Lepsza randka [url=http://shutr.bz/1DF5lj1]przy stole [/url] w Wietnamczyku, czy knajpie roku?
Lepsza randka [url=http://shutr.bz/1DF5lj1]przy stole [/url] w Wietnamczyku, czy knajpie roku? Shutterstock

Jeszcze nie tak dawno temu testowałam każdą, nową, fajnie zapowiadającą się knajpę w Warszawie. Nie przeżyłam żadnej traumy, ale trochę się zniechęciłam. Nie dlatego, że moja dieta zrobiła się nieco bardziej wymagająca. Jest jednak pewne zjawisko, które mnie odrzuca. I dlatego zamiast iść do knajpy roku 2014, 2013 czy 2012 - będę wciągać tani makaron z Toan Pho.

REKLAMA
Nie jestem oszczędna. Przeciwnie. Wywalam sporą część krwawicy na miłe doświadczenia. Wejściówki, treningi, wycieczki, przeróżne jedzeniowe przyjemności. Nie gromadzę pieniędzy, nie odkładam. Póki co nie muszę i nie myślę o tym. Jakiś czas temu jednak, zauważyłam, że jako konsument codziennie biorę udział w swego rodzaju głosowaniu. Wybierając zakupy na Hali Mirowskiej głosuję na niezależnych przedsiębiorców, kupując w Biedrze – na Jeronimo Martins. Idąc do Kaskruta zrzucam się na pensję kucharzy, którym z miesiąca na miesiąc ciągle nie brakuje fantazji – a także szacunku dla diety roślinnej. Dlatego też w zasadzie chętnie wybrałabym się do docenionego Zielonego Niedźwiedzia, zobaczyć co tam mają w karcie i dlaczego właśnie to miejsce zostało wybrane Knajpą Roku przez znajomych redaktorów i smakoszy z Wyborczej. Chłopak mnie tam jednak nie zabierze na randkę. Będę musiała go zaciągnąć. Tytuł "Knajpy Roku" spowodował, że tam w tym miejscu urosła lifestyle'owa bariera - która na wielu zadziała jak magnes. Będzie wypadało się tam pojawić w swojej najlepszej, wypastowanej wersji.
Mój chłopak nie czuje się dobrze w miejscach, w których obok snobuje się Rysiek Kalisz. To taka pozostałość pewnie po czasach, kiedy miał jeszcze długie włosy. Mi jest w zasadzie wszystko jedno, czy w knajpie spotkam Beyonce, Gulczasa, czy ekipę z pobliskiego placu budowy.
logo
Menu w [url=https://www.facebook.com/dwichlab?fref=ts]Kaskrucie[/url] zawsze jest sezonowe i zaskakujące. Pojawiają się też pozycje wegańskie i co najważniejsze - wcale nie są uboższe w smakach niż te mięsne. Zrzut z facebooka Kaskruta
Liczy się to, co dostanę na talerzu, (trochę mniej już jaki to będzie talerz) jest też dla mnie ważne, żeby obsługa była kompetentna i gościnna. Ukochany jednak się buntuje na zjawisko, które opisał jakiś czas temu Maciek Nowak, w rozmowie z Anną Wittenberg.
Maciej Nowak

„Jedzenie w ogóle ustawia nas społecznie. Wszystkie wyrafinowane smaki są drogie, choć nie zawsze jest tak, że one rzeczywiście muszą takie być. Klasa wyższa się w ten sposób odcina. Pokazuje: to jest drogie, więc jest nasze.”

Pamiętam, że smakosz swego czasu wychwalał też właśnie, wspominaną już przeze mnie wietnamską jadłodajnie – Toan Pho. Miejsce (trochę zbyt aromatyczne), w którym kuchnia jest równa i w swojej dziedzinie bezbłędna. Nie istnieje tutaj bariera. Pho wcina kierowca nocnego autobusu, siwiejący kreatywni z pobliskiej agencji reklamowej, znajomi z redakcji, regularnie wpada parka hipsterów w kolorowych futrach, ubodzy studenci, słoiki, mnóstwo turystów ze wszystkich stron świata, oraz rodziny mieszkających w Polsce Wietnamczyków i starsi ludzie - pełen przekrój społeczny. Dla Beyonce też znalazłby się stoliczek. W rozmowie Anny z Maćkiem padło jeszcze jedno zdanie kluczowe – do restauracji trzeba przychodzić otwartym i bez kompleksów. Ich warto pozbyć się nasiąkając zapachem w Toan Pho, gdzie jedzenie jest lepsze i tańsze niż w (miernym, acz bardziej eleganckim) Four Seasons na Hożej.
No dobrze, czy więc mój chłopak ma jakiś kompleks? Dlaczego on odczuwa barierę w miejscach, które uchodzą za eleganckie? Pochodzi z małego miasta? Chodzi w polarze i dziurawych butach, więc czuje się nie na miejscu?
logo
Ciekawe, acz zdecydowanie mięsne menu jest w [url=https://www.facebook.com/niedzwiedzzielony?fref=ts] Zielonym Niedźwiedziu [/url] regularnie odświeżane. Zrzut z Facebooka
To ostatnie to trochę prawda. Bywa czasem, że czujemy się nie na miejscu. Tak na przykład było w Der Elefant, knajpie która cieszy się dobrą opinią, w ramach kremu z warzyw podaje koncentrat pomidorowy z listkiem bazylii, a frytki kupuje mrożone w markecie. Wszystko to opakowane jest w nieźle zbudowany image. Miejsc, które robią podobnie w Warszawie będzie kilkadziesiąt.
Wiem, że restauracja to też swojego rodzaju produkt. Narobiłam sobie trochę złej karmy pracując dla agencji reklamowej. Restaurację jak każdy produkt trzeba skierować do konkretnej grupy docelowej, zaprojektować identyfikację wizualną, wnętrze – teraz od wszystkiego są profesjonaliści. I oni potrafią to robić naprawdę dobrze, a ja potrafię to docenić, bo piękne szyldy kocham, tak samo jak świetne wnętrza. Problem jest, kiedy okazuje się, że to wszystko tylko lukier (czy też dla tych co wolą wytrawnie – panierka) na wierzchu, w kuchni, szczytem fantazji jest ozdóbka z kiełków, a obsługa jest zestresowana i nieuprzejma. Wtedy wszystko jedno, czy knajpa jest targetowana pod białe kołnierzyki, czy Jana Kowalskiego - będzie, mówiąc potocznie - po prostu lipą.
Ciekawym zjawiskiem jest podbijająca warszawę kuchnia tajska. Tutaj wciąż dostępna raczej w eleganckich miejscach, na kwadratowych talerzach. Smaki, które na ulicy w Bangkoku sprzedaje się za równowartość 4 złotych, w Polsce wciąż kojarzą się z luksusem.
logo
Eleganckie Why Thai było nominowane przez Wyborczą do tytułu Knajpy Roku 2013. W tegorocznej edycji także pojawiła się tajskie miejsce - Naam Thai, bardziej nieformalne. Zrzut z Facebooka Why Thai
„To jest drogie, a więc nasze” pokazuje klasa wyższa. A ja wiem, że za chwilę będziemy się z tych kwadratowych talerzy śmiać tak samo, jak teraz z garniturów na otwarciu McDonald's w Sezamie, w 1992 roku. Wartością nadrzędną, w każdym biznesie z sektora HoReCa jest przede wszystkim gościnność, klimat który sprawia, że w danym miejscu zostawiasz serce. Ulubiony kelner, który zna cię już z imienia i pamięta po co przychodzisz rano. Dlatego drodzy restauratorzy – nie stawiajcie na łupkowe talerze, dobry image i modne smaki . Szanujcie swoich dobrych kelnerów, nie zwalniajcie ich co sezon. Kucharzy doszkalajcie i otwierajcie im głowy na nowe smaki – także płacąc godziwie – żeby mogli skosztować u konkurencji, przynieść nowe inspiracje. Zaszalejcie i dajcie im umowę o pracę. Bądźcie gościnni i zawsze się starajcie. Wtedy ludzie zostawią u was serca i nie znikną tak szybko, jak zniknie trend. No i może mój chłopak weźmie mnie na randkę do jakichś „białych obrusów” nie przerażony przerażeniem obsługi.