Warszawie?
Jest na wysokim poziomie, kreatywna i staranna. Restauratorzy w Warszawie utrzymują wysoki poziom usług, estetyki i serwowanych potraw. Ta kreatywność polega na łączeniu wysokojakościowych produktów i tworzeniu na tej bazie menu, które jest niepowtarzalne. Era golonki się skończyła.
Aïoli Cantine to młoda restauracja ale już odniosła sukces, stała się modna. W czym tkwi tajemnica?
Kreatywność, upór, jakość i staranność. Tajemnica sukcesu tkwi głównie w tym, że goście zwrócili uwagę na naszą staranność. Przygotowaliśmy menu, które jest proste ale ambitne zarazem. Bazujemy na świeżych, regionalnych produktach i wszystko w dobrej cenie. Nikt nie ma w Warszawie pizzy za 24 zł, wielkości koła od samochodu. Połączenie pizzy, makaronów, sandwichy i burgerów było strzałem w dziesiątkę. Stworzyliśmy miejsce z europejskim klimatem, które świetnie wpisało się w rytm miasta.
Sukces Aïoli Cantine to też wielka zasługa ludzi, którzy nad nim pracowali. Marcin Wachowicz jest restauratorem z 28-letnim doświadczeniem i świetnie odczytał zmieniające się trendy, przekładając to na nasz rynek. Współpraca z prawnikiem Marcinem Wrońskim gwarantowała powodzenie na gruncie prawno-finansowym. Maciek Żakowski wniósł doświadczenie w marketingu, wyniesione z korporacji. I to nie pierwszy wspólny biznes, który się powiódł: zakładaliśmy Gastrobar Momu, Banjalukę i Kołomyję, a każda z tych restauracji to inny koncept. Mamy doświadczenie w kreowaniu udanych pomysłów :)
Aïoli Cantine współpracuje też z kitchen concept managerem...
Pracujemy z Tadeuszem Mullerem, który jest mega zajawkowiczem i bardzo doświadczonym kreatorem food-owym. Tworzy potrawy, odpowiada za ich wygląd i smak, pilnuje żeby praca kucharzy szła sprawnie...Kreuje klimat restauracji. Wszystko po to, żeby nasi goście byli zadowoleni, żeby im się podobało. Staramy się szybko reagować na błędy i popełniać ich jak najmniej. Słuchamy opinii całego personelu i bierzemy pod uwagę ich sugestie. Ważne, żeby stworzyć zespół któremu zależy na sukcesie!
Warto było stworzyć coś od podstaw, całkiem nowy koncept?
Bardzo. To jest niezastąpione uczucie, kiedy widzisz kolejkę do własnej restauracji. Założenie własnego biznesu wymaga mnóstwa uporu, ale ktoś kto wierzy w swój pomysł i pilnie nad nim pracuje sobie poradzi. Poza tym sukces rodzi sukces. Każdy może go odnieść, to kwestia staranności i własnej dyscypliny. Teraz szukamy nowych kierunków rozwoju, dlatego szykujemy właśnie projekt franczyzowy oparty na rożnych wariantach umów, bo zapotrzebowanie rynku jest ogromne. Jesteśmy otwarci na nowych partnerów, którzy chcą z nami współtworzyć ten sukces.