Magda i Michał, zjeżdżają wspólnie świat już od czasów studenckich. Wcześniej, po prostu jako para młodych ludzi, teraz, od roku jako rodzina z małym Ignacym. Ich blog jest pełen ciekawych opowieści i pięknych zdjęć. Postanowiłam zapytać się ich, jak to jest podróżować z dzieckiem i czy powiększenie się rodziny zmieniło ich sposób podróżowania i wpłynęło na marzenia.
Dopiero niedawno trafiłam na Waszego bloga. Widzę jednak, że jesteście parą odważnych ludzi. Przemierzyliście już kawał świata. Najpierw tylko we dwoje, potem z dzieckiem. Jaka jest wasza historia, jak zdecydowaliście się podjąć ten krok i zająć się podróżowaniem?
Magda: Nie było tak, że zawsze marzyliśmy o dalekim podróżowaniu i po poznaniu się podjęliśmy wspólnie decyzję, że jutro jedziemy w świat. Owszem, oboje mieliśmy w sobie ogromną ciekawość świata, większość miejsc wydawała nam się jednak nieosiągalna, a podróżowanie było jak tajemna wiedza zarezerwowana dla wybranych.
Pierwsze kroki stawialiśmy powoli, w studenckie wakacje dwa miesiące pracowaliśmy, po czym zakładaliśmy plecaki i jechaliśmy na miesiąc do wybranego kraju. Każdy kolejny wyjazd pokazywał nam, jak bardzo dostępny jest dzisiaj cały świat, jak niezwykle różnorodne są jego zakamarki i ile szczęścia daje nam droga oraz przebywanie ze sobą 24 godziny na dobę. W dobie internetu i powszechnej wymiany informacji oraz przy odrobinie kreatywności i ludzkiej życzliwości można dojechać w wiele ciekawych miejsc i wcale nie trzeba w tym celu wygrać w lotka.
Michał: Na nasz pierwszy pozaeuropejski wyjazd pojechaliśmy do Syrii i Jordanii w 2006 roku. Wojna w Libanie odstraszyła turystów od całego Bliskiego Wschodu, w większości miejsc byliśmy jedynymi ludźmi „z zewnątrz” i mieliśmy mnóstwo pozytywnych doświadczeń. Nasz apetyt tylko rósł.
Pierwszy dłuższy zagraniczny wyjazd trochę spadł nam z nieba. Magda dostała się na wymianę międzyuczelnianą do Nowej Zelandii, ja skończyłem studia i pojechałem tam razem z nią. Wracaliśmy do Polski podróżując przez Australię i Azję Południowo-Wschodnią. Przekonaliśmy się wtedy, że największą radość sprawia nam podróżowanie własnym środkiem transportu, najlepiej motorem i że jeszcze kiedyś będziemy chcieli wyjechać na dłużej. Podróżowanie bez liczenia dni jest ogromnym komfortem, daje większą możliwość interakcji z ludźmi i wykorzystywania nadarzających się okazji.
W drodze tak to jest, że nigdy nie wiesz, kiedy dostaniesz od kogoś zaproszenie, kogo poznasz, gdzie trafisz i jakie możliwości przyniesie kolejny dzień. W 2009 roku tak udało nam się poskładać rzeczywistość, że zrealizowaliśmy nasze marzenie - pojechaliśmy na dłużej do Ameryki Południowej, którą przemierzyliśmy własnym motocyklem.
Magda: A teraz znowu jesteśmy w drodze. Tym razem nie motocyklem, bo w zeszłym roku, dołączył do składu nowy uczestnik - mały Ignaś. Kupiliśmy w Kalifornii leciwy, ale dobrze zachowany samochód i jedziemy w trójkę do Panamy.
Jak zmienia się podróżowanie, kiedy oprócz dwójki odważnych ludzi, bierze w nim udział małe dziecko?
Magda: W zależności od podejścia do tematu można by powiedzieć: bardzo albo w ogóle (może prawie w ogóle). “Bardzo”, bo w obecnej konfiguracji nie zdecydowalibyśmy się na podróż w każdy rejon świata, a i tu gdzie jesteśmy nie z każdej możliwości korzystamy.
Nie mamy odwagi zapuścić się w odlegle rejony dżungli, gdzie nie ma w miarę szybkiego dostępu do, choć podstawowej, opieki medycznej, nie mogliśmy wejść do niektórych jaskiń ani zdobyć wspólnie niektórych szczytów. Nasz dzień musimy dostosowywać do potrzeb całej trojki.
Ignaś musi mieć czas na drzemkę, a teraz kiedy ma już prawie roczek potrzebuje również dłuższej chwili na zabawę, raczkowanie i odkrywanie. Jest bardzo elastycznym chłopcem. Do spania potrzebuje tylko fotelika samochodowego lub odrobiny płaskiej powierzchni, którą może być nawet ławka w knajpie, kocyk na górskim szlaku lub nasze ręce. Bawić się i odkrywać może również w czasie naszych rozmów ze spotkanymi po drodze ludźmi.
“Prawie w ogóle”, bo w sumie bardzo niewiele rzeczy robimy inaczej niż kiedyś. Śpimy czasami pod namiotem, przespacerowaliśmy się na koniu, objechaliśmy wyspę motocyklem i razem zdobyliśmy czterotysięcznik.
Każda podróż jest inna i to jest piękne. Nie traktujemy więc rezygnacji z niektórych czynności w kategoriach straty, jest po prostu inaczej, a inaczej oznacza tez niejednokrotnie lepiej. Ludzie w Ameryce Środkowej uwielbiają dzieci i podróżowanie z niebieskookim blond chłopczykiem niesamowicie zbliża nas do ludzi.
Szczególnie czuliśmy to w miejscach zamieszkiwanych przez raczej zdystansowanych Indian. Nie było dnia, żeby jakaś Indianka nie podeszła do nas i nie rozpoczęła rozmowy, a każda z nich zaczynała się zawsze od pytania około-Ignasiowego.
Michał: Dla mnie to jest chyba przede wszystkim odkrycie, czym jest rodzicielstwo. Podróżowanie wiadomo, w szczegółach się zmienia, ale generalnie można to robić po staremu - ktoś kto preferuje all-inclusive, może nadal na to jechać. My ciągle podróżujemy indywidualnie własnym środkiem transportu.
Wiadomo, są pewne ekstremalne opcje które odpadają. Kiedy po urodzeniu Ignasia intensywnie pracowałem, po powrocie do domu nie czułem zmęczenia i byłem szczęśliwy mogąc zając się Ignasiem i trochę się dziwiłem czemu ta Magda taka padnięta. Teraz to się bardzo zmieniło. Po całym dniu, kiedy Ignaś już śpi, a my możemy wreszcie mieć czas dla siebie, idziemy spać niedługo po nim.
Czy Wasze dzieciństwa też były trochę szalone?
Magda: Nie opisałabym tym słowem mojego dzieciństwa, choć wspaniale je wspominam. Mój tata miewał szalone pomysły, robiliśmy czasami konkursy na największe rozbryzgi wskakując do kałuży, wkradaliśmy się do bunkrów na Helu albo łapaliśmy łabędzie.
Sporo jeździliśmy po Polsce, na calusieńkie wakacje. Pamiętam jak pod koniec podstawówki uświadomiłam sobie że nie byłam na żadnym z ośmiu zakończeń roku, bo zawsze gdzieś wcześniej wyjeżdżaliśmy.
Michał: Moi rodzice na studiach w czasie głębokiej komuny jeździli na stopa po Europie wioząc z polski konserwy w dole plecaka. Te historie opowiadali nam pokazując, że jak są chęci, to znajdzie się i sposób. Wraz z trójką mojego rodzeństwa, dzięki nim, poznaliśmy Europę jeszcze przed studiami – co roku jeździliśmy po kosztach, biorąc znów całe jedzenie i namioty. Zajechaliśmy aż na krańce Europy: do Portugalii, na Nordkapp w Norwegii, wreszcie do Turcji.
Jak rodzicielstwo wpłynęło na Wasze prywatne marzenia?
Magda: Tylko wzbogaciło ich paletę i jeszcze bardziej przerzuciło akcent z “ja” na “my”. Nie potrafię marzyc już w kontekście siebie samej, nie uszczęśliwi mnie nic, co będzie miało zły wpływ na Ignasia, Michała, lub spowoduje ich smutek. Rzadziej marze sama, częściej wspólnie z Michałem.
Zastanawiamy się jak poprowadzić nasze dalsze życie, żeby stworzyć szczęśliwą rodzinę. Bo marzy nam się zarówno dom, gdzieś w Polsce, z ogrodem stanowiącym wielki plac zabaw dla dzieci i kuchnią pachnąca świeżym ciastem, jak i dalsze podróżowanie. Marzą się mi też ciekawe wyzwania zawodowe, które sprawią, że komuś będzie się lepiej żyło.
Michał: Dla mnie tegoroczny dzień dziecka jest szczególny, bo pierwszy raz przyjdzie mi świętować jako tata. Ponieważ dokładnie w dzień dziecka świętuję 30-te urodziny, jest to symboliczne przejście ze stanu studenckiego w dziesięciolecie kiedy wypracowuje się ostatnią tercję życia. Podróżować nie mam zamiaru przestać, jednak czas pomyśleć o zapuszczeniu mocniej korzeni, czyli przede wszystkim jakimś mieszkaniu.
Czego chcielibyście, żeby Wasz syn nauczył się poprzez podróże?
Magda: Podróżowanie uczy tak wiele! Chciałabym żeby dostrzegł i wziął dla siebie choć po trochu wszystkiego. Mówiąc konkretniej chciałabym, żeby wzmocniło to jego wrażliwość, żeby widząc jaki ogrom biedy jest na świecie umiał bardziej doceniać to, co ma.
Chciałabym, żeby poznając rożnych ludzi i widząc, w jak rożnych warunkach żyją, w co wierzą, jakie maja przekonania, punkty widzenia, wiarę i poglądy, umiał bardziej tolerancyjnie podchodzić do ludzi i rozumiał złożoność czynników wpływających na kształtowanie się ludzkich potrzeb, osobowości i decyzji.
Chciałabym żeby nauczył się elastyczności, bardzo przydatna to cecha charakteru w codziennym życiu, mniej się człowiek dzięki niej stresuje i więcej z życia korzysta. I wreszcie chciałabym, żeby umiał iść w życiu swoja droga, która da mu szczęście.
Michał: W tej podróży to przede wszystkim my się uczymy jego. Mój charakter różni się prawie we wszystkim od charakteru Magdy, więc jesteśmy ciekawi, w którą stronę pójdzie Ignaś. Jesteśmy ciekawi, jak inny byłby już teraz, gdybyśmy połowę jego życia nie ciągali go po świecie. (Bo od kilku dni, konkretnie od 27 maja, Ignaś dłużej już podróżuje po Ameryce niż wcześniej był w Europie.)
Pamiętamy, jak pierwszy raz zareagował jak czarnoskóry Amerykanin chciał go wziąć na ręce - dziś już nie ma dla niego znaczenia, jakiego koloru skóry jest najbliższa osoba i w jakim języku mówi. Dzięki temu nie mamy problemu żeby znaleźć nianie, kiedy sami idziemy wspólnie nurkować. `chciałbym żeby Ignaś poznał różne modele i potrafił doceniać zarówno materialną, jak i niematerialną stronę życia. Oczywiście, podróżowanie jest też świetnym wprowadzeniem w świat geografii, biologii czy innych nauk.
Czy podróżując szukacie czegoś więcej, oprócz doświadczenia?
Michał: W sposób świadomy może nie, ale podświadomie z pewnością tak.
Czego? Swojego miejsca na świecie?
Magda: Na dzień dzisiejszy myślę, że my swoje miejsce na świecie znaleźliśmy, i jest nim Polska. Może kiedyś się z niej na chwile wyprowadzimy, zawsze jednak będziemy chcieli wrócić na stale mieszkać tu, gdzie się urodziliśmy. Tu jest nasza rodzina, tu są przyjaciele i tu się najlepiej na dłuższą metę czujemy.
A czego jeszcze szukam w podroży... Trochę samej siebie, mam czas na wsłuchanie się w siebie i zastanowienie się nad pomysłami na przyszłość. Poza tym w podroży nieustannie szukamy radości z naszego razem-bycia. Wspaniale jest być rodzina funkcjonującą ze sobą 24 godziny na dobę! Mało kto ma takie szczęście
Dlaczego pelikanochomik?
Michał: kiedy jechaliśmy do Nowej Zelandii, założyliśmy bloga by dzielić się z rodziną i przyjaciółmi naszymi wrażeniami. Magda mnie nazywała pieszczotliwie Pelikanem z racji podwójnej brody, więc ja w jej policzkach zobaczyłem Chomika. Teraz z Ignasiem ta nazwa jest więc jeszcze bardziej aktualna.
Magda: Nic dodać, nic ująć :)