Ostatnia demonstracja, z którą ruch PEGIDA wrócił po przerwie związanej ze zbyt wysokim zagrożeniem terrorystyczna na ulice Drezna, być może była ostatnią w jego historii. Kolejne odwołano bowiem ze względu na... rozpad szefostwa PEGIDA. Jak mówią nam mieszkańcy Saksonii i Berlina, te marsze musiały się tak skończyć, skoro tłum walczący o "prawdziwe Niemcy" od początku naszpikowany był naturalizowanymi przybyszami z Europy Wschodniej. – Nikt normalny na te marsze nie chodził, a narodowcom przestało się podobać, że uczestnicy protestów przeciw emigrantom skandują z polskim lub czeskim akcentem – słyszymy.
Walczyli z obcymi, przegrali ze sobą...
PEGIDA wciąż jest na czołówkach europejskich mediów, a w sieci zagrzewają do dalszej walki o uzdrowienie etnicznej równowagi w Niemczech. Pomimo tego z ruchem założonym jesienią ubiegłego roku przez Lutza Bachmanna, którego marsze na ulicach niemieckich miast potrafiły gromadzić dziesiątki tysięcy ludzi, nie jest dziś najlepiej. Po ujawnieniu zdjęć, do których Bachmann pozował udając Adolfa Hitlera i jego prywatnych, nienawistnych wpisów na Facebooku najpierw zrezygnować musiał on sam. W ciągu kolejnego tygodnia ruch PEGIDA opuściło kilku kolejnych liderów.
Pierwsza zrezygnowała Kathrin Oertel, która miała stanąć na czele ruchu po skandalu z Bachmannem. Wytrwała tylko kilka dni, po czym oświadczyła, że dosyć ma paparazzich czyhających za płotem, a także rzekomych problemów w pracy i pogróżek emigrantów pod jej adresem. Pod koniec ubiegłego tygodnia w jej ślady poszła piątka innych osób, które dotąd pomagały Lutzowi Bachmannowi wyprowadzać Niemców na ulice. A Oertel zdradziła, że nie miała ochoty kierować PEGIDA także dlatego, że skompromitowany i najsilniej łączący ruch ze skrajną prawicą Bachmann starał się kierować organizacją z tylnego siedzenia. Dziś jego dawni współpracownicy żądają więc "reformy i przegrupowania".
W świetle wewnętrznych waśni i praktycznie całkowitego rozpadu zarządu organizacji, PEGIDA była na siłach jedynie do tego, by odwołać zaplanowane na najbliższy czas marsze. Problemy zaczęły się jednak już 21 stycznia, gdy drezdeńska policja ze względu na wysokie zagrożenie terrorystyczne zabroniła jakichkolwiek zgromadzeń publicznych na wolnym powietrzu i matecznik ruchu PEGIDA musiała wyemigrować z Drezna do Lipska. Miała tam paść rekordowa frekwencja, ale stawiło się niespełna 20 tys. demonstrantów. – Równie wiele było natomiast ich przeciwników – mówi mi Marie Freund, 62-letnia lipszczanka, która tamtej demonstracji wyszła przyglądać się z czystej ciekawości.
Wschodni akcent
Na dość kuriozalny etniczny misz-masz wśród popleczników ruchu PEGDA zwraca uwagę także Marius Tilke, 25-letni student mieszkający w Berlinie. – Ludzie z polskimi czy innymi wschodnimi korzeniami na pewno nie są trzonem tego ruchu, ale bez wątpienia stanowią jego silny element. Wystarczy spojrzeć na facebookowe profile PEGIDA i nazwiska tych, którzy prowadzą tam dyskusje. Obserwowałem to od samego początku i zastanawiałem się, kiedy to będzie punkt zapalny wewnętrznych waśni – podkreśla.
Z wspomnianych przez Mariusa dyskusji na forach PEGIDA widać, że czarę goryczy w tej sprawie przelała właśnie demonstracja w Lipsku. To tam w oczy rzuciło się szczególnie dużo osób skandujących z wyraźnie wschodnim akcentem.
Moi rozmówcy podkreślają jednak, że nawet jeśli marsze coraz bardziej skompromitowanych i rozbitych organizacyjnie pegidowców wreszcie przestaną przynosić Niemcom wątpliwą sławę, to warto, by rządzący w Berlinie i poszczególnych landach wzięli pod uwagę, że ten ruch powstał na tle realnych problemów.
Obronić "to, co najlepsze"
– W Niemczech rzadko hitami stają się niemieckie piosenki, ale jeden z ostatnich wyjątków to popularny na początku roku kawałek Andreasa Bourani "Auf uns", w teledysku do którego jest chyba zilustrowane wszystko, co pokazuje najlepszą stronę dzisiejszych Niemiec i naszej wolności. Dorobiliśmy się tego w bólach i przeciwko majstrowaniu w tym demonstrowało tylu uczestników kontrmanifestacji względem PEGIDA – tłumaczy.
Jednocześnie podkreśla, że zarówno w środowiskach zdominowanych przez zachodnich Europejczyków, jak i tych bałkańskich lub bliskowschodnich od dłuższego czasu głośno mówi się o konieczności zabezpieczenia "tego, co najlepsze" przed zagrożeniem zamachami, czy naciskami na zmianę modelu kulturowego. – Szczególnie takimi kuriozami jak policja szariatowa, którą sobie wymyślono w Wuppertalu – mówi Marius.
– Trzeba coś z tym zrobić, ale na pewno nie podkręcając nienawiść do obcych. Ten etap w Niemczech dawno mamy za sobą i moje pokolenie wiele musiało uczynić, by dziś świat o tamtym nie pamiętał. Oby więc dyskusja o ważnych problemach nie przypominała już twarzy pegidowców – dodaje Marie.
Tyle się o nich tutaj mówi i pisze, więc postanowiłam wreszcie zobaczyć to sama. Co mnie uderzyło, to fakt, że wyraźnie rzucali się w oczy ludzie z dzielnic, które są typowo wschodnioeuropejskie. Tu na wschodzie Turcy, ludzie z Bałkanów, czy Syryjczycy i Irakijczycy niezbyt ciągnęli, bo praca dla nich była w metropoliach. Za to od lat są u nas osiedla typowo Polskie i Czeskie. I śmieszne bardzo, że to one akurat wyszły protestować ramię w ramię z ludźmi, którym Nowak brzmi tam samo źle jak Nasiri.
Marius
pochodzący z Saksonii student z Berlina
Nic dziwnego, że antyislamskie hasła przemawiają do nich, bo w ich ojczyznach zbyt wielu muzułmanów nie ma, a w Niemczech czują się w multikulturowym towarzystwie nieswojo. Problem w tym, że bardzo aktywni w PEGIDA stali się dawno narodowcy. Kłócą się więc teraz o to, kto na marsze w ogóle powinien przychodzić