Dokładnie półtora roku temu zastanawiałem się, czy Grzegorz Schetyna to polski odpowiednik Franka Underwooda, bezwzględnego bohatera „House of Cards”. Dziś odpowiedź jest jedna: nie. Bo Schetyna w te półtora roku przegrał wszystko, co się dało. Jego umiejętności zakulisowych rozgrywek zostały przecenione przez dziennikarzy, komentatorów i konkurentów.
Grzegorz Schetyna? A kto to? – dzisiaj takie dialogi się nie zdarzają. Jeszcze, bo były wicepremier jest coraz dalej od centrum polskiej polityki. Donald Tusk metodycznie i skutecznie spycha go na obrzeża, a Schetyna musi bronić się mocniej i mocniej. Widzowie „House of Cards” wiedzą, że takie zachowanie zupełnie nie przystaje do Francisa Underwooda.
W 18 miesięcy ze szczytu na dno
Bo też odpowiadając na pytanie postawione przeze mnie dokładnie 18 miesięcy temu trzeba stwierdzić, że Schetyna to nie Underwood. Były wicepremier nie udźwignął pokładanych w nim nadziei. Dzisiaj nie pełni żadnej funkcji w strukturach partii, w Sejmie jest przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych. Jednak jego aktywność na tym polu jest niemal niezauważalna.
Jeszcze półtora roku temu sytuacja była zupełnie inna. Platforma Obywatelska przygotowywała się do wyborów przewodniczącego, a w wąskim gronie faworytów wymieniany był Schetyna. Ba, był uznawany za jedyną osobę, która może rzucić wyzwanie Donaldowi Tuskowi. Schetyna wyciągnął białą flagę i wycofał się z wyścigu.
Przegrane bitwy
Z perspektywy czasu wyraźnie widać, że zestawianie Schetyny z Tuskiem to grube nieporozumienie. Nie tylko z powodu znaczącej różnicy potencjałów w wewnątrz partii. Wystarczy obejrzeć publiczne wystąpienia Tuska i Schetyny, by przekonać się kto jest „bardziej premierowski”. Ale wtedy większość komentatorów była dla Schetyny łagodna.
Uznano, że nie chce osłabiać dołującej w sondażach Platformy i przygotowuje się do walki o utrzymanie władzy w regionach. Schetynowcy utrzymali trzy regiony (Wielkopolska, Mazowsze i Podlasie), ale ich przywódca doznał dotkliwej porażki z Jackiem Protasiewiczem. Rozgrywki toczyły się do samego końca, a Schetyna był wyraźnie rozbity tym, co się stało. Widać to doskonale na nagraniach z Karpacza.
"Grzegorz Underwood"? Nie sądzę
To, co działo się po tym, to tylko powolny upadek Schetyny. Jedyny moment, w którym można było uznać, że zbitka „Grzegorz Underwood” jest uprawniona, to negocjacje mające pozyskać głosy dla byłego marszałka Sejmu. Ale już nie ich ujawnienie na słynnych taśmach Schetyny. Bo takie zagrywki są normalne, ale w żadnym wypadku nie można pozwolić na ich ujawnienie.
Wewnętrzne wybory w Platformie Obywatelskiej wyznaczały tempo degradacji Schetyny. Po rezygnacji w walki o fotel przewodniczącego i przegraniu Dolnego Śląska przyszedł czas na wypchnięcie go z Zarządu Krajowego partii. I choć wiceprzewodniczący partii wyraźnie dawał znać, że chce się w nim znaleźć, stał się z dnia na dzień szeregowym posłem.
Dawna (zła) sława
Przez cały ten okres dziennikarze i komentatorzy próbowali wymyślić jak Schetyna odwinie się po kolejnych porażkach. Zastanawiano się, co knuje w słynnej pieczarze, czyli gabinecie szefa Komisji Spraw Zagranicznych. Ale kolejne starcia z premierem pokazywały, że potencjał Schetyny został przeceniony.
Dlaczego? Półtora roku temu Konrad Piasecki z RMF FM źródła mitu Grzegorza-niszczyciela lokalizował w latach 90., kiedy Schetyna toczył zacięte boje z Władysławem Frasyniukiem.
Bezzębny wilk
Ale z wiekiem Schetyna chyba stracił pazury i dziś nie jest w stanie walczyć tak ostro. Nie ma też zbyt wielu środków, by tę walkę prowadzić. „Jaki kraj, taki Underwood” – powtarzano coraz częściej. Nawet w regionie zdymisjonowano marszałka województwa związanego ze Schetyną, a Jacek Protasiewicz bez oglądania się za siebie zaczął tworzyć koalicję z Rafałem Dutkiewiczem, prezydentem Wrocławia.
I to pomimo że w tym czasie musiał radzić sobie z konsekwencjami awantury na frankfurckim lotnisku. Wtedy też powrócił wątek „Grzegorza Underwooda”. Jednak w przeciwieństwie do fali artykułów sprzed roku już tylko w formie żartu. To boleśnie pokazało jak bardzo Schetyna przez ten rok osłabł.
"Poseł Schetyna"
O słabnącej pozycji Schetyny świadczą też wypowiedzi polityków PO na jego temat. Pewnym symbolem jest to, że nie tytułują go już „premier”, „marszałek” czy „przewodniczący”, ale po prostu „poseł”. To musi boleć. „Być może poseł Schetyna przywykł do takiego sposobu uprawiania polityki, gdzie partnerzy się oszukują, a politycy kłamią” – mówił Jacek Protasiewicz.
I o ile Protasiewicz mógł w ten sposób zaznaczać wygraną, to Schetynę zaczynają atakować wprost także szeregowi członkowie partii. – Poseł Schetyna dochodzi do niebezpiecznego dla polityka stanu, kiedy nie tylko staje się niewiarygodny, ale po prostu śmieszny – atakował Piotr Lech.
Błędy wywiadu(ów)
To wyraźny sygnał, że Schetyna nie jest już uznawany za groźnego, potężnego władcę, którego trzeba się bać. Bo Schetyna jest bezbronny. Jedyne, co mu zostało, to całkiem spora popularność, czego dowodzą ostatnie badania i wywiady, którymi co jakiś czas podszczypuje premiera. Ale nie zawsze wychodzi mu to na dobre.
"Dzisiaj widzę, że PO jest partią sytą i często pozbawioną woli walki" – wypalił tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Odebrano to jako niepotrzebne pomaganie PiS-owi i krzyk rozpaczy bezsilnego Schetyny. "Polski Underwood" nie potrafił też wykorzystać swojej pozycji w Komisji Spraw Zagranicznych podczas kryzysu na Ukrainie. To prawda, pojechał do Kijowa, ale zupełnie nie przedstawił inicjatywy, całą sytuacją od początku do końca kierował Donald Tusk.
Minimalizacja strat
Dzisiaj na miano "Underwooda znad Wisły" zasługuje raczej Waldemar Pawlak, który przegrał walkę o władzę w PSL. Zrobił krok w tył, spojrzał na większy obraz (to cytat z bohatera "HoC") i przygotowuje vendettę. Pierwsza próba – na razie nieudana – już była. Pawlak był bliski doprowadzenia do rozłamu w klubie przed głosowaniem nad wotum nieufności dla Bartłomieja Sienkiewicza.
Dzisiaj nic nie wskazuje na to, żeby wiatr dla Schetyny się zmienił. Teraz były wicepremier może jedynie próbować ograniczać straty i szukać miejsca na przeczekanie. Jeśli nie polityczną emeryturę. Bo w tym układzie politycznym Schetyna kart rozdawał nie będzie.