
Alkoholik, hazardzista, niedoszły samobójca. Andrzej Iwan - jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 70. i 80. Jego biografia, zatytułowana "Spalony", 25 kwietnia trafi do księgarń. Jest to książka znakomita, barwna ale i straszna, bo pewne rzeczy opisane są bez upiększania. Połknąłem w dwa dni i każdemu polecam. Bardzo też się cieszę, że było mi dane porozmawiać z jej bohaterem. W warszawskim "Bistro 32" z Andrzejem Iwanem przegadaliśmy prawie godzinę.
Ja się z nim często spotykam.
Znam tego diabła, który lubi siąść na moim ramieniu i sączyć truciznę do ucha. Jesteśmy zaprzyjaźnieni, pojawia się zawsze we właściwym momencie.
- Cześć Andrzej.
- Cześć, diabeł.
-Piłeś.
- Tak.
- Wstyd ci chyba?
- Tak.
- Czas na ciebie...
- Już?
- Zrób to.
Generalnie … ja nie jestem wcale taki otwarty jakby się mogło wydawać. Myślę, że to są po prostu ważne sprawy w moim życiu. To, że jestem byłym sportowcem, alkoholikiem, który też jest gdzieś tam na swój sposób normalny. Ale trzeba pamiętać, jakie spustoszenie mogą wyrządzić leki w organizmie człowieka. Po nich dopadają cię takie melancholijne dni i stany depresyjne. I to jest w tym wszystkim najgorsze.
Wie pan, ja wyjechałem z Polski w wieku 28 lat, mogłem, bo reprezentowałem swój kraj na mistrzostwach. Ale już wtedy byłem wrakiem człowieka, byłem zmaltretowany kontuzjami, poza tym coraz bardziej wciągałem się w alkoholizm. Ja tak bardzo tego nie żałuję, bo i tak miałem lepiej niż inni ludzie w tym czasie. Dostawałem mieszkanie, samochody, o dużo mniej rzeczy musiałem się troszczyć. Zresztą, szczerze mówiąc, sądzę, że gdybym później się urodził i później wyjechał, i tak bym wszystko stracił. Po prostu taki miałem charakter.
Podejrzewam, że by dostali specjalne premie. Za wstrzemięźliwość (śmiech). Te loty transatlantykami zawsze były takie wilgotne. Inaczej jak się jechało czy leciało na mecz. Wtedy przegiąć pałki nie można było. Powroty to już jednak zupełnie inne historie.
(Iwan chwilę się zastanawia) No, chyba tak. Chyba tak jest.
Nie, nie, to zaproponował Krzysiek. Siedzieliśmy w warszawskim hotelu Mercury. Opowiedziałem parę anegdot, pośmialiśmy się i wtedy on zapytał: „Słuchaj, a może byśmy coś napisali?” No i ten pomysł zaakceptowałem.
Tak, oczywiście. Znałem jego wartość jako dziennikarza. No i wspólnie spędziliśmy kilka weekendów, dość szczerze porozmawialiśmy i potem Krzysiek to spisał. Zresztą ja już dwadzieścia lat temu nosiłem się z podobną myślą. Już miałem gotowych trochę notatek, książkę miał wtedy napisać Paweł Zarzeczny. Też barwny dziennikarz, podobne pióro do Krzyśka. Ale jakoś nie wyszło. Nie zdecydowałem się. Może trochę się bałem, bo to wszystko było za świeże? Zresztą wie pan, ja nie spodziewam się, że taka książka odniesie jakiś olbrzymi sukces. Myślę, że mało kto mnie teraz w tym kraju kojarzy.
No właśnie, widzi pan. Zresztą ja nie ukrywam, że ta książka powstała też trochę z pobudek ekonomicznych. Krzysiek powiedział, że można na tym całkiem całkiem zarobić. Ja nie napisałbym takiej książki od tak. Tam są poruszone sprawy krępujące, intymne i podejrzewam, że część moich dawnych kolegów będzie miała do mnie pretensje o ich ujawnienie. Ale ja uważam, że żyjemy w czasach, gdy nasze społeczeństwo powinno się trochę otworzyć. A przez biografie, takie jak ta, można też ludzi zachęcić do czytania książek.
Krzysiek zapytał mnie pewnego razu czego żałuję najbardziej. Właśnie wtedy odpowiedziałem, że przydałby mi się teraz domek na wsi. Ale dzisiaj ja zwyczajnie nie wiem co będzie dalej, jak potoczy się to moje życie. Teraz mam trójkę wnucząt, które bardzo kocham. Ja nie myślę o jakiejkolwiek przyszłości. No, ale dobrze – chciałbym by synowi się coś jeszcze w piłce udało. Gra już dziesięć lat, ale trafia do przeciętnych klubów, gdzie najczęściej nie płacą. Chciałbym by moje dzieci były szczęśliwe.
Żyje na bombie. To może być dzisiaj, jutro albo za pół roku. Żyjemy w niepewności i po prostu cieszymy się, że jest normalnie. Nie musi być kolorowo, ważne, żeby było spokojnie.
Ale przecież ja mam wszystko oprócz pieniędzy. No, i oprócz domku na wsi. Mam wspaniałą rodzinę, głównie moją Basię, której zadedykowałem książkę. Proszę sobie wyobrazić, jaką musi być złotą żoną, jeśli ona to wszystko wytrzymała. Mam też te wnuki, ukochanego psa. Brakuje mi tylko komfortu, który bym miał, gdybym inaczej pokierował swoim życiem.
"Spalony" ukaże się nakładem wydawnictwa Buchmann. Premiera 25 kwietnia. Pierwszy rozdział książki jest już dostępny online. Możesz go przeczytać tutaj
