
Seria zdjęć pokazująca opuszczone centra handlowe w Stanach zrobiła szybką karierę w Internecie. Nic dziwnego. Gigantyczne porzucone przestrzenie są pociągające, nie tylko ze względów architektonicznych, ale też ideologicznych. Monstrualne centra handlowe zabiły miejskie życie. A przecież do kupowania tam, nikt nas nie zmusza. Zobacz nasz MINI przewodnik po miejscach bez magnetycznych bramek i plakietek z imieniem, ale za to z duszą.
REKLAMA
Wchodzisz do sklepu w którym wita cię uśmiechnięty sprzedawca, a nie ogłuszająca muzyką. Pada tradycyjne pytanie: „w czym mogę pomóc?”, ale nie ma w nim cienia obłudy. On naprawdę chce ci pomóc i potrafi to zrobić dobrze, bo zna swój sklep na wylot. Nie ma też presji kupowania. Wszystko można dotknąć, o wszystko zapytać. Mamy czas. Jesteśmy w concept store. Nazwa może niezbyt fortunna, bo zagraniczna, ale trudno znaleźć jej polski odpowiednik. Może butik? Może salon meblowy (przynajmniej w kwestii dizajnu) a może tłumacząc przewrotnie „pomysłowy sam”. Słowa mają tu mniejsze znaczenie. Jesteśmy w miejscu, które jest unikatowe, w którym znajdziemy tylko wybrane rzeczy podporządkowane koncepcji właściciela i które stara się oferować przedmioty gdzieindziej nieosiągalne. Czyli pełne zaprzeczenie centrum handlowego i początek MINI przygody. Może trochę bardziej kosztownej, może wymagającej jeżdżenia po mieście, ale uwierzcie. Szalenie satysfakcjonującej.
Nie mam w co się ubrać
Na to kultowe już zdanie odpowiedź nasuwa się sama. To idź do sklepu. Albo raczej nie idź do sieciówki, bo za miesiąc znów nie będziesz miała w co się ubrać albo będziesz ubrana jak wszyscy. Chcesz wyglądać inaczej, oryginalnie albo przynajmniej świadomie? Idź do Blind Concept Store. Na miejscu znajdziesz ubrania polskich projektantów m.in. Ani Kuczyńskiej, Diany Jankiewicz czy Justyny Chrablewskiej (i nie będą to szare dresówki), trochę zagranicznych butów, w tym obłędną Melissę i kilka ślicznych dodatków – np. szaloną biżuterię Kariny Królak. Można ubrać się od stóp do głów, przy dobrej muzyce i naprawdę szczerej obsłudze, która potrafi czasem głośno zaprotestować. W Blind można ubrać się po miejsku i na luzie. Jeśli twoja szafa krzyczy: "nie mam w co eleganckiego się ubrać", to warto zajrzeć do Wonders by Galilu, gdzie znajdziemy światowej klasy ubrania i dodatki. Niepozorne, bo nie w falbankach i złocie, ale bardzo stylowe i świetne gatunkowo. Sportowcy, a szczególnie mężczyźni koniecznie muszą odwiedzić Hot Herring, który oferuje pełną gamę ubrań około plażowych. Japonki, espadryle, bermudy. Letni szyk. Świetnie zaprojektowane wnętrze pozwala poczuć się jak nad morzem. Do tego wyluzowana obsługa i naprawdę zaskakująca oferta ubraniowa. Jeśli marzyliście kiedyś, żeby wyglądać jak nonszalancki przystojniak na deptaku w Saint Tropez, to tam możecie to marzenie spełnić. Moda chłopięca w bardzo męskim wydaniu.
Nie wszystkim jednak takie scenariusze chodzą po głowie. Tym, którzy modą lubią się bawić zapraszam do Safripsti, w moim odczuciu najlepszego Vintage Store w Warszawie. Wyszperane po lumpeksach świata ubrania są ślicznie zaprezentowane i starannie posegregowane. Znajdziecie tu wszystko co aktualnie jest na pobliskim placu „hot”, czyli dżinsówki, parki, kraciaste koszule, ejtisowe sukienki i pasiaste trykoty. Nic tylko przebierać i męczyć obsługę. Można tu znaleźć absolutne perełki a na pewno stracić kilka dobrych godzin. Oczywiście nie tylko w Warszawie można fajnie się ubrać, poza mainstreamem. We Wrocławiu warto odwiedzić Zupa Shop, gdzie znajdziemy ciuchy w dobrym, miejskim stylu. Bluzy, obszerne torby, koszulki z fajnymi napisami i dużo unikatowej, ulicznej mody. Tak po prostu. Dla zabawy i dla szyku. Tego drugiego nie zabraknie na pewno w poznańskim MONOsquere, który podobnie jak Blind prezentuje pełną gamę dobrze skrojonej mody. Na wyjście i na co dzień.
On tu nie stał
Ale zawsze stanąć może. Nowy mebel, wazonik czy chociażby mała ramka na zdjęcia. Zakochani w dodatkach do domu, lepiej żeby z niego nie wychodzili, bo miejsc, które oferują świetny design jest naprawdę sporo. W samej Warszawie koniecznie trzeba wpaść do otwartej niedawno Makutry, gdzie znajdziemy dodatki do kuchni. Absolutnie perfekcyjne i pewnie w dużej mierze zbędne. Ale jak tu nie kupić buteleczki do mieszania sosów albo cudownej deski do szatkowania ziół. W czasach, gdzie gotują wszyscy albo przynajmniej wszyscy fotografują jedzenie, trudno sobie odmówić takiej przyjemności. Przyjemnością będzie też na pewno wizyta w Resecie, który oferuje meble i fajne dodatki do domu. Duża część z nich utrzymana jest w stylistyce lat 60., więc poszukiwacze oryginalnego stylu poczują się tam, jak w domu. Reset to też dobre miejsce na mały prezent. Znajdziemy tam wszystko od malutkich umilaczy, po fotele.
Miłośnicy „vintage” koniecznie muszą odwiedzić krakowskie Miejsce, które specjalizuje się w stylowych meblach z lat 50. i 60. Odnowione, wypolerowane i rodzące pragnienie. Bez pieniędzy nie warto tam wchodzić, bo i tak się je wyda. Tyle, że na kredyt. Fortunę można również przepuścić w gdyńskim Mesmetric, które mocno zapatrzyło się na północ. Skandynawski dizajn w najczystszej, minimalistycznej postaci. Czyste piękno. Samo odwiedzenie tego sklepu to relaks dla ciała i umęczonych polskim eklektyzmem oczu. Odetchnąć można też w łódzkim Atak Design, który na 606 m2 przestrzeni prezentuje wszystko, o czym współczesny miłośnik dizajnu marzy. Sklep jest bardzo na bieżące ze współczesnym projektowaniem, więc warto wpaść tam po inspiracje. Po małe dodatki i rzeczy mieszczące się w każdym budżecie warto pojechać do krakowskiego Idea Fix. Plakaty na ścianę, małe akcesoria, ale też polskie kosmetyki a nawet niezależna muzyka. W tym małym „pomysłowym samie” znajdziemy wszystko co mieście się w haśle: jakość, wzór i pomysł. Taka oto idea fix, wydaje się niemożliwa a jednak jest do zrobienia.
Dobrze ci z oczu patrzy
I ładnie pachniesz. Czyli gdzie zająć się przestrzenią między ciałem i duszą. Na pewno w perfumerii. A jeśli szukać zapachu idealnego to tylko w MO61 Perfume Lab, gdzie samemu można skomponować swój zapach. Po co pachnieć jak pół Polski na lotnisku, skoro można po swojemu. Do wyboru jest ponad 70 składników, do pomocy przemiła obsługa. Minimalistyczne laboratoryjne wnętrze, duży drewniany stół i zabawa jak w dzieciństwie. O dziwo jednak efekty są lepsze od kotletów z trawy. Zapachy powstają genialne i unikatowe. Trzeba tylko przygotować się na grad pytań dotyczący ulubionych zapachów, smaków i wspomnień, i otworzyć się na eksplorowanie. Podobny, choć trochę mniej laboratoryjny charakter ma La Sal Gallery, która z jednej strony jest sklepem z ekskluzywnymi solami do kąpieli a z drugiej butikiem z biżuterią. Sobą więc można zająć się tu na serio.
Jeśli o biżuterie chodzi to jest miejsce do którego warto przejechać pół Polski. Na imię ma Aleksandra, a na nazwisko Przybysz i pod uroczą nazwą ALE. tworzy w Poznaniu najlepsze dodatki na świecie. Geometryczne, niebanalne i cudownie zaprojektowane. ALE niedawno otworzyło swoją pracownie. Warto wejść i zobaczyć to wszystko w działaniu. Do patrzenia wypadałoby mieć okulary. Można to załatwić po drodze, bo zdecydowanie najlepszego optyka znajdziemy w Łodzi. Dwóch braci w ramach Gloomy Sunday sprzedają odnowione okulary sprzed lat. Takich wzorów i takich specjalistów nigdzie nie znajdziecie. A na pewno nie w popularnym, sieciowym optyku, który jedyne co daje, to zniżki. Zanim więc przekroczycie sztuczne handlowe progi, zastanówcie się trzy razy. Prawdziwe zakupy są gdzie indziej. I liczę trochę na to, że podpowiecie mi, gdzie jeszcze…