
Wchodzi człowiek do internetu. I dostaje oczopląsu od reklam, i irytuje się na pop-upy, i szlag go trafia jasny, kiedy cały ekran zasłania baner. Zewsząd atakują to reklamy, banery, full screeny i pop-upy. – Sytuacja w internecie jest lustrzanym odbiciem tego, co dzieje się na polskich ulicach – uważają eksperci. Wynika to i z tego, że naród estetycznie niedouczony, i z tego, że internetowi przedsiębiorcy, chcąc przetrwać na rynku, wyprzedają własną przestrzeń pod banery reklamowe.
Bałagan w polskim internecie, młodszy brat chaosu w przestrzeni publicznej ma, zdaniem Krzysztofa Kosza, dyrektora kreatywnego agencji reklamowej Grey Possible, trzy przyczyny: brak świadomości estetycznej w Polsce, własnej inwencji tkwiącej w narodzie oraz darmowość internetu. Estetyka nie znajduje się wysoko na liście priorytetów Polaków, spadkobierców społeczeństwa postagralnego i postkomunistycznego.
Skupiamy się na wpojonych nam przez dziadków wartościach i potrzebach, a estetyka niespecjalnie się w nich mieści. Znajduje się na szczycie piramidy Maslowa, a jako społeczeństwo postagralne i postkomunistyczne jeszcze do całkiem niedawna zmuszeni byliśmy do zapewnienia sobie potrzeb z podstawy piramidy Maslowa. Jako że estetyka znajduje się na jej szczycie, stać na nią jedynie najbardziej rozwinięte formy społeczne, lub te które świadomie zmieniają inercję własnego rozwoju. Nas historia skierowała na na inne tory, estetyka nie nie mieści się w trójkącie nakreślonym przez Boga, honor i ojczyznę.
– Polacy to naród niezwykle przedsiębiorczy, a że reklama jest dźwignią handlu, to rozwinęła się jak wirus na bezbronnym organizmie. To, co widzimy w sieci jest dokładnym lustrzanym odbiciem sytuacji na Zakopiance lub wylotówce z Warszawy na Otwock. Internet jest tego skrajną formą, to świat wyłącznie techniczny, więc wszystko co nim powstaje wychodzi spod ludzkiej ręki, nie możemy zwrócić się o pomoc do matki natury, nie znajdziemy zielonego azylu jak to się dzieje w rzeczywistości - dodaje Kosz.
Nasze estetyczne upośledzenie, którego wizualny chaos w internecie jest manifestacją, ma długa tradycję.
Mickiewicz mówił o narodzie żyjącym w mrocznym klimacie: szaro, mało słońca, zimno. Szukając schronienia przed zewnętrznym nieżyczliwym otoczeniem, uciekano w świat bajań, mitów, pieśni. To spowodowało, że Słowianie, a zatem i Polacy, posiedli potężną wyobraźnię poetycką, a nie plastyczną. Za mało było wokół światła, koloru, wyrazistych form.(...) Jesteśmy dotknięci jakimś niedowładem nie tylko w tym, co teraz nazywamy sztukami wizualnymi, lecz w ogóle w kształtowaniu otoczenia, przestrzeni, zarówno prywatnej, jak i publicznej. CZYTAJ WIĘCEJ
Były szef Centrum Sztuki Współczesnej Cavallucci jest takiego samego zdania. Nie uważa jednak faktu, że polska kultura jest kulturą słowa (nie obrazu) za wadę. Przeciwnie.
Włosi patrzą na obrazy, chłoną wizualną stronę świata. Dla Polaków ważniejsze są słowa i to, co słyszą. Włoski renesans przyniósł niepodzielny, trwający od kilku stuleci dyktat wzroku. Od tamtej pory we włoskiej kulturze wizja jest na świeczniku. Kultura polska, podobnie jak inne słowiańskie, nie faworyzuje żadnego zmysłu. Kiedy sześć, siedem lat temu przyjeżdżałem do Polski, już na lotnisku widziałem ogromne billboardy zadrukowane słowami. Teraz to się trochę zmienia, obraz zyskuje na znaczeniu.
To, że obraz faktycznie zyskuje na znaczeniu, widać i w wielkich płachtach reklamowych zasłaniających całe kamienice, i w internecie. Czy to faktycznie zysk - trudno powiedzieć. Sam Cavallucci uważa, że mnogość reklam i ich jakość są zwiastunem zmian.
W internecie już nie ma czym oddychać. Reklamy atakują zewsząd, a internauci imają się różnych sposobów, żeby przed ich bezpardonowym wszędobylstwem uciec. Jedni rezygnują z korzystania z serwisów, gdzie, żeby dotrzeć do interesującej ich treści, muszą wciąż wyłączać reklamy, inni stosują adblocka. Bo reklamy i szpecą, i przeszkadzają.
Fakt, że rośnie liczba użytkowników adblocka jest stanowczą odpowiedzią internautów na za dużo liczbę reklam. Zbyt duża liczba reklam przeszkadza w korzystaniu z serwisu, utrudnia odnalezienie interesujących nas treści oraz wydłuża czas korzystania ze strony, dlatego ludzie stosują blokady, by te nachalne reklamy eliminować.
Precz z reklamą: adblock i krzyżyk
Dzieje się to ze szkodą dla internautów i internetowych przedsiębiorców, którzy sami podcinają gałąź, na której siedzą. – Natłok reklam na polskich stronach internetowych odbija się na samych reklamodawcach, bo nawet jeśli użytkownik kliknie w taką drażniącą reklamę, to tylko po to, żeby znaleźć krzyżyk, który ją wyłącza. De facto reklamodawcy płacą więc za nic – bo za treści, które nic nie dają. Jest to więc ze szkodą dla reklamodawców i dla serwisów – mówi współorganizator konferencji SearchMarketingDay.com. Jedni płacą za nieefektywne reklamy, drudzy tracą użytkowników, którzy szukają serwisów z mniejszą liczbą reklam. Człowiek zirytowany reklamami nie konsumuje ich.
Trudno przewidzieć, w jakim kierunku to pójdzie i czy zarówno reklamodawcy, jak i właściciele stron, zrozumieją, że to, co się dzieje w tej chwili, nie działa z korzyścią ani dla nich, ani dla użytkowników. – Analogicznie jest, jeśli chodzi o polskie miasta – mamy nadprodukcję reklam i inwazję brzydoty. W Polsce ma być dużo i tanio, a może powinno być mało i drogo? Moim zdaniem to tkwi mentalności. Serwisy powinny dbać o jakość, a są nakierowane na krótkotrwały zysk. Ten model musi się zmienić. – mówi Kowalewski.
Także Krzysztof Kosz uważa, że kwestia ilości reklamy w naszym życiu osiąga punkt zwrotny. W miastach – acz mozolnie – zaczyna się to zmieniać, co widać na przykładzie Wrocławia czy Krakowa. Miast, które wprowadzają programy ograniczające reklamę w centrum miasta. – Nie ma szans na usankcjonowanie tego w internecie, ale może powinniśmy częściej wpływać na dostawców treść – mówi.

