- Sporo osób, które miały nieszczęście być przed laty ofiarami gangsterów, dziś zaczyna popadać w paranoję - słyszę od doświadczonego oficera śledczego z Trójmiasta. Miejsca, gdzie traumy wywołane przez nieobliczalne gangi lat 90-tych powodują, że każde doniesienia o nieco bardziej tajemniczej śmierci wywołują strach na nowo. Tym bardziej wzmożony, im więcej przestępców z tamtych czasów wraca zza krat. - Ten strach jest racjonalny, choć prawdopodobnie zagrożenie nie jest już realne - komentuje kryminolog, dr Paweł Moczydłowski.
Bo nie wszyscy wybili się sami...
W Gdańsku, Gdyni i Sopocie problemy z gangsterami zaczęły się już na długo nim głośno zaczęło robić się o osławionych chłopakach z Wołomina i Pruszkowa. Co najmniej od końca stanu wojennego zawsze był tu ktoś, kto trzymał Trójmiasto "za mordę", czyli bił, porywał i gwałcił, by wyjść na swoje i nie pozwolić, by szarakom poprzewracało się w głowach od dobrobytu.
Apogeum gangsterskich możliwości wszyscy obserwowali tu w latach 90-tych, gdy żaden poważniejszy pomysł na biznes nie mógł obyć się bez odpalenia działki odpowiednim osobom lub otrzymania bolesnej nauczki, iż to konieczne. Najlepiej szło w tej branży "Nikosiowi", który dorobił się wręcz statusu, który dziś nazwalibyśmy celebryckim. Najpierw konkurencję wybił on, potem branża zajęła się też nim. Ta gra "w zbijaka" nad Zatoką Gdańską skończyła się dopiero pięć lat temu, gdy "Olo" kazał zatłuc "Zachara".
Wbrew pozorom nie wszyscy trójmiejscy gangsterzy prędzej czy później ginęli. Wielu z nich wywinęło się spod kosy, bo szybciej niż śmierć znaleźli ich policjanci i prokurator. I o ile tych najsłynniejszych, którzy wybijali się wzajemnie nikt się w Trójmieście już nie obawia, wspomnienie tych, którzy trafili na resocjalizację zaczyna budzić niepokój. Bo większość z nich albo już wyszła, albo tylko czeka aż skończą się nawet te kilkunastoletnie wyroki.
- I sporo z tych osób, które miały to nieszczęście być ofiarami, czy świadkami dziś zaczyna popadać w paranoję - słyszę od doświadczonego oficera śledczego z gdańskiej komendy. Jak zdradza mój rozmówca, szczególnie wielu restauratorów i handlowców, którzy byli przed laty zmuszeni do bycia na każde skinienie gangsterów typu "Nikoś", "Tygrys", "Zachar", czy szalony "Szwarceneger", zgłasza się dziś w obawie, że wszystko zacznie się od początku.
Wyroki dały tylko kilkanaście lat spokoju
- Ludzie boją się, że do dawnych zwyczajów wrócą żołnierze dawnych bossów, którzy wychodzą powoli z zakładów karnych. Czasem nawet wcześniej, bo bardzo dobrze się za kratami sprawowali. Dawni świadkowie chcą ochrony, albo twierdzą, że przypomnieli sobie o czymś, co być może pozwoli zachować ich dawnego oprawcę, czy jego współpracownika na dłużej za kratami. Zaczęło się po głośnym zabójstwie na Długiej, o którym zaczęto plotkować, że to zapowiedź ich wielkiego powrotu - mówi mój rozmówca.
Wtedy emocje udało się nieco wyciszyć. Szczególnie, gdy śledczy ujawnili, że rodzina niejakiego Adama K. zginęła z rąk Rosjanina Samira S. prawdopodobnie ze względu na to, iż wmieszał się on w nielegalny handel bronią. I to raczej z ludźmi, przy których polscy gangsterzy uchodziliby za płotki.
Na nowo dawne traumy obudziły się jednak w ostatnich tygodniach, gdy trójmiejskie media zaczęły prześcigać się w spekulacjach na temat znalezienia zwęglonych zwłok dwóch mężczyzn na śmietniku kamienic przy Długim Targu, a chwilę później donoszono o zasztyletowaniu starszego mężczyzny kilka kilometrów dalej.
Już kilka dni później policji udało się wykluczyć gangsterskie spekulacje. Okazało się, że spaleni mężczyźni to bezdomni, a zadźgany staruszek padł ofiarą waśni w środowiskach patologicznych. - Powodów do całej tej paniki nie było więc najmniejszych, a poza tym od kilku lat cała pomorska policja jest przygotowana do monitorowania stopnia resocjalizacji każdego z tych, którzy wychodzą z zakładów karnych -zapewnia mój rozmówca.
Paranoja strachu?
Tak swoje doświadczenia wspomina jednak właściciel jednej z sopockich restauracji i świadek w procesach dwóch gangów:
Stopień traumatyzacji osób tak doświadczonych przez gangsterów i skłonności do popadania w paranoiczny często lęk po latach nie dziwi też socjologa i kryminologa dr. Pawła Moczydłowskiego. - Ten strach jest racjonalny, choć prawdopodobnie zagrożenie nie jest już realne - ocenia.
Ekspert przypomina, że ludzie, którzy byli ofiarami przestępczości zorganizowanej dotknięci lękiem przed powrotem ich oprawców będą prawdopodobnie już zawsze. - To może się w różnych okresach różnić skalą i zależeć od danej osobowości. Zawsze będzie jednak tak, że jeżeli zaczną w ich otoczeniu dziać się wydarzenia przypominające te z przeszłości, to oni będą aktualizować swoje traumy - wyjaśnia.
Kto powinien obawiać się zemsty?
I przypomina, że zorganizowana przestępczość była, jest i niestety zawsze gdzieś będzie. Ostatnie lata pozwalają jednak sądzić, że wojna z nią wygrana jest na razie w całej Polsce. - Także dlatego, że osoby, które trafił za kraty przed laty były w toku śledztw bardzo mocno prześwietlone. Dziś są więc spaleni w oczach potencjalnych współpracowników. To utrudnia im powrót do dawnych wpływów. Podobnie jak wieloletni pobyt za kratami sprawia, że ich kontakty w ogóle osłabły - ocenia Paweł Moczydłowski.
Kryminolog przypomina też, że nie warto wpadać w panikę słysząc o wyjściu na wolność tych przestępców, którzy dostali stosunkowo niskie wyroki. Bo większość z nich łagodniejszy wyrok zawdzięczała po prostu temu, że "sypała". Na wolności samemu muszą więc bardziej obawiać się zemsty dawnych kompanów niż ją planować.
- Poza tym, pamiętajmy, że policja jest ustawowo zobowiązana do rozpoznawania środowisk przestępczych. Osoby, które zostały kiedyś rozpracowane, trafiły do zakładów karnych i powoli z nich wychodzą wciąż jednak stanowią cześć niezbędnej wiedzy o rozpoznaniu. Kiedy wychodzą zza krat nikt z założenia nie przyjmuje, że nie chcą wrócić do dawnego życia. Przestępczość zorganizowana jest dziś stale obserwowana i rozpracowywana - uspokaja nasz rozmówca.
*Imiona zmieniona na prośbę i dla bezpieczeństwa rozmówców.
Wśród znajomych mam takich, którzy w te ustalenia nie wierzą i nie śpią nocami, bo żałują, że zeznawali. Oni widzą znaki powrotu tamtych czasów w każdej informacji o jakimś niewyjaśnionym zabójstwie, czy porwaniu. Ja się jednak nie dziwię, że w ludziach jest strach. Że chcą, by policja jednak dała nam lepsze gwarancje bezpieczeństwa. Mnie w 1996 "tylko" spalili lokal. Przyjacielowi, który chyba najbardziej się obawia porwali na miesiąc córkę i gwałcili, bo nie wyrobił się z przelewem na czas i na ochronę miał trochę za mało.
dr Paweł Moczydłowski, kryminolog
Problemy związane z obawą przed powrotem gangsterów w dawne miejsca lub ich zemstą musi rozwiązywać jednak nie tylko policja. Konieczny jest głównie kontakt z profesjonalnym terapeutą.