Kampania prezydencka staje się coraz bardziej brutalna. Zamiast skupiać się na własnej ofercie politycznej, kandydaci, a przede wszystkim osoby z nimi związane ochoczo uderzają w konkurencję. Po stronie atakujących widzimy głównie przedstawicieli obozu rządowego. Otoczenie Bronisława Komorowskiego zaczyna niepokoić się dobrą passą Andrzeja Dudy.
Nałęcz wraca do sprawy Blidy
Od sobotniej konwencji kandydat Prawa i Sprawiedliwości jest w centrum zainteresowania mediów. Organizuje konferencje, podróżuje „DUDABUSEM” i pod względem zaangażowania w kampanię wyróżnia się na tle innych kandydatów. Przedstawiciele Platformy aktywność odnotowują i chętnie oceniają.
Najpierw prof. Tomasz Nałęcz, później Ewa Kopacz. Poza nimi też Mirosław Drzewiecki, Michał Kamiński i wielu, wielu innych. Andrzejowi Dudzie przypomina się m.in. to, iż nie panował nad swoim zespołem w Kancelarii prezydenta Kaczyńskiego i nie dbał o los zwykłych ludzi.
Premier Kopacz grozi Kaczyńskim
Inni nie sięgają do tak dalekiej przeszłości, a powodów do ataku szukają tu i teraz. Mirosław Drzewiecki poddaje w wątpliwość nadmierne „pobudzenie” Dudy podczas sobotniej konwencji. – Boję się, że dostał jakieś prochy – komentował we wtorkowych „Faktach po Faktach”. Zaś premier Ewa Kopacz wybiega w przyszłość i w jednym z wywiadów przekonywała, że w razie zwycięstwa Dudy, władza w istocie trafi do Jarosława Kaczyńskiego. – Gdyby Duda wygrał, to (…) byłby prezydentem technicznym – zapewnia.
Do tego wszystkiego warto dodać skutecznie podgrzewaną tzw. aferę „PrompterGate” o to czy kandydat mówił z kartki czy z głowy i widzimy, że Platforma Obywatelska przyjęła nową wyborczą metodę – atak. Metodę szybką, łatwą i efektywną, ale działającą tylko na krótką metę.
Platforma wchodzi w buty PiS
Atakowanie konkurencji, bez równoległej własnej przemyślanej i atrakcyjnej oferty politycznej to nie żaden wyczyn. Otoczenie Bronisława Komorowskiego, decydując się na takie właśnie posunięcie podwójnie strzela sobie w kolano.
Po pierwsze, zarówno marszałek Sikorski – oficjalnie rozpoczynając kampanię, jak i sam prezydent Komorowski – ogłaszając swój start, apelowali o wzajemny szacunek oraz merytoryczną, nieemocjonalną kampanię. Dziś Prawo i Sprawiedliwość to wykorzystuje i na konferencji prasowej, specjalnie wobec „brutalnych ataków” zorganizowanej, niedawne apele przypomina. – Wystosowałam list do Tomasza Nałęcza, aby przypomniał sobie apel prezydenta Komorowskiego – mówiła szefowa sztabu Andrzeja Dudy Beata Szydło.
Kampania negatywna nie powinna budzić zdziwienia. Była, jest i na pewno będzie, choć zmęczenie konfliktem PO-PiS coraz bardziej daje o sobie znać.
Do tej pory to Prawo i Sprawiedliwość częściej inicjowało ataki, zadaniem Platformy było na nie odpowiadać. Dziś polityczne role odwróciły się. PO atakuje, PiS – do ataków się odnosi.
Sam Andrzej Duda oraz osoby z jego otoczenia także nie są bez winy. Krytykują prezydenturę „żyrandolową” i niepotrzebnie żartują o debacie czytanej z kartki. Wciąż jednak ostrzejszą retorykę narzuca strona rządząca, zwłaszcza w ostatnich dniach. Szybki awans Michała Kamińskiego przynosi szybkie efekty.
Jak widzę pana Dudę, to widzę za nim cień Barbary Blidy. Był wiceministrem sprawiedliwości u pana Ziobry, murem stał za swoim szefem. Skoro chce być przyjacielem każdego człowieka to dlaczego nie był przyjacielem Barbary Blidy? Czytaj więcej
Marcin Mastalerek
Bronisław Komorowski powinien wezwać Tomasza Nałęcza na dywanik i udzielić mu reprymendy. Jeśli tak się nie stanie, to uznamy, że prezydent wypuszcza Nałęcza specjalnie, żeby takie rzeczy w programach telewizyjnych opowiadał. Prezydent powinien wytargać go za ucho i uświadomić profesorowi, że tak się nie robi. Chcielibyśmy dowiedzieć się, czy te ataki są za zgodą prezydenta Komorowskiego.