
W ciągu ostatnich miesięcy sporo mówiło się o gazoporcie LNG w Świnoujściu. Wedle zapowiedzi ma on dać Polsce "niezależność od Rosjan" do 2018 roku, ale nie oznacza to uniezależnienia od importu w ogóle. By zwiększać nasze bezpieczeństwo energetyczne, a także rozwijać polski rynek i gospodarkę, musimy stawiać na własne wydobycie gazu.
W 2030 roku udział gazu ziemnego w produkcji prądu ma zwiększyć się do 9 proc. z obecnych 3 proc. Teoretycznie nie da się wykonać tego planu nie zwiększając znacznie importu gazu.
– Dopiero jeżeli stworzymy warunki do inwestycji i przyspieszymy procedury to inwestorzy wyłożą pieniądze na działania poszukiwawcze, wydobywcze. Pojawi się surowiec, który będzie można sprzedać i opodatkować, a polska energetyka będzie mniej uzależniona od skomplikowanej dziś sytuacji geopolitycznej – mówił w wywiadzie dla naTemat Piotr Szlagowski, dyrektor Departamentu Regulacji w PGNiG S.A., ekspert rynku paliw.
Oczywiście gaz importowany jest znacznie droższy od wydobywanego u nas, co stwierdził w swoim raporcie Instytut Nafty i Gazu w Krakowie.
Za brak znacznego wzrostu cen ktoś musiał jednak zapłacić – i było to PGNiG, które w latach 2011-2012 raportowało stratę na obrocie gazem przez... sześć kwartałów z rzędu. To jednak sprawiło, że polski przemysł płacił za gaz mniej, niż konkurencja z Zachodu. A warto przy tym podkreślić, że np. w słynnych Azotach wydatki na gaz ziemny stanowią nawet do 31 proc. wszystkich kosztów kupna surowców.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że ten potentat rynku gazowego i tak przeznacza ogromne kwoty na poszukiwania i wydobycie gazu – tylko w pierwszym kwartale 2013 na te cele przeznaczono aż 60 proc. całych nakładów inwestycyjnych PGNiG.
Tym bardziej, że jak wskazano w raporcie Istytutu Nafty i Gazu, "każda wydana na takie inwestycje złotówka zwraca się jednak z nawiązką". Powód: koszt wydobycia gazu z własnych złóż jest i tak kilkakrotnie niższy niż kupienie go za granicą. Jednocześnie autorzy raportu wskazują, że wydobycia trzeba dokonywać poprzez coraz głębsze odwierty, co zwiększa koszty całego procesu. W oczywisty sposób jeszcze droższe są prace nad gazem łupkowym, dlatego w raporcie podkreślono, że nawet przy odniesieniu przez Polskę sukcesu łupkowego należy pamiętać o poszukiwaniu nowych złóż konwencjonalnych – łatwiejszych i mniej kosztownych w eksploatacji niż łupki, a zarazem nawet przy głębokich odwiertach wciąż tańszych niż import z za granicy.
Zwiększenie własnego wydobycia gazu w Polsce mogłoby też mieć inny, polityczny skutek: lepszą pozycję negocjacyjną naszego kraju w rozmowach z Rosją o cenach importowanego surowca.
Do tego gaz, w opinii ekspertów, jest o tyle istotny, że służy nie tylko za paliwo energetyczne, ale też jest ważnym samodzielnym surowcem. W rozmowie z naTemat o tym, czy Polska powinna stawiać na atom, węgiel czy gaz łupkowy, specjalista ds. energetyki z Instytytu Sobieskiego dr Robert Zajdler wskazywał:
Ważną kwestią jest to, co daje prąd. Bo z gazu można produkować energię, ale rozwój energetyki atomowej nie zastąpi problemu gazu jako surowca. Tak naprawdę gaz łupkowy jest dla nas ważniejszy jako surowiec, niż paliwo energetyczne. Atom zawsze jest pierwszym źródłem energii i nawet mając zarówno atom i elektrownie wiatrowe, nadal musimy mieć gaz, który będzie zarówno ważnym surowcem, jak i źródłem energii, gdyby pozostałe źródła słabo sobie radziły.
Z tych powodów, choć to gaz łupkowy był bohaterem polskiej energetyki w ostatnich latach, nie należy zapominać o gazie konwencjonalnym. Zwiększenie jego wydobycia w kraju nie tylko przyczynia się do rozwoju polskiej nauki i gospodarki dzięki inwestycjom i tworzonym w ten sposób miejsca pracy, ale też przede wszystkim naszego bezpieczeństwa energetycznego. To zaś, jak wskazywano chociażby na ostatnim Europejskim Kongresie Finansowym, jest jedna z najważniejszych kwestii dla przyszłości naszego kraju.
