
Sam twierdzi, że katocelebrytą nie jest, ale w ostatnich miesiącach ostro na to miano zapracował: m.in. deklaracją, że prześladują go za wiarę, krytykę tęczy jako „symbolu homoseksualistów”, a ostatnio obronę ginekologa, który odmawia aborcji. Jedni podziwiają odwagę, inni piszą: „niech lepiej zajmie się aktorstwem”. – Widać, że Czarek Pazura chce być kojarzony z jedną opcją. Stąd te jego manifesty. Jego prawo, choć trochę mu się dziwię – mówi kolega aktora Andrzej Grabowski.
Prawdziwa „ofensywa” rozpoczęła się w grudniu ubiegłego roku, kiedy wystąpił na okładce tygodnika „Wprost”. Dziennikarce tygodnika opowiedział o szantażu - ktoś groził mu ujawnieniem „sekstaśmy” z jego udziałem. Wkrótce po publikacji napisał jednak tekst, w którym oskarżył „Wprost’ o manipulację. Wtedy po raz pierwszy na poważnie pojawiła się kwestia wiary.
Ktoś mi ostatnio próbował uświadomić, że ta cała afera skierowana jest przeciwko mnie, ponieważ jestem człowiekiem wierzącym i nie wstydzę się tego. A to trochę burzy stereotyp ‚celebryty’: pustego, konsumującego prostaka. Kto wie? Przy aktualnej nagonce na Kościół i w ogóle ludzi wierzących, przy tendencji na ośmieszanie religii i jej symboli, każdy pretekst to gratka! CZYTAJ WIĘCEJ
Wtedy stał się „aktorem zaangażowanym” na całego. Tak jakby sam chciał zburzyć wspomniany „stereotyp”. Dostał swoje miejsce na felieton w tygodniku „7 dni Puls Tygodnia” (już się nie ukazuje), gdzie krytykował np. wystawianie celebrytów na listach w wyborach do Parlamentu Europejskiego. „Sami celebryci i sportowcy. Wszyscy ‚sławni’. Często sławą bardzo wątpliwą” – pisał.
Przy narodowcach
Zaszufladkowany do kategorii "katolicka prawica" został na dobre po wypowiedzi o tęczy na Placu Zbawiciela. Bardzo się dziwił, że narodowcy, którzy chcieli tęczę zniszczyć, byli „pałowani i zatrzymywani” przez policję, a ci, którzy jej bronili, nie. „Czy to znaczy, że ja muszę w przyszłości godzić się na wszystko, na co się inni zgadzają, czy będę miał prawo mieć swoje zdanie?” – pytał. Ubolewał też, że tęcza stała się symbolem homoseksualistów.
Z drugiej strony, na prawicy uznano go za bohatera. Coś podobnego, jak w przypadku Joanny Szczepkowskiej, która po latach ujawniła konserwatywne poglądy. U Pazury obrazu obrazu swego rodzaju "coming outu" dopełniła krytyka Eurowizji ("Wygrała Konczita Kiełbasa. Cyrk czy demokracja?") i wsparcie prof. Bogdana Chazana.
Jesteśmy świadkami świadomego przeciągania opinii publicznej przeciw uczciwości, zdrowemu rozsądkowi, sumieniu, przeciw autorytetom, wiedzy i kompetencji. Profesor Chazan nikogo nie obraził, służył pomocą większą niż kto inny mógł oferować. Diagnoza tego przypadku manipulacji jest jedna: zamiast stawiać pomniki takim ludziom jak Profesor, zaczynamy do nich strzelać. CZYTAJ WIĘCEJ
Jak sam odbiera to, że dla części komentatorów stał się wzorem odwagi, a inni dziwią się, że pozuje na "autorytet"? Dziś nie odebrał od nas telefonu. W "Dzienniku Bałtyckim" dziwił się kilka dni temu, że powiedział kilka słów o wierze i od razu zrobiono z niego katocelebrytę.
A nie powinien, bo, jak mówi w rozmowie z naTemat jego kolega ze sceny Andrzej Grabowski, raczej świadomie buduje taki wizerunek. Z wszystkimi tego konsekwencjami. – Przy tak spolaryzowanym społeczeństwie, szczególnie jeśli chodzi o politykę, po takich wypowiedziach aktora widzowie patrzą na niego już nie tylko jako na tego, który gra rolę, ale na swojego wroga lub poplecznika. A jeśli ma odmienne zdanie, to od razu jest tym gorszym – ocenia.

