
Nudzi wam się blogowanie w formatce, która uwzględnia w najlepszym razie pogrubienia, kursywę i podkreślenia? Mnie czasem marzy się, by blogerzy wykazywali więcej fantazji, jednocześnie trzymając się z dala od rysunkowych gifów z “blogasków” rozmaitych Asiuniek, Kasiulek i Kamilków. Polecamy garść rozwiązań, które sprawią, że wasz blog będzie choć odrobinę się odróżniał od reszty!
REKLAMA

arzyłby się wam blog, który bardziej niż sieciowy banał przypominałby prawdziwy dziennik albo książkę? Trzeba zacząć od czcionki, a najlepiej – od pięknej litery otwierającej. Na przykład takiej jak te na początku każdego akapitu. Graficzka i ilustratorka Jessica Hische stworzyła aż dwanaście alfabetów, z których możecie korzystać, przeklejając kod html do "wnętrzności" swojego posta. Choć projekt został już zakończony, z jego efektów można nadal korzystać – przyznajcie, że to efektowne!
Dress-code: przeżytek czy codzienność?
Dress-code: przeżytek czy codzienność?

eby wyróżnić się na tle cudzych blogów, część tekstów możemy napisać własnym charakterem pisma. Trzeba w tym celu wgrać napisane własnoręcznie literki z pomocą specjalnego szablonu dostępnego na Writing Fonts, zeskanować i zakupić stworzoną na jego podstawie czcionkę za niecałe 10 dolarów. Ewentualnie można też użyć gotowej “pisanej” czcionki – dostępnej np. tutaj – i wkleić ją na swoją stronę. Albo, jeśli naprawdę macie głowę na karku, stworzyć swój własny font od podstaw!

ominęliśmy tło – w popularnych serwisach typu Blogspot, Wordpress czy Blox często jest już z czego wybierać. Blogerzy mają do dyspozycji setki, jeśli nie tysiące dostępnych szablonów. Jeśli i to wam nie wystarcza, bo przecież korzystających z nich blogów też są miliony, w sieci znajdziecie naturalnie jeszcze więcej możliwości. Z takich stron, jak Pimp My Blog Designs ściągniecie tła okolicznościowe, np. bożonarodzeniowe, ale i tło po prostu ładne – np. takie:

jeśli treści, które tworzycie sami, wydają wam się niewystarczająco ciekawe, zawsze można podeprzeć się cudzą wiedzą albo stworzyć kompilację różnych danych. Oprócz oczywistości – polecanych w bocznej kolumnie linków do innych stron czy blogów – można dorzucić też kilka widżetów, czyli dodatków ze stron zewnętrznych. Żeby pokazać, co aktualnie czytasz, wystarczy zainstalować widżet LibraryThing, a żeby zaprezentować komuś – chociażby klientom – swoje portfolio giełdowe, trzeba wykupić software do jego obsługi o obiecującej nazwie Stockalicious. Możesz też zamieścić widżet, który pozwoli twoim czytelnikom wyjaśnić wątpliwości z pomocą odpowiedzi z Answers.com (różne wzory) albo pograć w dowolnie dziwaczną grę, dostępną w... Widgipedii!

a koniec jeszcze tylko detal, ale jakże istotny. By dopełnić dzieła personalizacji, trzeba mieć też odróżniający się znaczek przy adresie URL waszego bloga. Tam, gdzie my mamy literkę “t” z dwukropkiem, wy możecie mieć dowolny inny obrazek, zaprojektowany przez was w generatorze “favikonek”, bo tak się nazywają po angielsku, albo wybrany spośród gotowych. Potem trzeba je załadować na prominentne miejsce na blogu – jak to zrobić, przeczytacie np. tutaj – i cieszyć się po wsze czasy dobrym czytelnictwem. Czego wam i sobie życzymy!
