Była zastępcą sekretarza redakcji w jednym z największych dzienników w Polsce. Kiedy urodziła dziecko szukała sposobu na to, by jak najdłużej zostać z nim w domu i nie rezygnować z pracy. Dziś prowadzi jedną z najprężniej działających firm korektorskich. Własna działalność to najlepsze rozwiązanie dla młodej mamy?
Katarzyna Litwinczuk była zastępcą sekretarza redakcji w "Dzienniku", odpowiadała m.in. za współpracę z korektą. Jak sama przyznaje, często zdarzało jej się pracować od rana do nocy. Sytuacja musiała się zmienić, kiedy zaszła w ciążę.
- Poszłam na urlop macierzyński, ale od razu wiedziałam, że pragnę zostać z dzieckiem dłużej, zapewnić sobie urlop wychowawczy - wyjaśnia.
Przyszła mama równocześnie chciała jednak zostać aktywna zawodowo. Mąż przekonał ją, by założyła firmę. - Nie planowałam być bizneswoman. Sama z siebie nigdy bym tego nie zrobiła. Nie miałam pojęcia o fakturach, rachunkach, umowach, ZUS i VAT - przyznaje.
Firma trafiła na dobry moment - "Dziennikowi" nie układała się współpraca z dotychczasowymi korektorami, więc redakcja podpisała umowę z nią. Później zespół się rozwijał, a firma Katarzyny Litwinczuk zaczęła obsługiwać kolejne czasopisma, biuletyny, wydawnictwa.
- Potem zrozumiałam, że ze względu na dziecko już nigdy nie mogę wrócić do takiej pracy jak kiedyś. Teraz sama sobie wyznaczam jej czas i reguluję formę - mówi.
W firmie "Katarzyna Litwinczuk Usługi Korektorskie" zatrudnionych jest ok. 10 osób. Zespół korektorów składa się w większości z pań. Przekrój wiekowy - od ostatnich lat studiów, niemal do emerytury. Bowiem, jak twierdzi, "wiek pracownika nie ma
znaczenia: ważny jest entuzjazm, uczciwość, zaangażowanie". Litwinczuk zaprosiła do współpracy kilkoro korektorów, którzy razem z nią pracowali jeszcze w "Dzienniku". Pozostała część zespołu to przede wszystkim osoby polecone przez znajomych. – Mam też kilka osób z ogłoszenia. Chcę dać szansę młodym, zdolnym. Nawet niedoświadczonym, bo przed laty sama przecież byłam w takiej sytuacji. Kiedy zaczynałam pracę w redakcji, usłyszałam, że jako pani od polskiego mogę zajmować się jedynie korektą. Jeszcze jako korektorka napisałam cykl reportaży, który został wyróżniony w konkursie Polskiej Organizacji Turystycznej.
Zdaniem Litwinczuk do korekty po prostu trzeba mieć oko. - Można kończyć studia i kursy edytorskie, to na pewno pomaga, ale albo się to oko ma, albo nie - mówi.
Mama - szefowa przyznaje, że tym łatwiej prowadzić firmę, im dziecko jest starsze. Teraz, kiedy syn ma prawie trzy lata, zdarza jej się już wchodzić na korektorskie dyżury, kiedy nie może ich wziąć żaden z członków zespołu. - Jak młoda stażem mama rozciąga czas? Taki przykład: kiedy prasuję, słucham audiobooka (czytać nie mam kiedy, ale żyć bez książek nie mogę), mam na brzuchu albo udach pas masujący, patrzę na ekranik elektronicznej niani, sprawdzając, czy syn śpi i do tego zerkam na komputer, kontrolując e-maile od moich współpracowników - wylicza.
Litwinczuk zatrudnia na umowy o dzieło, ale stara się być ludzkim szefem - gwarantuje pracownikom płatne zwolnienia lekarskie i urlopy. – W końcu to przecież oni są moim najcenniejszym kapitałem. Muszę o nich dbać. Jak przyznaje, zależy jej na tym, by korektorzy czuli się zespołem związanym z firmą. Chyba się opłaca, bo o swoich ludziach szefowa nie mówi inaczej niż "bardzo uczciwa, zgrana brygada".
Pytana, czy firma przynosi dochody, mama i szefowa odpowiada, że "dochód musi być". - Nie są to ogromne pieniądze, utrzymać się z tego jeszcze nie da. Ale wierzę, że będzie lepiej, bo rozmawiam z wieloma wydawnictwami, zdarza się, że dostaję do korekty kilka książek w miesiącu - mówi. - Na buty wystarcza - żartuje.
Szefowa Usług Korektorskich przyznaje, że pierwsza firma rozbudziła jej biznesowy apetyt. Już teraz prowadzi też drugą działalność - wraz z przyjaciółką robi koszulki. - Mam już dwa kolejne pomysły, w obydwu zrealizuję moje pasje, ale o tym będę mówić dopiero, kiedy dojdą do skutku.
Jak młoda stażem mama rozciąga czas? Taki przykład: kiedy prasuję, słucham audiobooka (czytać nie mam kiedy, ale żyć bez książek nie mogę), mam na brzuchu albo udach pas masujący, patrzę na ekranik elektronicznej niani, sprawdzając, czy syn śpi i do tego zerkam na komputer, kontrolując e-maile od moich współpracowników