Marian Opania odmówił zagrania roli Lecha Kaczyńskiego w filmie "Smoleńsk". Pojawili się jednak inni aktorzy, skłonni wcielić się w postać tragicznie zmarłego prezydenta: Marian Kociniak, Witold Pyrkosz oraz Jerzy Zygmunt Nowak. – Aktor musi patrzeć na role, które przyjmuje, bo inaczej straci robotę. To najgorsza wersja sowieckiego lęku – uważa aktorka Anna Chodakowska.
Kilka dni temu pojawiła się w mediach informacja, iż to Marian Opania ma wcielić się w rolę Lecha Kaczyńskiego w filmie Antoniego Krauze pt. "Smoleńsk". Sam zainteresowany był oburzony tą, jak się okazało, nieprawdziwą informacją i zabrał głos w tej sprawie. W jednym z wywiadów stwierdził wówczas, że nie jest zwolennikiem PiS-u oraz braci Kaczyńskich.
W rozmowie z naTemat aktor przyznał, że był świadomy burzy, jaką wywołają jego jednoznaczne deklaracje. Nie spodziewał się jednak, że będzie ona aż tak wielka.
Chętnych do roli Kaczyńskiego nie brakuje
Po słowach Mariana Opani pojawili się aktorzy, chcący wcielić się w postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Muszą się jednak spodziewać, że aktor, który zagra główną rolę w filmie "Smoleńsk" musi zmierzyć się nie tylko z zawodowym wyzwaniem, ale również z przypisaniem mu konkretnych sympatii politycznych.
"Gdyby mi się spodobała rola, scenariusz? Z przyjemnością wezmę to na swoje barki" – zadeklarował w rozmowie z "Super Expressem" Witold Pyrkosz.
Pomimo deklaracji, aktor zaczyna zdawać sobie sprawę, że rola Lecha Kaczyńskiego w filmie "Smoleńsk" jest szczególna i nie ma związku jedynie ze światem filmu. – Nie chcę już rozmawiać na ten temat. Czuję, że wokół moich słów wytworzy się za chwilę jakaś spirala. Zaczekam na oficjalne zaproszenie od produkcji, zanim będę cokolwiek komentował – mówi naTemat Witold Pyrkosz.
Rolą Lecha Kaczyńskiego zainteresowany jest również inny znany aktor, Marian Kociniak. "W tej chwili robię film, następny mam w styczniu. Przyślijcie scenariusz... Nie mówię nie, przyjrzę się temu" – powiedział Marian Kociniak w rozmowie z "SE". Problemu z zagraniem byłego prezydenta nie miałby także Jerzy Zygmunt Nowak. Według niego, powinno się mówić o katastrofie smoleńskiej, a ewentualną rolę Kaczyńskiego zgrałby jak najlepiej.
Aktorskie środowisko politycznie podzielone
Środowisko aktorskie, podobnie jak reszta społeczeństwa, jest podzielona w sprawie katastrofy smoleńskiej. Niektórzy, z uwagi na polityczne przekonania, nigdy nie zgodziliby się na zagranie roli Lecha Kaczyńskiego, inni zaś nie są w stanie zrozumieć tego typu "oporów". Według aktorki filmowej i teatralnej Anny Chodakowskiej, odmowa wcielenia się w rolę Lecha Kaczyńskiego to złe zjawisko. Mielibyśmy podobną sytuację, gdyby aktor nie chciał wcielić się w rolę homoseksualisty. – To nie znaczy w naszym mentalnym grajdole, że wszyscy pomyślą o nim, że jest "pedałem – zaznacza w rozmowie z naTemat Chodakowska.
Warszawska aktorka i radna twierdzi także, iż w polskich warunkach aktor zawsze musi rozważać przyjęcie danego angażu. – Aktor musi patrzeć na role, które przyjmuje, bo inaczej straci robotę. To najgorsza wersja sowieckiego lęku. Z drugiej strony, aktorowi może nie pasować wydźwięk danego scenariusza – przyznaje Chodakowska.
Artur Barciś: Też kiedyś odmówiłem roli
Częstym zjawiskiem jest, że widzowie postrzegają danego aktora przez pryzmat jednej, najbardziej charakterystycznej postaci. Tym bardziej aktorzy unikają ról, które zaszufladkują ich po danej stronie politycznego konfliktu. Właśnie tego chciał uniknąć Artur Barciś, który odmówił zagrania roli podczas stanu wojennego. – Odmówiłem roli kilka razy w życiu. Podczas stanu wojennego panował bojkot. Wówczas byłem młodym aktorem. Zaproponowano mi, abym zagrał jedną z głównych ról w filmie o dwóch milicjantach, gnębionych przez członków "Solidarności". Ten film nigdy nie powstał. Odpowiedziałem, że chętnie zagram, gdy w naszym kraju będzie można kręcić filmy o działaczach "S", gnębionych przez milicjantów – wspomina Artur Barciś.
Stan wojenny był sytuacją absolutnie wyjątkową. Artur Barciś zwraca jednak uwagę, że film "Smoleńsk" również nie jest zwyczajną produkcją. – Ten film powstaje w konkretnym środowisku politycznym, stygmatyzującym aktora, który zgodziłby się wziąć w nim udział. Zagranie w takim filmie jest opowiedzeniem się po danej stronie sporu, a aktorzy niechętnie wchodzą w takie układy – przyznaje.
Według Artura Barcisia, przyjęcie roli wiążącej się z daną opcją polityczną jest odbierane jako swoista deklaracja, a to jest bardzo ryzykowne. – W naszym kraju zagranie roli polityka wiąże się z atakiem na aktora. Wolimy zazwyczaj nie uczestniczyć w takich "imprezach", które są stricte polityczne – podsumowuje Artur Barciś.
Zdawałem sobie sprawę, że ta wypowiedź, choć dotyczy filmowej roli, jest tak naprawdę deklaracją polityczną. Wiedziałem, że wywołam burzę. Nie spodziewałem się tylko, że aż taką. Trudno, pewne rzeczy trzeba mówić jasno i odważnie CZYTAJ WIĘCEJ
Witold Pyrkosz
Aktor
To, czy ktoś mi nie poda ręki za to, to mnie w ogóle nie interesuje. Takie za przeproszeniem pierdoły... To nie ma w ogóle wpływu na moją decyzję. Zagram każdą dobrą rolę, a najchętniej bardzo dobrą. Jestem profesjonalistą, a to może być bardzo ciekawa kreacja. CZYTAJ WIĘCEJ