Po największym sukcesie w historii Kongres Nowej Prawicy stracił rezon. Partia przestała być obecna w mediach, europosłowie partii wcale nie „masakrują Unii”, a w kierownictwie nie widać pomysłu jak to odwrócić. Do tego partią targają wewnętrzne wojny, na ostatnim Konwencie wymieniono całe kierownictwo, a kolejni działacze opuszczają struktury.
Na wieczorze wyborczym Kongresu Nowej Prawicy mało co było w stanie popsuć humor działaczy i sympatyków partii. Ponad 7 proc. głosów i cztery miejsca w Parlamencie Europejskim to co prawda mniej niż zapowiadał Janusz Korwin-Mikke, ale i tak więcej, niż ktokolwiek trzeźwo myślący się spodziewał. Politycy KNP na stałe zagościli w mediach, a partia Korwin-Mikkego była już przymierzana do koalicji z PiS.
Wzlot i upadek
Dzisiaj nastroje są zupełnie inne. Panowie spod znaku muszki pojawiają się właściwie tylko w Polsat News i Superstacji, a internauci nieco znudzili się Korwin-Mikkem, co widać po ich aktywności. W tym czasie partia wróciła do swoich tradycyjnych notowań i zamiast o przekroczenie granicy 10 proc. musi myśleć jak powrócić ponad próg wyborczy.
Bo Kongres to nadal partia bez rozbudowanych struktur, prowadzeniem jej działalności w terenie ciągle zajmują się sympatycy, często bez umiejętności organizacyjnych, wybrani za wysługę lat. Widać to doskonale w wyborach samorządowych, które pokazują właśnie jak zorganizowana jest partia w terenie. W udzielonym mi kilka tygodni temu wywiadzie Artur Dziambor, wtedy jeszcze wiceprezes KNP nie ukrywał, że członkowie jego partii będą startować z list innych ugrupowań.
Dramat w Brukseli
Przepustką KNP do wielkiej krajowej polityki mieli być europosłowie, którzy dzięki pieniądzom z Brukseli mają większe możliwości działania. Ale ich pierwsze miesiące w Parlamencie Europejskim ciężko nazwać sukcesem. Sam Korwin-Mikke nadal nie wie, czy lepiej mówić po polsku czy angielsku, zresztą i tak mało kto go rozumie. Jego przemówieniom brakuje też prostoty, logiki i dobitności, z której słyną Brytyjczycy z UKIP.
Zaangażowanie "Krula" w niszczenie UE pokazała jego drzemka podczas obrad komisji, która stała się symbolem powyborczego marazmu. Korwin-Mikke i jego partia po prostu przespali okres, kiedy mogli pójść za ciosem. Nie zrobili też tego trzej pozostali koledzy Korwina. Michał Marusik i Stanisław Żółtek nie mają zadatków na medialne gwiazdy, a Jarosław Iwaszkiewicz nawet nie chce zgodzić się na wywiad.
Walki buldogów
Dlatego w partii coraz głośniej krytykowano wybór ludzi na tzw. miejsca biorące. Partią od lat rządziła stara gwardia, a bardzo mocno musiał się z nią liczyć nawet Korwin-Mikke. Bo wbrew pozorom wcale nie był on jednowładcą, "Krulem" i panem. Tak jak szefowie większości partii, był zakładnikiem partyjnych interesów. Młodzi byli prezesowi potrzebni do akceptowania strategicznych decyzji, które podejmuje kierownictwo partii. W ostatnim roku Korwin przegrywał wiele wewnętrznych głosowań.
Przykładem wewnętrznych konfliktów może być upubliczniony spór Stanisław Żółtka z Januszem Korwin-Mikkem. I choć wszyscy czterej europosłowie KNP wystąpili na filmiku dementującym doniesienia dziennikarzy, przypominało to raczej nieszczerą pokazówkę, niż rzeczywiste oddanie sytuacji.
Twórca sukcesu odchodzi
Wcześniej odszedł z partii Krzysztof Szpanelewski, szef sztabu KNP w ostatnich wyborach, twórca jej największego jak dotąd sukcesu wyborczego. I być może ostatniego, bo jak przekonuje w opublikowanym w sieci filmiku, Nowa Prawica pikuje. Jego zdaniem, władze nie poszły za ciosem, a „najlepsze okazje polityczne zostały przespane”.
– Polityka kadrowa nigdy nie była silną domeną, najpierw UPR, później Nowej Prawicy, a pana Korwin-Mikkego w szczególności. Zawsze po wyborach przechodzono do pretensji i do odsuwania na bok tych, którzy się napracowali – mówi. Dodawał, że takich ludzi spotykało „napiętnowanie i sekowanie”.
"Rzeź niewiniątek"
Przewidział, że kulminacja walk wewnętrznych nastąpi na najbliższym Konwencie. – Pewnie dojdzie do małej rzezi niewiniątek – przekonywał. I miał rację, bo podczas niedzielnych wyborów władz wymieniono prawie całe kierownictwo partii. Jednak protesty budzi sposób przeprowadzenia wyborów. Karta do głosowania, do której dotarliśmy, pokazuje jak łatwo było sfałszować wynik.
W zarządzie został tylko Korwin, a jego pierwszym zastępcą został Przemysław Wipler. Zapewniał, że z pełną akceptacją prezesa.
Wygląda to jak namaszczenie następcy. Prezes ma już 72 lata, i choć zapowiada, że tak jak król będzie rządził dożywotnio, musi myśleć o zmianie warty. Jednak wyznawcy Korwin-Mikkego uważają to za spisek służb, które chcą rozsadzić partię od środka. Bo Wipler złożył deklarację członkowską pięć miesięcy temu. – Znam prezesa od 25 i jestem pod wrażeniem jego witalności – mówi naTemat Szpanelewski. – Przywództwo Korwin-Mikkego jest wieloletnie, a dywagacje na ten temat są przedwczesne – dodaje.
Ale przyznaje, że Wipler jest w partii coraz silniejszy. – Najpierw było larum, żeby nie brać spadów. Nawet mi niektórzy mieli za złe, że zapraszałem go na konferencje. Ale jego pozycja rośnie, bo to sprawny polityk, poseł, ma autorytet, zebrał sobie rzesze zwolenników, a osobista sympatia JKM na pewno nie przeszkadza w robieniu kariery w partii – dodaje.
Młodzi-gniewni
Drugim wiceprezesem został Konrad Berkowicz. Popularny w internecie, gwiazda programu „Młodzież kontra”, do tego zdobył bardzo dobry wynik w wyborach europejskich. Ale wielu członków partii zarzuca mu bufonadę i chęć zrobienia kariery na plecach Korwin-Mikkego. Dotychczas młodzi, przebojowi i aktywni nie mieli szans na przebicie się z pomysłami, nie mówiąc już dorwaniu się do stanowisk. Dlatego zaczęli przygotowywać rewoltę.
Operacja wycięcia starych działaczy była zresztą przygotowywana od dawna. Usunięty z zarządu Stanisław Żółtek wcześniej stracił też stanowisko szefa małopolskich struktur partii. Zastąpiła go Agata Banasik, młoda działaczka związana z Konradem Berkowiczem. Gorzko o zapędach młodych pisał Mieczysław Burchert, który jeszcze podczas wieczoru wyborczego stał na scenie, tuż koło Korwin-Mikkego, a podczas Konwentu miał zostać po prostu wycięty.
Wipler-krul
Nowe władze bez pardonu zaprowadzają swoje porządki. Jacek Wilk najprawdopodobniej straci nie tylko fotel wiceprezesa partii, ale także kandydata na prezydenta Warszawy. Mówił o tym Przemysław Wipler w rozmowie ze TV Republika. Partia ma na to czas do 17 października.
Listopadowe wybory samorządowe będą testem, czy przetasowania w partii przyniosły oczekiwany skutek. Nie ulega wątpliwości, że zdegradowani działacze będą sypać piach w tryby. A to może sprawić, że wciąż ledwo zipiąca maszyna KNP zatrze się całkowicie.