
Od sobotniej konwencji kandydat Prawa i Sprawiedliwości jest w centrum zainteresowania mediów. Organizuje konferencje, podróżuje „DUDABUSEM” i pod względem zaangażowania w kampanię wyróżnia się na tle innych kandydatów. Przedstawiciele Platformy aktywność odnotowują i chętnie oceniają.
Jak widzę pana Dudę, to widzę za nim cień Barbary Blidy. Był wiceministrem sprawiedliwości u pana Ziobry, murem stał za swoim szefem. Skoro chce być przyjacielem każdego człowieka to dlaczego nie był przyjacielem Barbary Blidy? Czytaj więcej
Inni nie sięgają do tak dalekiej przeszłości, a powodów do ataku szukają tu i teraz. Mirosław Drzewiecki poddaje w wątpliwość nadmierne „pobudzenie” Dudy podczas sobotniej konwencji. – Boję się, że dostał jakieś prochy – komentował we wtorkowych „Faktach po Faktach”. Zaś premier Ewa Kopacz wybiega w przyszłość i w jednym z wywiadów przekonywała, że w razie zwycięstwa Dudy, władza w istocie trafi do Jarosława Kaczyńskiego. – Gdyby Duda wygrał, to (…) byłby prezydentem technicznym – zapewnia.
Atakowanie konkurencji, bez równoległej własnej przemyślanej i atrakcyjnej oferty politycznej to nie żaden wyczyn. Otoczenie Bronisława Komorowskiego, decydując się na takie właśnie posunięcie podwójnie strzela sobie w kolano.
Bronisław Komorowski powinien wezwać Tomasza Nałęcza na dywanik i udzielić mu reprymendy. Jeśli tak się nie stanie, to uznamy, że prezydent wypuszcza Nałęcza specjalnie, żeby takie rzeczy w programach telewizyjnych opowiadał. Prezydent powinien wytargać go za ucho i uświadomić profesorowi, że tak się nie robi. Chcielibyśmy dowiedzieć się, czy te ataki są za zgodą prezydenta Komorowskiego.
Do tej pory to Prawo i Sprawiedliwość częściej inicjowało ataki, zadaniem Platformy było na nie odpowiadać. Dziś polityczne role odwróciły się. PO atakuje, PiS – do ataków się odnosi.